Prawdopodobnie każdy z nas widział przynajmniej raz w życiu film SF, w którym kierowcy byli w zasadzie pasażerami, nie sterującymi pojazdem. Taka przyszłość, według producentów, jest coraz bliższa. Czy to nie brzmi pięknie, stać w korku, ale móc się zająć sobą bez patrzenia na drogę?

Amerykańska organizacja AAA przeprowadziła testy pięciu różnych systemów ADAS, sprawdzając ich skuteczność w rzeczywistych warunkach na autostradach Los Angeles. Każdy pojazd wyposażony był w zestaw kamer i odbiorników GPS, a kierowcy korzystali z systemów zgodnie z zaleceniami producentów. Łącznie przejechano ponad 550 kilometrów na samochód w trakcie 16 godzin jazdy w typowym, miejskim ruchu autostradowym.
Czy to już pora zdjąć ręce z kierownicy? Można, ale jest haczyk
Analiza zarejestrowanych danych wykazała, że średnio co 9 minut dochodziło do sytuacji, w której kierowca musiał przejąć kontrolę nad pojazdem. Najczęstszą przyczyną interwencji były nagłe zmiany pasa przez inne pojazdy – w takich przypadkach aż 90% sytuacji wymagało reakcji człowieka. Kolejnym problemem okazało się niedostateczne utrzymanie pojazdu na pasie ruchu, co również często wymagało korekty ze strony kierowcy. Zdarzały się także przypadki, w których pojazd po zatrzymaniu nie wznawiał jazdy lub systemy asysty dezaktywowały się bez wyraźnej przyczyny.
W ramach testu porównano również skuteczność systemów wymagających trzymania rąk na kierownicy z tymi, które pozwalają na chwilowe oderwanie dłoni („hands-off”). W przypadku bardziej zaawansowanych rozwiązań interwencje kierowcy były potrzebne trzykrotnie rzadziej niż w systemach wymagających nieustannego kontaktu z kierownicą. Mimo to nawet w tych przypadkach konieczność reakcji pojawiała się średnio co 20 minut.
Na tę chwilę... Lepiej zachować czujność
Trudno się kłócić z faktami i wnioski AAA są jednoznaczne – obecne systemy ADAS, choć stanowią znaczny postęp i zwiększają komfort kierowcy, nie eliminują konieczności stałego nadzoru podczas prowadzenia pojazdu. Organizacja podkreśla, że żaden system wspomagania nie jest w stanie w pełni przewidzieć wszystkich sytuacji na drodze, zwłaszcza w warunkach intensywnego ruchu miejskiego.
Równolegle trwają prace nad dalszym rozwojem tych technologii. Producenci skupiają się na poprawie algorytmów rozpoznawania sytuacji drogowych oraz na lepszej integracji różnych funkcji ADAS. W Polsce, ze względu na obowiązujące przepisy, testy pojazdów autonomicznych prowadzone są głównie w środowiskach zamkniętych lub laboratoryjnych, jednak także tutaj obserwuje się postęp w zakresie wdrażania systemów wspomagających.
Tak ma wyglądać przyszłość dróg na świecie
Zaawansowane systemy wspomagania kierowcy (ADAS) od kilku lat stanowią jeden z głównych kierunków rozwoju motoryzacji. Producenci pojazdów systematycznie wdrażają rozwiązania, które mają nie tylko zwiększać bezpieczeństwo na drogach, ale również odciążać kierowcę podczas codziennej jazdy. W praktyce ADAS obejmuje zarówno funkcje ostrzegawcze – jak monitorowanie martwego pola czy systemy awaryjnego hamowania – jak i te określane mianem „asystentów komfortu”, czyli adaptacyjny tempomat czy utrzymanie pasa ruchu. Jednak, czy to już jest sygnał, że wolno skierować uwagę gdzie indziej niż na drogę?
Zdecydowanie nie. W zasadzie to nie trzeba nawet za wiele dumać, aby odpowiedź na to pytanie była jasna. Wystarczy pogooglować informacje dotyczące wypadków autonomicznych taksówek, ale przede wszystkim, sięgnąć do własnego doświadczenia z prowadzenia samochodu. W końcu każdego dnia, gdy się wyjeżdża na drogę, to niezależnie od doświadczenia kierowcy i tak z łatwością się na potka sytuację, która zaskoczy. Każdego dnia napływają kolejne osoby o zróżnicowanym nie tylko doświadczeniu, lecz o różnych przyzwyczajeniach, rodzajach samochodów i tak dalej. Można wręcz ze spokojem (i odrobiną zawodu?) założyć, że ta wizja samodzielnych pojazdów nie spełni się tak długo, aż nie będą one stanowić blisko 100% uczestników ruchu drogowego.
Źródło: arstechnica
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu