Felietony

Muzyka cyfrowa i analogowa: czy jakość audio to tylko Herce i bity?

Daniel Oziębała
Muzyka cyfrowa i analogowa: czy jakość audio to tylko Herce i bity?
23

Premiera płyt gramofonowych przyczyniła się do wyniesienia jakości domowych zestawów audio na zupełnie nowy, dotychczas nieznany poziom. Dziś wypadły je płyty CD oraz cyfrowe źródła muzyki. Mimo tego czarne krążki wciąż mają wiele do zaoferowania.

Na przestrzeni ostatnich dekad pojawiło się wiele interesujących rozwiązań wyróżniających się na tle konkurencji. W 1979 roku zaprezentowany został Walkman, który szybko stał się wręcz synonimem słuchania muzyki. Ponad 20 lat później, w 2001 roku, do oficjalnej dystrybucji trafił pierwszy iPod i zrewolucjonizował sposób słuchania muzyki. Swoją wizję promowali również twórcy innych urządzeń, w tym muzyk Neil Young. Postęp cyfryzacji prowadził do ciągłego rozwoju sklepów z cyfrowymi wersjami albumów (Qobuz, Bandcamp, ProStudioMasters, iTunes i inne)  i piosenek oraz rezygnacji z fizycznych nośników na rzecz usług streamingowych jak Apple Music, Tidal czy Spotify. Mimo tego w ostatnich latach zanotowano wzrost zainteresowania nośnikami analogowymi, a zwłaszcza płytami winylowymi. Wg danych dostępnych w serwisie Statista, w 2020 roku w Stanach Zjednoczonych sprzedało się ponad 27 milionów krążków.

Źródło: Statista

Płyty CD oraz SACD są lepsze od płyt winylowych w każdy mierzalny sposób. Cyfrowe pliki zapisane w sposób bezstratny również

Płyty winylowe miały z założenia zapewnić wysokiej jakości reprodukcję sygnału bez słyszalnych przeskoków czy zniekształceń, co przyczyniło się do zastosowania licznych ustępstw i kompromisów już na etapie projektowania nośnika oraz wspierających go urządzeń.

Zasada ich działania opiera się na zapisie sygnału audio w postaci wyżłobień o różnych wymiarach znajdujących się bezpośrednio na powierzchni płyty. Zapisany w ten sposób dźwięk jest odczytywany przez igłę gramofonową i przetwarzany z powrotem na dźwięk słyszany przez zestaw przetworników wchodzących w skład toru audio. Wspomniane rowki nie mogą być ani zbyt szerokie, ani zbyt wąskie, ponieważ może to prowadzić do wypadania igły lub wprowadzania płyty w nadmierne wibracje.

W związku z tym na przestrzeni dekad opracowano szereg dobrych praktyk dotyczących masteringu materiału i przygotowania nośnika do tłoczenia. Jedną z nich jest odpowiednie przetwarzanie niskich oraz wysokich tonów mające na celu ograniczenie sybilantów (syczące dźwięki towarzyszące wymowie części liter jak „z” oraz „s”) już na etapie nagrywania materiału oraz konwertowanie częstotliwości poniżej 100 Hz z sygnału stereofonicznego na monofoniczny.

Produkcji analogowych wydań albumów i piosenek towarzyszy wiele tego rodzaju zabiegów mających na celu kompensować niedoskonałości medium, których jest całkiem sporo, np.

  1. Zakres dynamiczny (DR, różnica głośności między najcichszymi a najgłośniejszymi partiami nagrania) jest najlepszy przy krawędziach płyty, a najgorszy bliżej jej środka. Dlatego często na ostatnie pozycje zajmowały ballady, które charakteryzują się umiarkowanie niską dynamiką
  2. Stosunek sygnału do szumu (SNR) jest mocno ograniczony względem płyt CD (55-67 dB dla płyty winylowej, 90-96 dB dla płyty CD)
  3. Powierzchnia nośnika stosunkowo łatwo i szybko ulega zużyciu

Wraz z rozwojem technologicznym na rynek trafiły liczne rozwiązania wolne od wspomnianych wad, choć do głównego nurtu przebiły się przede wszystkim płyty CD. Szybko przebiły się do świadomości przeciętnego konsumenta charakteryzując się znacznie wyższą wiernością reprodukcji sygnału audio, bogactwem szczegółów i subtelnych niuansów, szerszą dynamiką i innymi zaletami względem analogowych rozwiązań.

Obecnie prym wiedzie cyfrowa dystrybucja cechująca się łatwym dostępem do muzyki zapisanej w sposób stratny lub bezstratny, a serwisy pokroju Apple Music czy Spotify mogą pochwalić się milionów użytkowników opłacających miesięczną subskrypcję.

Mimo tego płyty winylowe wciąż mogą poszczycić się ciepłym, przyjemnym w odbiorze brzmieniem oraz innymi niedoskonałościami. Według mnie to właśnie one stanowią magię i urok analogowych wydań moich ulubionych piosenek i albumów.

Lecz muzyka nie jest czymś mierzalnym, co można ocenić w sposób obiektywny. Dlatego wyższa precyzja i wierność nie zawsze przekładają się na lepsze wrażenia odsłuchowe

W latach 60. XX w świecie audio nastąpiła niemała rewolucja - zaprezentowane zostały wzmacniacze tranzystorowe charakteryzujące się znacznie niższymi zniekształceniami sygnału i całościowo wierniejszą reprodukcją dźwięku niż popularne w tym czasie wzmacniacze lampowe. Mimo tego wielu konsumentów w dalszym ciągu preferowało mniej doskonałe rozwiązanie, które w ich ocenie zapewniało lepsze wrażenia odsłuchowe.

W związku z tym w latach 80. przeprowadzono liczne badania mające na celu ustalić, z czego wynika subiektywne wrażenie wyższości wzmacniaczy lampowych nad ich tranzystorowymi odpowiednikami cechującymi się obiektywnie lepszą charakterystyką brzmieniową. Analiza zebranych danych wykazała, iż wzmacniacze lampowe mają tendencję do wprowadzania harmonicznych drugiego i trzeciego stopnia, które część słuchaczy finalnie interpretuje jako dźwięk o cieplejszym i przyjemniejszym w odsłuchu brzmieniu.

Podobne wnioski można wyciągnąć w przypadku płyt winylowych oraz CD - choć analogowy nośnik wykazuje liczne niedoskonałości i charakteryzuje się niższą jakością dźwięku, tak pod wieloma względami wypada subiektywnie lepiej. I podobnie jak we wspomnianej historii wzmacniaczy sygnału, tak i tutaj główną rolę odgrywają wady danego produktu. Właśnie z ich powodu analogowe wydania albumów nierzadko mają lepszą dynamikę dźwięku i głębsze, bardziej naturalne brzmienie niż ich cyfrowe wersje. Zwłaszcza w zakresie wokalu i partii basowych. Co ciekawe, niskie tony poddawane są złożonemu procesowi przetwarzania, w efekcie czego ich brzmienie ulega znaczącej zmianie i i drastycznie różni się od sygnału zapisanego w studiu nagraniowym. Pomimo tego wielu słuchaczy interpretuje te niedoskonałości jako coś pozytywnego i subiektywnie lepszego.

Zbliżone zjawisko występuje w fotografii, kinematografii i grafice komputerowej, gdzie starannie dobrane ziarno filmowe nierzadko wydobywa i podkreśla charakter kadrów oraz tworzy iluzję bogatszego w detale i szczegóły, a przy tym przyjemniejszego w odbiorze obrazu.

Wszystkie te przykłady prowadzą do oczywistych wniosków - wierność rzeczywistości nie zawsze jest właściwością pożądaną. Czasami to właśnie niedoskonałości nadają czemuś charakteru i pewnego rodzaju uroku.

Dlatego wiele albumów najlepiej brzmi właśnie w wersji analogowej

Co bardziej ambitne studia nagraniowe uwzględniały niedoskonałości docelowego medium dystrybucji (płyt winylowych) i dostosowywały cały proces produkcji muzyki pod ich kątem.Podobną ścieżkę obrało wiele sławnych zespołów i cenionych artystów jak Jimi Hendrix czy The Beatles. Z tego powodu nietrudno natrafić na opinie, iż ich muzyka najlepiej brzmi właśnie w wersji z płyty gramofonowej i nawet najlepiej wykonany cyfrowy remastering nie zapewni równie dobrego brzmienia basu Paula McCartney’a, czy gitary George’a Harrisona.

Przy czym „dobrego” nie należy rozumieć jako „najwierniejsze”, a raczej „najprzyjemniejsze dla ucha”. Ponieważ właśnie w tym tkwi magia - choć cyfrowe wydania kuszą niesamowitą szczegółowością dźwięku, tak ich analogowe wydania często mają cieplejszą barwę i przyjemniej się ich słucha. Między innymi z tego powodu częściej słucham albumu Top Priority Rory’ego Gallaghera w wersji winylowej niż cyfrowej. Zapewne to właśnie cyfrowe wydanie jest bliższe rzeczywistości, jednak to analogowe brzmienie podoba mi się bardziej. Dla zachowania równowagi muszę przyznać, że album Jinx w jakości Hi-Res z serwisu ProStudioMasters brzmi wybornie i znacząco przebija brzmienie analogu.

Podobny scenariusz zachodzi w przypadku nowej muzyki, gdzie różnice oscylują przede wszystkim w zakresie dynamiki i głębi dźwięku oraz braku oznak Wojny Głośności. Za przykład może posłużyć porównanie zakresu dynamicznego dwóch albumów sprzed kilku lat, a mianowicie:

A) Jeff Beck „Loud Hailer”:

  • wydanie CD: DR5
  • wydanie winylowe: DR11

B) Ozzy Osbourne „Ordinary Man”

  • wydanie CD: DR3
  • wydanie winylowe: DR10

Dane pochodzą z serwisu Dr.Loudness-War

Różnica jest całkiem istotna i, co ważne, ma realne przełożenie na finalne wrażenia płynące z odsłuchu. Przede wszystkim zyskuje głębokość dźwięku i słuch, ponieważ materiał o lepszej dynamice powoduje mniejsze zmęczenie uszu podczas długotrwałego słuchania muzyki.

Osoby zainteresowane porównaniem wersji cyfrowej z materiałem sczytanym z płyty winylowej mogą sprawdzić materiał dostępny pod tym linkiem. Audio w plikach wideo ma parametry 48/16, dla plików WAV wartości te wynoszą 96/24  

Nie oznacza to jednak, że warto zainwestować w wysokiej klasy gramofon i kolekcję płyt winylowych

Materiał zgrany bezpośrednio z płyt winylowych można pozyskać w sposób legalny oraz z różnych źródeł o raczej wątpliwej legalności prawnej. Na nieszczęście dla konsumentów, cyfrowe wersje albumów wytłoczonych na płytach winylowych nie są dostępne w oficjalnej dystrybucji i można nabyć je w sposób legalny wyłącznie poprzez zakup odpowiedniego sprzętu i samodzielne zgrywanie zawartości płyt na dysk komputera. Udostępnianie takiego materiału jest niedozwolone i może wiązać się z surowymi konsekwencjami finansowymi, zatem korzystanie z pirackich treści pozostaje przede wszystkim osobom świadomym ryzyka oraz sposobów na jego zminimalizowanie. Co prawda w Polsce nie jest to rygorystycznie przestrzegane, jednakże w Niemczech kary sięgają nawet kilkuset euro, więc warto mieć to na uwadze.

Warto jednak zastanowić się czy inwestycja w odpowiedni sprzęt audio czy też przyodzianie pirackich szat to gra warta świeczki. Osobiście lubię przebierać między wersjami z oficjalnej cyfrowej dystrybucji a zdigitalizowanymi wydaniami analogowymi, ponieważ nierzadko analogowy mastering oraz niedoskonała reprodukcja sygnału znacznie lepiej wpisują się w moje preferencje jako odbiorcy. Dlatego dla mnie odpowiedź jest oczywista - warto.

 

Zdjęcie tytułowe autorstwa: Eric Krull

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu