Komputery i laptopy

Dell zaprzestaje sprzedaży swoich Chromebooków. Powód? Były zbyt popularne

Tomasz Popielarczyk
Dell zaprzestaje sprzedaży swoich Chromebooków. Powód? Były zbyt popularne
33

Na rynku laptopów dzieje się coś dziwnego. Użytkownicy rezygnują z w pełni funkcjonalnych komputerów z Windowsem wyposażonych w potężne jednostki obliczeniowe. Zamiast tego coraz częściej kupuje się urządzenia, których jedynym oprogramowaniem jest... przeglądarka www. Szaleństwo? Ofiarą tego szaleńs...

Na rynku laptopów dzieje się coś dziwnego. Użytkownicy rezygnują z w pełni funkcjonalnych komputerów z Windowsem wyposażonych w potężne jednostki obliczeniowe. Zamiast tego coraz częściej kupuje się urządzenia, których jedynym oprogramowaniem jest... przeglądarka www. Szaleństwo? Ofiarą tego szaleństwa padł Dell. Popularność Chromebooka tej marki przeszła najśmielsze oczekiwania.

Powiecie: "znowu Chromebooki na AW?! Ile można pisać o komputerach, których nawet nie sprzedają w Polsce?!". Fakt, nie sprzedają, ale mimo to jest to temat, który dotyczy nas bardziej, niż by się mogło wydawać. Na rynku komputerów osobistych zachodzą bowiem zaskakujące zmiany. Klienci zamiast odkładać miesiącami na wydajny i "wszystkomający" sprzęt z Windowsem, wybierają tanie, mobilne urządzenia do codziennego użytku, które bez żalu można po roku lub dwóch wymienić.

Dowody? Dell właśnie poinformował, że wycofuje swoje Chromebooki ze sprzedaży detalicznej. Powodem bynajmniej nie jest nikłe zainteresowanie tego typu komputerami. Wręcz przeciwnie. Producent nie nadąża z dostawami i dlatego chce skupić się na nominalnym celu swojego przedsięwzięcia, czyli edukacji. Od teraz jego Chromebooki będą dostępne tylko dla klientów edukacyjnych - szkół i uczelni. Kiedy wrócą na półki sklepowe? Nie wiadomo.

Dell nie informuje też ile egzemplarzy urządzenia trafiło finalnie do odbiorców, a więc trudno ocenić realną popularność Chromebooków. Równie dobrze firma mogła się nastawiać na nikły popyt i teraz zbiera owoce swojej nieroztropności. Nieco inne światło rzucają na to wyniki sprzedaży Chromebooków z ubiegłego roku. Z danych NBD wynika, że prawie co piąty sprzedawany komputer w okresie styczeń-listopad 2013 pracował pod kontrolą Chrome OS. Łącznie daje to 1,76 mln egzemplarzy. Szczególnie imponująco wygląda tutaj dynamika wzrostu, bo jeszcze rok wcześniej udział Chromebooków w amerykańskim rynku był właściwie znikomy.

Oczywiście USA to trochę inne realia, bo usługi Google'a są tutaj najbardziej kompletne i, co za tym idzie, atrakcyjne dla użytkowników. Kalifornijska firma jednak nigdy nie miała zamiaru zamykać się w granicach lokalnego rynku. Łącznie w sprzedaży znajduje się już 15 modeli, które można kupić w 28 krajach. Liczby te nieustannie rosną i tylko patrzeć, kiedy pierwsze Chromebooki pojawią się również nad Wisłą. Aktualnie nie ma większych powodów, żeby debiut ten dalej wstrzymywać - mamy już Książki, Muzykę i Filmy od Google'a. Sprzęt jest naturalnym następstwem tego procesu.

Tymczasem sam Chrome OS regularnie zyskuje nowe funkcje. To już nie jest ta sama platforma, co kiedyś. Po odłączeniu od internetu możemy pracować z Google Docs, czytać artykuły z Pocketa, zarządzać kalendarzem czy skrzynką Gmail - wszystko offline. A niebawem dojdą kolejne możliwości, bo twórcy chcą zaimplementować tutaj obsługę aplikacji z Androida. Google w ten sposób niejako walczy z negatywnym marketingiem Microsoftu, który na każdym kroku uderza w ograniczenia Chromebooków. Zresztą dobitnie widać to w dzisiejszym tekście Jana.

Rywalizacja na tym polu może doprowadzić do ciekawej sytuacji, w której rynek będzie zdominowany przez tanie, mobilne komputery z Windowsem i Chrome OS. Użytkownicy natomiast będą je kupować, a następnie wymieniać równie często, jak smartfony czy tablety. Oczywiście zakładając, że Microsoft podzieli się z Google zdominowanym rynkiem desktopów. Bo jak na razie robi wszystko, aby zatrzymać ekspansję Chromebooków.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu