Europa

Czarnobyl z nową elektrownią. Ale tym razem nie będzie katastrofy

Maciej Sikorski
Czarnobyl z nową elektrownią. Ale tym razem nie będzie katastrofy
Reklama

To miejsce jednych przeraża, innych fascynuje i pociąga. Mowa o Czarnobylu i okolicach, obszarze, który od kilku dekad kojarzy się przede wszystkim z katastrofą elektrowni jądrowej. Nie brakuje turystów odwiedzających nie tylko miasto, ale i cały rejon. Na tym jednak wykorzystanie tego obszaru się kończy, gospodarka właściwie tam umarła. Nie oznacza to, że tak już musi zostać: firmy zainteresowały się wykorzystaniem strefy pod instalacje OZE. Od radioaktywnego skażenia do zielonej energii...

Czarnobyl zyskał międzynarodową sławę, ale chyba trudno jej zazdrościć. Miasto pojawia się w książkach, filmach czy grach komputerowych, lecz nierzadko jest ukazywane w sposób, który odstrasza. Oczywiście pojawią się głosy, że to jest potrzebne, że dzięki temu w strefie panuje względy spokój. Coraz częściej pada jednak pytanie, czy tak duży obszar powinien być całkowicie niezagospodarowany, wyłączony z przemysłu i oddany zwierzętom oraz roślinom (ciekawostką jest fakt, że wysiedlenie ludzi z tego terenu doprowadziło do bujnego rozwoju fauny i flory - powstał olbrzymi, nieoficjalny rezerwat).

Reklama

Od jakiegoś czasu w tym kierunku spoglądali urzędnicy, politycy oraz biznesmeni, przybywało doniesień na temat potencjalnych inwestycji. O ile odpadają uprawa czy hodowla, interesy angażujące poważny udział człowieka, o tyle coraz większym zainteresowaniem cieszył się pomysł wykorzystania obszaru pod instalacje OZE. Ze Wschodu docierają wieści, że dwie firmy, jedna z Ukrainy, druga z Niemiec, kończą budowę farmy solarnej w tzw. Strefie Wykluczenia. To niewielki projekt: 1 MW mocy, koszt około miliona euro. Przedsiębiorcy mają jednak bardziej ambitne plany, na rozwój OZE w tym miejscu zamierzają przeznaczyć 100 mln euro. Co ciekawe, farma oddalona jest od reaktora o zaledwie 100 metrów.

W podobnym kierunku zamierzają pójść firmy z Francji czy Chin, wspomina się o znacznie większych inwestycjach, instalacjach, których moc byłaby liczona nie w megawatach, lecz w gigawatach. Skąd to nagłe zainteresowanie? Ukraińskie władze nie urywają, że chcą jakoś zagospodarować obszar o powierzchni paru tysięcy kilometrów kwadratowych. Zachętą mają być niskie ceny ziemi oraz państwowe gwarancje dotyczące cen energii elektrycznej. Nie bez znaczenia jest też fakt, że to miejsce posiada rozbudowaną infrastrukturę służącą do przesyłu energii elektrycznej - z tych sieci korzystała wcześniej elektrownia atomowa.

Intrygujący eksperyment, jeśli można to ująć w takich kategoriach. Coraz częściej mówi się o odchodzeniu od energii atomowej, z takimi deklaracjami wychodzą kolejne państwa (przykładem Szwajcaria) lub przynajmniej część ich polityków, alternatywą miałyby być właśnie odnawialne źródła energii. Te ostatnie nie są oczywiście novum w Europie Zachodniej, ale stawianie na nie w bliskim otoczeniu nieczynnego reaktora może być drogowskazem. Pytanie, ile zostanie z szumnych zapowiedzi: Czarnobyl rzeczywiście przestanie się kojarzyć ze skażeniem (już teraz nie brakuje głosów, że przestaje ono być problemem) i stanie się wizytówką "zielonej" Ukrainy? Za dekadę wycieczki odwiedzające to miejsce mogą być zdziwione...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama