Dzień dobry. Nazywam się Jakub. Mam 29 lat i jestem posiadaczem smartwatchy. I nikomu ich nie oddam, bo uważam że są fajne. Kiedyś uważałem wearables za fanaberię, dzisiaj rozumiem ich sens i w sumie nie dziwię się temu, że jest to jedna z gałęzi rynku tech, która radzi sobie dobrze (a nawet coraz lepiej).
Jest kilka powodów, dla których wreszcie się przekonałem do zegarków / opasek, które sobie coś mierzą, coś pokażą, a nawet czasami uratują skórę w tarapatach. O tym też wspomnę, bo jest to jeden z ciekawszych powodów, dla których na co dzień noszę jakikolwiek zegarek - nie tylko ten, który jeszcze mam okazję testować - czyli Amazfita GTR3 Pro.
Powód 1: bo... nosiłem opaskę
O, przekonał się do smartwatcha, bo nosił opaskę? No, kretyn. Trochę tak, ale trochę nie. Opaski mają to do siebie, że mają niewielkie wyświetlacze, a to już warunkuje pewne kompromisy. Musisz pogodzić się z tym, że na malutkim ekraniku widać odrobinę mniej i musisz się albo wysilić żeby coś zobaczyć, albo przewijać powiadomienie. Na smartwatchu nie muszę tego robić: widzę więcej i na tej kanwie jestem lepiej w stanie ocenić, czy ta konkretna notyfikacja wymaga ode mnie większej uwagi.
Co więcej, opaski zazwyczaj (szczególnie te tańsze) mają mniejsze możliwości od zegarków. To niestety już specyfika rynku: opaski są oferowane w niższych cenach, toteż mniej opłaca się producentom tworzyć w ich kręgu rozwiązania szczególnie mocno naszpikowane możliwościami. Ale są i w tej materii wyjątki.
Powód 2: bo powiadomienia
A to już wynika wprost z tego, że tych powiadomień na co dzień mam naprawdę masę. Trzy obszary robocze na Slacku, mnóstwo konwersacji na Twitterze, trzy komunikatory i masa spraw do załatwienia. To generuje zatrzęsienie informacji, które muszę skonsumować. I to nie dlatego, że cierpię z powodu FOMO - moja praca to przerzucanie wręcz danych: czy to w głowie, czy to w frameworkach służących do organizowania sobie obowiązków. Muszę odpowiedzieć na masę maili, porozmawiać z konkretnymi osobami i pamiętać o spotkaniach. Nie nudzę się, ale muszę mieć stosowną pomoc w tej kwestii.
Gdybym miał za każdym razem wyciągać telefon i sprawdzać nowe powiadomienie - chyba bym oszalał. Wolę powiadomienie zobaczyć na zegarku i wtedy podjąć decyzję: wyciągnąć telefon, czy nie? Na spotkaniu jest to o tyle lepsze, że bez odrywania się od dyskusji, mogę spojrzeć na znajdujący się na ręce gadżet. I też wiem wszystko - dyskretnie i wygodnie.
Powód 3: bo zdrowie
Ostatnie przeboje zdrowotne pokazały mi dobitnie: nie jestem niezniszczalny. To w sumie już kolejny raz, gdy się tego dowiaduję, ale mimo że człowiek całe życie się uczy... to jednak zawsze głupim umiera. Ja to już szczególnie umrę w oparach dobitnej głupoty. Lekarze mówią mi jedno, ja robię drugie i z kolei wychodzi mi trzecie. Ostatnio zegarek zaczął mnie ostrzegać o przypadkach desaturacji trwającej dłużej niż 10 minut. Zaciekawiony tym faktem poszedłem do lekarza (fakt faktem, czułem się już wtedy paskudnie) i... okazało się, że mam zaostrzenie astmy.
Funkcje zdrowotne, choć w umowach dotyczących użytkowania technologii funkcjonują one w "du*okrytkach" (przepraszam za to określenie, ale mnie się ono podoba) polegających na wyłączeniu odpowiedzialności producenta za nieprawidłowe wskazania np. tętna, saturacji i innych - przydają się. Nawet, jeżeli nie mogą być one substytutem prawdziwego badania - bezproblemowo mogą być drogowskazem dla użytkownika. Tak stało się w moim przypadku i... voila! Znowu oddycham w miarę normalnie.
Powód 4: bo aktywność
Cholera, gdy zacząłem aktywniej korzystać z opasek i zegarków - okazało się, że zaczynam się sam ze sobą ścigać. Czy przejadę szybciej ten jeden kilometr na rowerze? Czy zrobię szybciej 5 kilometrów? Czy uda mi się znowu nabić 10 000 kroków? Grywalizacja to element wielu technologii i w przypadku wearables też tak jest. Jest to tym bardziej przydatne, że zwyczajnie ma to bardzo pozytywny wpływ na nasze zdrowie. Ruch, aktywność fizyczna to dobry lek na wiele przypadłości - oczywiście, o ile są one dawkowane tak, jak trzeba. Bo wszystko można przedawkować. Wodę też. (ale nie próbujcie!)
Interfejsy sparowane z różnymi produktami wearables dopingują człowieka w utrzymaniu odpowiedniej aktywności fizycznej. I jest to fajne oraz zdecydowanie potrzebne. Dzięki temu zacząłem ruszać się bardziej, mocniej i... czuję że jest mi z tym lepiej.
Powód 5: moda
Nie jestem estetą, nie chadzam w garniaku, nikt przy zdrowych zmysłach nie nazwałby mnie metroseksualnym facetem. Taki ze mnie wesołkowaty normik, żaden chad. Ale na ręce lubię mieć coś ładnego - czy to będzie Apple Watch, czy to będzie Amazfit GTR3 Pro (który według mnie jest ładniejszy od Apple Watcha, którego też mam) - ludzie zwracają na to uwagę. Nie oszukujmy się, technologiami rządzi także moda i napisałem na ten temat kiedyś bardzo ważny IMO tekst.
Technologiami zaczyna rządzić moda
Ja - będąc czasami przykładem nawet "antyestety", też lubię mieć coś ładnego. A jeżeli jest to jeszcze funkcjonalne, daje określone korzyści, to tym lepiej! Właśnie tak jest u mnie ze smartwatchami (ze smartbandami już mniej, bo one z urzędu są w moim odczuciu "brzydkie"), mogą stanowić całkiem spójny z resztą element Waszego outfitu. Sam znam osoby, które zmieniają kolor paska w smartwatchu w zależności od tego, jaką ubierają koszulę / sukienkę. Ja na kolorach znam się raczej średnio (rozróżniam dosłownie trzy), więc trochę tego nie rozumiem. Ale i nic do tego nie mam.
A u Was? Co przesądza o tym, że korzystacie ze smartwatchów lub ze smartbandów? Dajcie znać w komentarzach!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu