Większości z nas wystarcza 4G, z 5G korzysta raczej niewielki odsetek konsumentów, a na horyzoncie majaczy nam 6G. Po co?
Technologia zawsze idzie do przodu i twierdzenie, że na pewnym etapie możemy się zatrzymać w rozwoju, ponieważ nikt nie będzie potrzebował szybszych komputerów, mocniejszych smartfonów czy szybszego internetu jest zwyczajnie błędne z założenia. Oczywiście - rozwój powinien być też zrównoważony i albo dostosowany do potrzeb albo też - wyprzedzać je mając na uwadze potencjalne przyszłe udogodnienia. Tak było chociażby z siecią LTE, która całkowicie zmieniła to, w jaki sposób korzystamy ze smartfonów. W momencie upowszechnienia się szybkiego internetu i dużych planów taryfowych, nasze telefony przestały magazynować dane, a stały się łącznikiem z siecią. Filmy, muzyka, a nawet nasze zdjęcia dziś są przechowywane w chmurze, a dostęp do nich umożliwia właśnie łącze o odpowiedniej przepustowości - coś co przy sieci poprzedniej generacji było nie do pomyślenia.
Teraz mamy 5G. I nikt nie kwapi się, żeby coś z tym zrobić
Jakiś czas temu pisałem, że nastał już najwyższy czas, by przestać ekscytować się 5G, jakby to była jakaś niespotykana nowość. I tak właśnie się stało - nowe smartfony w naprawdę rzadkich przypadkach mają już dopisek 5G - sieć ta stała się po prostu obowiązującym standardem. Jakby nie patrzeć, 5G jest już w Polsce dokładnie dwa lata. Dla porównania - w przypadku LTE od jego uruchomienia na dużą skalę u wszystkich operatorów - okolice 2013 roku - dwa lata działalności przypadają na 2015 rok. W Polsce wtedy już LTE pokrywało ponad 8o proc. kraju u wszystkich operatorów, a na rynku pojawiły się programy kapitalizujące nowe możliwości. Na Polski rynek weszło chociażby Spotify, a rok później miał dołączyć do niego Netflix. Przez jakiś czas problematyczne mogły być jeszcze oferty, które maksymalnie oferowały jakieś 6 do 10 GB na miesiąc w najdroższym pakiecie, ale to nie przeszkodziło w popularyzacji LTE.
Teraz tego problemu nie mamy - oferta 5G u niektórych operatorów jest nawet nielimitowana. Problem jest natomiast co innego. Przede wszystkim, dwa lata po wdrożeniu 5G na rynku nie pojawił się żaden gracz kapitalizujący tę technologię. Owszem, 5G to szybszy internet, ale nie mamy żadnego odpowiednika Netflixa, który miałby pomysł na to, w jaki sposób za pomocą tego 5G pozwolić ludziom na cokolwiek więcej, niż to co mamy z 4G. Co więcej, po 2 latach w zależności od operatora, w zasięgu 5G jest od 6 do 19 milionów osób. Operatorzy lubią podawać tę liczbę, ponieważ jest ona zwyczajnie większa niż powierzchniowy zasięg, który wciąż ogranicza się do największych miast, zostawiając duże białe plamy na mapie kraju. Co więcej, jestem przekonany, że tak jak LTE nie dotarło wszędzie, bo nie wszędzie opłacało się postawić maszt, tak samo i 5G nie dotrze w jeszcze większą liczbę miejsc i finalnie - wiele osób będzie mogło o nowej technologii tylko pomarzyć.
I w takim klimacie za kilka lat nieubłaganie pojawi się 6G
Pamiętam, że już na kilka lat (od 2016 r.) przed pojawieniem się 5G różnej maści "eksperci" prześcigali się w wizjach tego, jak 5G zmieni nasze codzienne życie. To, co to spowodowało, to fakt, że póki co dyskurs o 5G składa się głównie z zawiedzionych nadziei i pytań "a po co to komu". Jest to niesprawiedliwe, ponieważ sama sieć, tak jak LTE, daje nowe możliwości i to nie jest jej wina, że nikt nie potrafi ich (jeszcze) wykorzystać. Nie ma się jednak co dziwić, że kiedy tylko zaczynamy mówić o 6G, ludzie reagują na to wręcz alergicznie. A 6 G przyjdzie i to wcześniej niż myślimy, ponieważ pierwsze testy w Korei zaplanowane są na 2026 rok, co może oznaczać, że u nas 6G zawita tak w okolicach 2028-29 roku. Co przyniesie? Jeszcze szybszy internet, oczywiście, ale wraz z nim jeszcze mniejszy zasięg i jeszcze bardziej palące pytanie - czy taka szybkość jest w ogóle potrzebna.
Dzisiejsze smartfony są już zbyt mocne dla większości aplikacji, a internet - zbyt szybki dla większości potrzeb. Jeżeli więc ktoś w najbliższym czasie nie wymyśli usługi bądź aplikacji wykorzystującej możliwości sieci, będziemy mieli spory problem. Nawet streamowanie gier nie było bowiem wystarczające, by zapchać 5G, a rozwój tej technologii bardziej polegał na tym, by stworzyć serwerownie mogące dostarczyć taką usługę niż na dostosowaniu czegokolwiek po stronie konsumenta. Jakimś promyczkiem "nadziei" może być coraz lepsza jakość zdjęć i filmów (szczególnie z wszystkimi dodatkowymi informacjami, jak RAW) i konieczność ich natychmiastowego backupowania w chmurze. Jednak już samo to, że zastosowania trzeba wyszukiwać i tworzyć do nich specjalne scenariusze daje do zrozumienia, że tych nie ma za dużo.
I jeżeli to się nie zmieni, nie ma sensu pchać się w sieć 6 i kolejnych generacji.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu