Nie jestem może wykwintnym kinomanem, ale trudno mnie zaskoczyć - szczególnie w kinie science-fiction. Ale może wystarczy robić filmy inaczej, korzystając z innych technologii? Jak na przykład z napędzającego gry silnika Unity. Zobaczcie ten krótki film, a zrozumiecie o co chodzi.
Pamiętacie ubiegłoroczny, krótki film ADAM: Chapter 1? To niecodzienny pomysł, gdzie do nakręcenia materiału wideo wykorzystano silnik Unity - powinniście znać go z takich produkcji, jak 7 Days to Die, Amikrog, Battlestar Galactica Online czy Ori and the Blind Forest. Jeśli nie widzieliście, zobaczcie.
Odpowiedzialny za Adama Neill Blomkamp to reżyser takich filmów, jak District 9, Elysium czy Chappie. Pokazał właśnie drugą część swojego filmu, bazującą na tym samym pomyśle. Blomkamp twierdzi, że rozpoczął już prace nad większym projektem i rozbuduje historię wokół ADAMa. I choć nie opiera się na żadnym znanym uniwersum, opowieść o cierpiącym na amnezję cyborgu wciąga. Duża tu oczywiście rola odpowiedniego klimatu, umiejętnie budowanego zarówno przez reżysera, jak i…oprawę graficzną. Materiał wygląda wybornie, jest niezwykle szczegółowy. Na tyle szczegółowy, że taka oprawa nie jest póki co możliwa w grach, choć przecież działają dokładnie na tym samym silniku.
Jaką przewagę daje tworzenie filmów na silniku gry?
Zapytacie - po co w zasadzie robić nieinteraktywną animację bazując na silniku gry? Ma on przecież swoje ograniczenia, których nie doświadczą zwykli animatorzy tworzący w 3D. Otóż jest odwrotnie. Po pierwsze chodzi o sam proces tworzenia. W przypadku CGI jakakolwiek zmiana oznacza ponowne renderowanie filmu, co przy produkcjach światowej klasy, nawet na supermocnych komputerach, swoje trwa. W przypadku filmu stworzonego na silniku gry, wystarczy po prostu nanieść zmiany i „nagrać” klip.
Druga sprawa to tworzenie wirtualnych światów. Te w klasycznych trójwymiarowych filmach są jak kadry kręcone kamerami. Nie można ich eksplorować, wykorzystywać obiekty 3D tak, ale to wciąż nie jest świat jaki tworzony jest przy okazji kręcenia z Unity. Sam Blomkamp mówi, że wszystkie obiekty, tekstury i przede wszystkim przepiękna płonąca pustynia leży na dyskach ich komputerach i czeka na dalszą eksplorację. W takim układzie proces tworzenia filmu wygląda inaczej, historię w prosty sposób można opowiedzieć dalej, osadzając ją w tym samym świecie. Jeśli twórcy zdecydowaliby się na taki krok, wystarczy skrzyknąć aktorów do sesji motion-capture, a czasowo całość działań powinna zamknąć się w jednym dniu. Biorąc pod uwagę to, jak wiele czasu zajmują zdjęcia do klasycznych filmów, różnica jest wręcz kolosalna.
Możemy wziąć film i zmienić ubranie bohatera, zamienić bohaterów lub zmienić porę dnia. Moglibyśmy po prostu „włączyć noc” i kliknąć przycisk play”.
- dodaje Blomkamp potwierdzając, że to zupełnie inny sposób produkcji filmów.
Przeskok do wirtualnej rzeczywistości
ADAM: The Mirror udostępniono w formie dwuwymiarowego filmu na YouTube. To jednak nie jest jedyny sposób, w jaki można byłoby obejrzeć ten materiał. Tworzenie świata korzystając z silnika graficznego znanego z gier oznacza, że można w łatwy sposób przeskoczyć do trzech wymiarów i dostosować film do gogli wirtualnej rzeczywistości czy kin IMAX. Niewielkim kosztem jeśli chodzi o jakość wyświetlanej grafiki, twórcy mogą przeskoczyć z 30 fpsów obecnych w filmie na 60 klatek a tym samym przenieść swój film do VR. W dodatku VR na wszystkie dostępne aktualnie platformy. Ciekawe czy Sony w ogóle widziało ADAMa, taka współpraca mogłaby być niezłym pomysłem na promocję PlayStation VR. Obawiam się jednak, że konsola i gogle mogłyby okazać się za słabe by poradzić sobie z filmem w zadowalającej widza jakości. Ale jednak możliwość obejrzenia tego filmu w goglach - ach, oglądałbym bez chwili zastanowienia.
Powoli zaciera się granica między filmami, a grami
Wyświechtane hasło, które słyszymy od wielu lat. Ale faktycznie, dzisiejsze gry mają większe budżety niż wiele dużych filmów. Czasem oferują oprawę kojarzącą się właśnie z wizytą w kinie. Przykład? Proszę - ograłem właśnie betę Star Wars Battlefront 2 i gdyby ktoś 10 lat temu powiedział mi, że latając Tie Fighterem będę widział obraz prawie tak i sam jak przy kosmicznych starciach w filmach z uniwersum SW, pewnie bym mu nie uwierzył.
Ale tu mówimy o czymś innym, o filmie który przypomina grę. Może to jest właśnie fajny sposób na opowiedzenie historii. Wiele produkcji prowadzi zupełnie inną niż w filmach narrację (bo i produkt jest inny), ale gdyby tak spróbować przenieść ją na grunt kinowy? Były oczywiście próby patrzenia na sceny oczami bohatera - czasem wychodziły lepiej, czasem gorzej. Natomiast przy wykorzystaniu silnika gry, a do tego gogli wirtualnej rzeczywistości opowiadana historia (nawet jeśli nie byłaby w pełni interaktywna) absorbowałaby zupełnie inaczej niż zwykły obraz na kinowym ekranie. Pewnie kiedyś doczekamy się właśnie takich rozwiązań, kto wie, może takie filmy powalczą kiedyś o Oskary.
Póki co trzymam kciuki za kolejne prace Blomkampa i mam nadzieję, że reżyser przygotuje jakąś większą i dłuższą historię wokół ADAMa.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu