Felietony

Człowiek wykorzystuje 10 procent swojego mózgu, a ile dysku twardego?

Tomasz Popielarczyk

Jestem dziennikarzem z wykształcenia, pasji i powo...

Reklama

Mit z 10 proc. mózgu ma swoich zwolenników i fanatyków - ci drudzy nawet mają na swoim koncie bardzo słaby film z bardzo dobrymi aktorami. O wykorzyst...

Mit z 10 proc. mózgu ma swoich zwolenników i fanatyków - ci drudzy nawet mają na swoim koncie bardzo słaby film z bardzo dobrymi aktorami. O wykorzystaniu dysków twardych w komputerach nikt filmu nie nakręci, bo to mało wdzięczny temat. Dysku twardego w komputerze, rzecz jasna (przepraszam, że podejrzewałem Was o to, ale nauczony doświadczeniem, wolę pisać wprost). No właśnie, to ile gigabajtów Wam potrzeba do szczęścia?

Reklama

Rok 2014 już ogłoszono ostatnim rokiem, w którym flagowe smartfony miały po 16 GB pamięci wewnętrznej. Dziennikarze z zachodu (tego mitycznego, bogatego, gdzie wszystkie Netfliksy i Amazony oferują swoje dobra) już zapowiedzieli w noworocznych felietonach, że najwyższa pora na zmiany. Trudno odmówić im racji, bo te 8-10 GB, które zostaje po odjęciu plików systemowych to trochę mało na nagrywanie wideo, strzelanie selfies i instalowanie mających po kilka gigabajtów gier. Swoją drogą, wycwanili się ci producenci z tym podawaniem dostępnej pamięci "brutto". Czy wartość "netto" nie byłaby bardziej wartościowa dla użytkownika?

Wracając jednak do głównego wątku, o ile w smartfonach i tabletach rzeczywiście 16 GB w dłuższej perspektywie okazuje się niewystarczające, to terabajty w desktopach wydają się coraz bardziej zbędne. Zanim podniesie się lament tych wszystkich, którzy montują wideo, tworzą modele w AutoCAD, obrabiają fotografie w Photoshopie, pragnę zaznaczyć, że piszę o zwykłych użytkownikach. Nie chcę przez to powiedzieć, że mam Was w nosie, a raczej, że jesteście niezwykli (w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Pisząc poważniej, trend przenoszenia wszystkiego do sieci staje się coraz bardziej widoczny na wielu płaszczyznach.


Weźmy mój komputer służbowy, na którym w bólach rodzą się te codzienne wypociny. Poza systemem Windows zainstalowane są tutaj cztery programy: Chrome, Photoshop, Google Drive i FastStone Capture (rewelacyjne narzędzie do zrzutów ekranu - polecam!). Całość zajmuje niespełna 5 gigabajtów (wraz z pamięcią podręczną przeglądarki, a tej może się uzbierać całkiem sporo). Co z resztą?

Muzyka? Odkąd opłacam Spotify nie mam na dysku ani jednego pliku MP3 (FLAC-ów nigdy nie słuchałem, ale tak, wiem, ile one zajmują miejsca. Wy też jesteście niezwykli, drodzy audiofile). Nie znaczy to oczywiście, że żadnej muzyki nie trzymam na dysku. Pamięć podręczna, zapisane utwory do odtwarzania offline - to wszystko swoje zajmuje, a konkretnie... 1,5 GB.

Filmy? Szybko doceniłem streaming w przeglądarce. W Polsce nie mamy może aż takiego wyboru, jak w USA. Na Netfliksa i pochodne ciągle czekamy i obyśmy się doczekali. Trzeba jednak przyznać, że oferta rodzimych dostawców wygląda pod tym względem coraz lepiej. Nieźle rozkręca się Filmbox Live, a także HBO GO. Gonią ich inne platformy oraz ogromna ilość serwisów z treściami legalnymi inaczej. Wystarczy krótki research, aby przekonać się, że nie jest pod tym względem w polskiej sieci tak źle. Ile to zajmuje miejsca na dysku? Nic.


Reklama

Gry? Tutaj pojawia się problem, bo gry z gatunku AAA i wszelkiego rodzaju blockbustery już dawno przekroczyły granicę kilkudziesięciu gigabajtów i trzeba naprawdę sporo miejsca, żeby upchać ich kilka na dysku. Co jednak w sytuacji, gdy użytkownikowi wystarczy kilka prostych produkcji w przeglądarce albo to, co ma na swoim tablecie/smartfonie (jest jeszcze Windowsa Store!)? Myślę, że można się tutaj maksymalnie zamknąć w 4-5 GB - szczególnie, gdy mówimy o laptopie ze zintegrowanym GPU od Intela. Chyba nikt nie łudzi się, że będzie na nim instalował gry po kilkadziesiąt gigabajtów (i nawet DirectX 12 tu nie pomoże)? A to nie wszystko. Pamiętacie, jak pisałem o tablecie Nvidia Shield? Streaming gier z sieci to temat traktowany coraz poważniej przez wielu producentów i ledwo się obejrzymy, a będzie dostępny na każdym pececie i Smart TV.

Do czego zmierzam? Otóż z punktu widzenia użytkownika dziś w tanim laptopie o wiele bardziej się opłaca zastosowanie dysku SSD 128 GB aniżeli 500-gigabajtowego potwora. A tymczasem w tej najniższej kategorii cenowej próżno szukać takich maszyn. Biorąc pod uwagę świadomość technologiczną klienta, do którego jest adresowany ten sprzęt, trudno się dziwić. Który laptop jest lepszy? Ten z 500 GB czy ze 128 GB? No właśnie. Ale to się zmienia - dlatego taką furorę na zachodzie robią Chromebooki, gdzie 32/64 GB pamięci wewnętrznej to często maksimum, na jakie można liczyć. Do konsumpcji treści w sam raz.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama