"Czarne Lustro" to jedna z największych marek w ofercie Netfliksa. Jak wypada najnowszy 7. sezon serialu?

Minęło sporo czasu, odkąd z wypiekami na twarzy czekałem na nowe odcinki "Czarnego Lustra". Po nieco mieszanym przyjęciu poprzedniej odsłony, w mojej głowie kołatała się niepewność. Czy twórcom uda się powrócić do korzeni, do tej mrocznej, ale jednocześnie fascynującej analizy naszej relacji z technologią i nie tylko? Po seansie siódmego sezonu mogę z ulgą stwierdzić, że w dużej mierze tak. Czuć powiew świeżości, ale i znajomego niepokoju, który sprawił, że ten serial stał się fenomenem.
Czarne lustro - recenzja 7. sezonu
Jedną z największych zalet tego sezonu jest bez wątpienia powrót do tej charakterystycznej dla "Czarnego Lustra" esencji. Mam wrażenie, że twórcy wsłuchali się w głosy fanów, którzy tęsknili za odcinkami, które nie tylko straszą, ale przede wszystkim zmuszają do refleksji nad naszą kondycją w dobie cyfrowej rewolucji. Nowe historie zdają się głębiej penetrować nasze emocje i obawy, dotykając uniwersalnych lęków związanych z samotnością, pamięcią czy tożsamością w świecie, który nie tylko nieustannie się zmienia, ale w coraz szybszym tempie.
Polecamy: Serial, który podbił serca europejskiej widowni. W obsadzie polska gwiazda
Jednak nie wszystko w tym sezonie błyszczy tak samo mocno. Przyznam, że jeden z odcinków, "Bête Noire", choć niewątpliwie dopracowany pod względem realizacji, pozostawił mnie z poczuciem lekkiego niedosytu. Jego fabuła, poruszająca kwestie manipulacji i trwałości traumy, wydała mi się momentami zbyt oczywista, przypominając motywy, które już widziałem w innych produkcjach science fiction. Zabrakło mi tego zaskakującego "kopa", który tak często charakteryzował najlepsze epizody "Czarnego Lustra". Czemu nie przesunięto tej granicy jeszcze dalej?
Na szczęście, ten niedosyt, jest szybko rekompensowany przez inne, mocniejsze punkty sezonu. Już otwierający odcinek, "Zwyczajni ludzie", okazał się prawdziwą petardą. Zgrabnie łączy elementy komedii, niedowierzania i szokujących wydarzeń, przypominając mi najlepsze czasy "oryginalnego" "Czarnego Lustra". Z jednej strony bawi, z drugiej – mrozi krew w żyłach, idealnie oddając to przewrotne podejście do tematu technologii, które zawsze ceniłem w tym serialu. Nie wiem dlaczego, ale częściowo miałem wrażenie, że oglądam zapowiedź przyszłość, biorąc pod uwagę naszą nierozłączność z technologią i wszechobecne subskrypcje. Niech mi ktoś tylko powie, że nie ma sensu kupować płyt z grami, muzyką i filmami!
Nowe odcinki Czarnego lustra - czy warto oglądać?
Z kolei odcinek "Hotel Reverie", reklamowany jako potencjalny spadkobierca kultowego "San Junipero", zrobił na mnie spore wrażenie, ale nie wywołał takiego efektu "wow". Choć sama koncepcja przeniesienia widzów do złotej ery Hollywood za pomocą zaawansowanej sztucznej inteligencji jest intrygująca, to jednak zabrakło mi tej magii i subtelności, która uczyniła "San Junipero" tak wyjątkowym. Muszę jednak przyznać, że twórcom należą się brawa za odwagę i chęć eksperymentowania, a przykładem tego jest inny odcinek, który stanowi zaskakujące odejście od typowej dla serialu dystopijnej konwencji. Przedstawia on nowatorską technologię wykorzystywaną w szczytnym celu – dzielenia się wspomnieniami podczas pogrzebu. To rzadki przypadek w "Czarnym Lustrze", gdzie technologia nie jest źródłem zagrożenia, a narzędziem do pielęgnowania pamięci i więzi międzyludzkich. Wspaniała rola Paula Giamattiego dodatkowo podnosi wartość tego odcinka, czyniąc go jednym z jaśniejszych punktów sezonu.
Czarne lustro nigdy wcześniej nie miało takiego odcinka
Niezaprzeczalnym atutem siódmego sezonu jest również fakt, że zawiera on pierwszy w historii serialu sequel – "USS Callister: W głąb Infinity". Początkowo podchodziłem do tego pomysłu z pewną rezerwą, obawiając się, że powrót do tak ikonicznego odcinka może okazać się nietrafiony. Na szczęście, moje obawy okazały się bezpodstawne. Sequel ten, choć może nie wnosi niczego radykalnie nowego, to jednak dostarcza solidnej porcji wciągającej rozrywki. Szybkie tempo akcji i interesująca scenografia sprawiają, że seans mija w mgnieniu oka. Pytanie, czy twórcy nie zdecydują się teraz na więcej takich rozwiązań i czy nie będziemy częściej oglądać kontynuacji odcinków?
Co ciekawe, w tym sezonie dostrzegłem pewną zmianę w podejściu twórców do swoich bohaterów. Wydaje się, że odeszli od ostrego moralizowania, które było charakterystyczne dla wcześniejszych odcinków. Zamiast tego, skupiają się na bardziej empatycznym przedstawieniu trudnych decyzji i dylematów, przed którymi stają postacie. Siódmy sezon "Czarnego Lustra" to udany powrót do formy. Zawiera kilka naprawdę mocnych odcinków, które mają szansę na długo zapaść w pamięć. Choć nie wszystkie historie są równie udane, to jednak ogólna jakość sezonu jest wysoka i z pewnością zaspokoi oczekiwania fanów serialu. Cieszę się, że "Czarne Lustro" wciąż potrafi zaskakiwać i prowokować do myślenia.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu