Felietony

10 tys. złotych - tyle zapłacimy, a i tak dostaniemy eksperyment zamiast laptopa

Krzysztof Rojek
10 tys. złotych - tyle zapłacimy, a i tak dostaniemy eksperyment zamiast laptopa
17

Nowy Dell XPS jest piękny, drogi i... mniej wygodny w obsłudze niż poprzednicy? Dlaczego firma decyduje się na eksperyment w najdroższym segmencie?

Przywykliśmy już, że w naszym kraju, gdzie waluta nie ma za wiele siły nabywczej, ceny elektroniki są po prostu horrendalnie wysokie w porównaniu z takimi krajami jak Anglia, Francja czy Stany Zjednoczone. Wiele telefonów kosztuje więcej niż miesięczna pensja, a w przypadku laptopów wartość ta może się nawet potroić. Jeżeli ceny nowych urządzeń stanowią przedmiot narzekań nawet za oceanem, to nie ma się co dziwić, że w Polsce na topowe modele pozwolić sobie może naprawdę niewiele osób. Widać to przede wszystkim kiedy dyskusja dotyczy nowych Macbooków, będących najczęściej najdroższymi dostępnymi komputerami, które kupują albo fani marki z nadmiarem gotówki, albo też osoby, które wykorzystują je do pracy, dzięki której taki zakup zwyczajnie zwróci się w postaci zaoszczędzonego czasu.

Jednak w takim wypadku laptop staje się bardziej narzędziem pracy, a to nieco zmienia jego postrzeganie

Kiedy nie tak dawno przeprowadziłem się do nowego mieszkania, miałem ten przywilej, że mogłem od zera zaprojektować miejsce swojej pracy (które z resztą widzicie na materiałach na AntywebTV). Moim celem było to, żeby na jak najmniejszej przestrzeni zawrzeć jak największą funkcjonalność, dlatego też, chociaż jestem niesamowicie zadowolony z klimatu pracowni, to daleko jej do sterylnych, modernistycznych i minimalistycznych pomysłów, jakie można znaleźć w sieci. W moim wypadku funkcjonalność miała pierwszeństwo. Dlaczego mówię o tym w kwestii drogiej elektroniki? Cóż, patrząc na to, jak wyglądają współczesne sprzęty, zwyczajnie irytuje mnie, że producenci zdają się nie mieć na to takiego samego poglądu.

Jednym z przykładów, który był bezpośrednim powodem powstania tego tekstu, są najnowsze modele laptopów Dell z jego serii premium XPS. Do samego laptopa nic nie mam, bo jeżeli chodzi o segment premium nie podejrzewam, że Dell jest w stanie zepsuć takie elementy jak np. klawiatura czy ekran. W końcu mówimy o sprzęcie, którego cena zaczyna (!) się od 6 tys. zł, a kończy prawdopodobnie w okolicach 10 tys. za najwyższą konfigurację. Jednak już na pierwszy rzut oka widać, że wygląda on inaczej niż "tradycyjny" notebook. Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy jest brak touchpada. To znaczy - on oczywiście w urządzeniu jest, ale nie ma żadnej wizualnej bądź haptycznej wskazówki, gdzie się on zaczyna i kończy, jako że cały dół wykonany jest z jednego bloku szkła. To z kolei na bank spowoduje, że choć sprzęt wygląda świetnie, to bardzo szybko jego właściciele odczują sporą frustrację przy tak podstawowej czynności, jak poruszanie myszką po ekranie.

 

Drugą kwestią jest rząd klawiszy funkcyjnych, których tu... nie ma. Zamiast tego mamy klawisze dotykowe, będące tak naprawdę zubożoną i niezbyt udaną zżynką z tego, co przez ostatnie lata było w Macbookach. Zauważcie, że w przypadku nowych Macbooków Pro Apple rakiem wycofało się z pomysłów touchbara, a jak wiemy, Apple to firma która najczęściej "wie lepiej" czego chcą jej klienci. Brak touchbara jest jasnym sygnałem, że sprzeciw społeczności (podobnie jak w przypadku wadliwych klawiatur) był tak duży, że nawet firma z Cupertino ugięła się pod naciskami. Co to ma wspólnego w kwestii Della? Ano to, że jestem przekonany, iż oba powyższe "ficzery" stanowiące wyróżnik tej generacji komputerów spotkają się z takim samym przyjęciem. Dell z kolei musi walczyć z całą konkurencją komputerów z Windowsem i nie może sobie pozwolić na komfort pójścia w zaparte i sprawdzenia, czy rozwiązanie przyjmie się po kilku generacjach. Po prostu jego sprzedaż zbyt mocno by na tym ucierpiała, dlatego jestem przekonany, że w kolejnym modelu wrócimy do normalnych klawiszy funkcyjnych i tochpada.

I to z kolei prowadzi nas do konkluzji - dlaczego za taką cenę otrzymujemy taki eksperyment?

Ja rozumiem, że producenci muszą zrobić "coś", żeby odróżnić starszy model od nowego, bo inaczej sprzedaż poleci na łeb na szyję. Co więcej, często gęsto zdarza się, że to, jak ważne były niektóre innowacje (patrz iPhone) dostrzegamy dopiero po czasie. Jest więc cień szansy, że się mylę i tysiące ludzi którzy zmusili Apple do usunięcia touchbara nagle zakocha się w jego jeszcze mniej funkcjonalnej formie, chociaż szanse na to są równie nikłe, co na prezydenturę JKM. Nie mam więc nic przeciwko zmianie utartych schematów, ale nie bez powodu prawie każdy inny producent nie robi tego w swoich najbardziej znanych liniach produktowych, a ma od tego osobne gałęzie bądź nawet submarki. Świetnym przykładem na to jest Asus, który ramach ROG robi naprawdę wykręcone rzeczy dla entuzjastów, często aby sprawdzić, czego ludzie chcą i co ciekawego można zrobić, by usprawnić doświadczenie z komputerem osobistym.

Z drugiej strony mamy producentów, którzy robili to samo co Dell. Jednym z tych, który jako pierwszy przychodzi mi na myśl jest LG, a konkretnie - dział smartfonów firmy. W topowej serii V mieli oni nowy pomysł praktycznie co generację, jednak tak szybko, jak mieliśmy kolejny rok, poprzedni pomysł wyrzucany był do śmieci i robił miejsce nowemu. To sprawiało, że telefony LG nie były finalnie najlepsze w żadnej kategorii, a nowości, które wprowadzały, często okazywały się mało dopracowane i tak samo mało praktyczne (jak np. gesty powietrzne). Nie twierdzę, że Dell popełnia tu ten sam błąd, ale takie eksperymentowanie na klientach którzy płacą za urządzenie premium bardzo często było wymieniane jako jeden z głównych powodów upadku marki na rynku smartfonów.

Sprawdza się tu stare jak świat stwierdzenie, że to, że coś jest wyjątkowe, nie sprawia, że to coś jest użyteczne. Granica między ewolucją a eksperymentem jest bowiem bardzo cienka i sprowadza się często do bardzo subtelnych detali. Sprzedaż i długofalowe recenzje klientów pokażą, czy eksperyment Della się powiódł. W końcu przecież finalnie nikt nie każe nam kupować tego konkretnego modelu, a dzięki temu, że laptopów z Windowsem jest dużo na każdej półce cenowej, wybór alternatywy nie kosztuje nic.

Tym bardziej zastanawiam się, dlaczego Dell zdecydował się na tak radykalną zmianę. Jakieś pomysły?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu