Daredevil wraca na ekrany w nowym serialu. Czy to równie dobra produkcja, co wspominane serie Netfliksa? Oceniamy "Daredevil: Odrodzenie" na Disney+.

Powrót Matta Murdocka do serialowej rzeczywistości po latach od zakończenia kultowego "Daredevila" na platformie Netflix, budził ogromne emocje. "Daredevil: Odrodzenie" miał być ukoronowaniem historii niewidomego prawnika walczącego ze złem na ulicach Nowego Jorku. Droga do finałowego produktu okazała się kręta, naznaczona zmianami i problemami produkcyjnymi. Początkowo planowano kontynuację w duchu dramatu sądowego, z mocnym naciskiem na prawnicze zmagania Murdocka. Jednakże, w toku prac, wizja uległa transformacji, a serial nabrał cech typowych dla superbohaterskiego uniwersum Marvela.
Daredevil: Odrodzenie - recenzja serialu
Fabuła "Daredevil: Odrodzenie" koncentruje się na wewnętrznej walce Matta Murdocka z gniewem i jego skomplikowanej relacji z Wilsonem Fiskiem. Poruszane są ważne tematy moralności, sprawiedliwości i traumy, czyli podobne do tych, które zawierano w poprzednich sezonach. To pozwala poczuć dziedzictwo produkcji Netfliksa w nowych odcinkach Disney'a i mówię o tym całkowicie w pozytywnym kontekście. Serial bada nowe aspekty postaci, pokazując ich zmagania z własnymi demonami, a powrót Jona Bernthala w roli Punishera dodaje serialowi brutalności i dynamiki. Podobnie jak w "Deadpool & Wolverine", tak i tutaj dostajemy solidną dawkę mocnych, krwawych scen i ewidentnie widać, że Disney coraz lepiej czuje się z takimi produkcjami, nie pragnąc ocenzurować soczystych scen walk.
To oczywiście nie jedyne cameo i easter egg, jaki przygotowali twórcy, bo jest ich cała masa, ale zrobiono je delikatniej i z większym wyczuciem niż te w ostatnim "Kapitanie Ameryce". Tym, co ucieszy wszystkich fanów klimatu starego "Daredevila" to fakt, że sceny akcji, choć momentami niejednolite pod względem jakości, nadal zachowują mroczny i brutalny klimat znany z produkcji Netflixa. Część z nich powstała w takim samym tonie i aranżacji, więc są równie satysfakcjonujące i dają taką samą frajdę podczas seansu, co wcześniejsze.
Jednym z największych atutów serialu jest powrót Charliego Coxa i Vincenta D'Onofrio. Ich charyzmatyczne kreacje Matta Murdocka i Wilsona Fiska stanowią trzon produkcji. Chemia między aktorami jest cały czas wręcz magnetyzująca, a ich sceny pełne napięcia i emocji. Fisk, tym razem jako burmistrz Nowego Jorku, prezentuje się jako jeszcze bardziej niebezpieczny i wpływowy przeciwnik. Polityczne ambicje Kingpina wprowadzają nowe, intrygujące wątki, a jego starcie z Murdockiem nabiera politycznego wymiaru.
Jednakże, mimo doskonałych występów innych głównych aktorów, serial miewa problemy z wykorzystaniem nowych postaci. Heather Glenn grana przez Margaritę Levievę i Hector Ayala/White Tiger, w którego wciela się Kamar de los Reyes, nie otrzymują wystarczająco dużo czasu ekranowego, aby w pełni rozwinąć swoje charaktery. Ich wątki są dość pobieżne i dobrze byłoby pozwolić im dojrzeć na przestrzeni wszystkich odcinków, by wspomnienia po seanse był bardziej konkretne.
Wracamy do Hell's Kitchen w Nowym Jorku
Realistyczne przedstawienie Nowego Jorku, pełnego kontrastów i problemów społecznych, to kolejny atut serialu. Sceny w sądzie, stanowiące integralną część charakteru Matta Murdocka, są dobrze napisane i zagrane. Trudno jednak nie zauważyć, że momentami efekty specjalne CGI są słabsze i obniżają poziom realizmu scen. Co więcej, zmiana koncepcji wpłynęła na ton produkcji, który zaczął balansować między mrocznym klimatem znanym z Netflixa a lżejszymi, bardziej przystępnymi elementami charakterystycznymi dla produkcji Disneya. Serialowi brakuje spójności, a próby połączenia dwóch odmiennych stylistyk momentami wypadają nienaturalnie. Oprócz tego, niektóre wątki są niedopracowane, a inne wydają się być zbędne - czasami w serialu po prostu za dużo się dzieje.
Daredevil: Odrodzenie to coś, na co czekali fani
Nie jednak nie czerpać radości z serialu, który mógł być czymś całkowicie innym, a pozostał na właściwy torach. Pojedyncze riposty, wspomnienia o znanych postaciach, pojedynki czy powroty fundują nam szeroki uśmiech na twarzy, gdy tylko się pojawią się w odcinku. To nie jest bezpośrednia kontynuacja "Daredevila", bo nie tylko postacie, ale także odgrywający ich aktorzy dojrzeli, zmienili się i mogą mieć nowe pomysł na tych samych bohaterów. Cieszy mnie fakt, że nie czuję znużenia czy irytacji w trakcie oglądania nowego "Daredevila: Odrodzenie", które pojawiały się w trakcie kontynuacji na Netfliksie, a nowy sezon może być fundamentem pod coś jeszcze lepszego. Trudno bowiem nie zorientować się, że te 9 odcinków może być jedynie wstępem do czegoś większego.
Dwa odcinki "Daredevil: Odrodzenie" od dziś na Disney+. Kolejne będą pojawiać się co tydzień.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu