Wojsko Polskie zamierza w tym roku przeszkolić 200 tys. żołnierzy rezerwy, czyli osób, które wcześniej już miały do czynienia z armią, np. poprzez zasadniczą służbę wojskową. W teorii to bardzo chwalebne działanie, które podtrzymuje gotowość do służby w razie najgorszego, ale w praktyce wcale nie jest tak różowo jak w reklamowych ulotkach.
Autorem tekstu jest mój znajomy, który woli pozostać anonimowy.
Dostałem powołanie, i co dalej?
Po okresie pandemii, kiedy to ćwiczenia wojskowe zostały w większości zawieszone, ze względu na ryzyko związane z rozprzestrzenianiem się wirusa, Wojsko Polskie powraca do cyklicznego szkolenia rezerwistów. Ambitny plan Ministerstwa Obrony Narodowej przewiduje przeszkolenie w tym roku aż 200 tys. rezerwistów. Patrząc na to co dzieje się za naszą wschodnią granicą, wydaje się to bardzo potrzebnym działaniem, dlatego gdy kilka tygodni temu dostałem powołanie na dwutygodniowe ćwiczenia byłem nastawiony optymistycznie. Owszem, burzy to pewien porządek w życiu, bo np. przy pracy etacie musimy wziąć urlop bezpłatny, nie wspominając już nawet o tym jak komplikują się sprawy dla tych, którzy mają dzieci. Skoro jednak ojczyzna wzywa to trzeba spełnić swój obywatelski obowiązek.
Warto jednak pamiętać, że takie powołanie to jeszcze nie wyrok. Można się odwołać i przesunąć obycie ćwiczeń na inny termin jeśli ten zaproponowany przez wojsko wybitnie nam nie pasuje. Co więcej jeśli prowadzimy jednoosobową działalność gospodarczą i nie ma nikogo, kto może nas zastąpić to wojsko może całkowicie zrezygnować z powołania. Tak samo jeśli jesteśmy jedynym opiekunem osoby niepełnosprawnej, albo innej osoby, która nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. Podczas moich ćwiczeń byli też tacy, którzy w pierwszym dniu się "rozchorowali" i to akurat na 2 tygodnie ;-). Nie jest to pewnie zbyt chwalebne postępowanie, ale wojsko de facto zatrudnia nas na te 2 tygodnie, więc również tutaj obowiązuje kodeks pracy.
Warto pewnie jeszcze w tym miejscu wspomnieć, że za odbycie ćwiczeń wojskowych przysługuje nam zapłata. Minimalne wynagrodzenie to w tym roku 129,96 zł brutto za każdy dzień ćwiczeń, czyli 2,85% podstawowego uposażenia żołnierza w stopniu szeregowego, które wynosi 4560 brutto. Jeśli mamy wyższy stopień, to wynagrodzenie jest odpowiednio wyższe, dla kaprala będzie to już w zaokrągleniu 151 zł za dzień, a dla podporucznika 191 zł. Co więcej od tego wynagrodzenia nie potrąca się podatku, więc szeregowy za 2 tygodnie ćwiczeń (14 dni) otrzyma nieco ponad 1819 zł "na rękę". Jeśli to nie pokrywa naszego utraconego dochodu wynikającego ze stosunku pracy to możemy ubiegać się o rekompensatę.
Od tego roku rekompensatę wypłaca dowódca jednostki wojskowej, w której odbyliśmy ćwiczenia, wcześniej była to gmina (wójt, burmistrz, prezydent), w której mieszkamy. Stosowny wniosek zostanie udostępniony przez jednostkę wojskową, a nasz pracodawca musi nam wystawić zaświadczenie o zarobkach za miesiąc poprzedzający miesiąc odbywania ćwiczeń wojskowych, które trzeba do takiego wniosku dołączyć. Na złożenie wniosku o rekompensatę utraconych dochodów mamy 3 miesiące. Wysokość rekompensaty jest jednak ograniczona, nie może przekroczyć dwuipółkrotności miesięcznego przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw podzielonego na 21 dni, czyli około 750 zł. Nie jest zatem tak, że odbywając ćwiczenia wojskowe jesteśmy stratni finansowo. Tym bardziej, że armia zapewnia wyżywienie oraz zakwaterowanie na cały okres ćwiczeń.
Pierwszy dzień ćwiczeń, czyli jak to się zaczęło
Wróćmy jednak do samych ćwiczeń. Pierwszego dnia musimy stawić się w jednostce wojskowej przed 8:00 rano aby się zarejestrować i pobrać wyposażenie żołnierza, na które składa się mundur, buty i bielizna. Zostaniemy też zakwaterowani w koszarach i tutaj wiele zależy już od samej jednostki. Tam gdzie byłem ja mieliśmy pokoje dziesięcioosobowe, więc warunki w porównaniu do tego co było 15 lat temu podczas moich pierwszych ćwiczeń w trakcie studiów zbyt wiele się nie zmieniły. Na piętro było takich pokojów 5, a do tego jedna łazienka z trzema prysznicami. Nie jest to zatem pięciogwiazdkowy hotel, ale na polu walki też nie można spodziewać się luksusów.
To co zaskoczyło mnie najbardziej to ogromny przekrój społeczeństwa jaki na takie ćwiczenia trafia. Na teoretycznie specjalistyczne ćwiczenia trafili wszyscy, od szeregowych ze średnim wykształceniem, po programistów, którzy odbyli krótkie szkolenie na studiach, a na ochotnikach, którzy mają stopień porucznika i kilka lat służby zawodowej na karku kończąc. Z tymi ostatnimi wiąże się zresztą ciekawa historia, bo większość z nich w ten sposób chce sobie po prostu przyśpieszyć awans w strukturach wojskowych, ale to temat na osobny wpis. Zaskakujące jest jednak jak pomimo tak wielu różnic, żołnierze bardzo łatwo się dogadują. Przez 2 tygodnie nie spotkałem się z żadną przykrą sytuacją spowodowaną chociażby różnymi poglądami politycznymi ;-).
Nie spotkałem się też z takimi sytuacjami ze strony kadry prowadzącej ćwiczenia. Owszem, pewna dyscyplina musi być trzymana aby okiełznać ponad 70 żołnierzy (i żołnierek!), ale nikt nie wykorzystuje swojej pozycji. Miałem wręcz wrażenie, że traktuje się nas jak dzieci w przedszkolu, co niestety odbijało się na samych ćwiczeniach, o czym zaraz napiszę. Najważniejsze dla kadry było aby nikomu nic się nie stało podczas samych ćwiczeń, dlatego pierwszy dzień to między innymi szkolenie przeciwpożarowe oraz BHP. Godzinę poświęcono też na wyjaśnianiu nam co jest informacją niejawną, i że nie powinniśmy ujawniać tego co robimy na ćwiczeniach. Dlatego nie będę w tym tekście wdawał się w szczegóły i nigdzie nie wspominam jednostki, w jakiej ćwiczenia się odbywały.
To jak jest na takich ćwiczeniach?
Jeśli ktoś z was odbył zasadniczą służbę wojskową albo ćwiczenia, to doskonale wie jak wygląda dzień takiego żołnierza. Pobudka o 5:45, zaprawa, śniadanie, 5-6 godzin lekcyjnych różnych zajęć, obiad i kolejne 4-5 godzin zajęć. Po 17:00 żołnierze mają czas wolny, bo zawodowi żołnierze, którzy prowadzą ćwiczenia zwyczajnie kończą wtedy pracę. Jeśli mieszkamy blisko jednostki wojskowej to nawet nie musimy zostawać w koszarach na noc, można wrócić do domu, ale następnego dnia musimy w jednostce zameldować się już o 5:30 rano. Jest to trochę uciążliwe, tym bardziej, że odbywając ćwiczenia w porze zimowej, poranna zaprawa nie zawsze się odbywała i tak naprawdę dzień zaczynał się od śniadania około 7 rano. To niestety tylko jeden z kilku irytujących elementów.
Od tego roku ćwiczenia odbywają się również w soboty. Do tej pory dostając powołanie na 14 dni, tak naprawdę ćwiczyło się przez 10 dni, bo weekendy były wolne, można było spokojnie wrócić do domu i odpocząć od wstawania o świcie. W tym roku wojsko nie chce tak marnować czasu i zapewnia żołnierzom zajęcie również w sobotę co moim zdaniem wypada słabo. Tym bardziej, że jedną z tych sobót z powodu złych warunków atmosferycznych przeleżeliśmy na "wozach", czyli łóżkach ;-). Miały być zajęcia w terenie, ale z obawy o nasze zdrowie, koczowaliśmy w pokojach przez cały dzień. Niezbyt efektywne wykorzystanie czasu.
Niestety mam też wrażenie, że oczekiwaniom MONu nie są w stanie sprostać jednostki wojskowe, które przeprowadzają same ćwiczenia. Nie czepiam się zakwaterowania czy wyżywienia, jest znośnie, a koszary to nie hotel. Najbardziej jednak boli brak wyposażenia do przeprowadzania ćwiczeń. Nie chcę tutaj wchodzić w szczegóły, ale zajęcia mogłyby być znacznie ciekawsze gdybyśmy częściej mieli do czynienia z realnym sprzętem, a nie tylko prezentacjami na projektorze. Zajęciom w terenie brakowało przede wszystkim elementów pozoracji pola walki, o czym dobrze wie i nad czym ubolewa kadra prowadząca zajęcia. Problem jest jednak wyżej i obawiam się, że jak zwykle chodzi o pieniądze.
Z pozytywów na pewno trzeba wymienić możliwość obycia z bronią i postrzelania ostrą amunicją. Co prawda blisko dwugodzinna podróż na pace Stara o 6:00 rano przy temperaturze 0 stopni Celsjusza na strzelnicę nie należy do najlepszych rozrywek, ale to akurat można podciągnąć pod hartowanie żołnierza ;-). Przynajmniej tak to widzę z perspektywy czasu, bo wtedy nie było mi do śmiechu. Tym bardziej podchodząc do strzelania z palcami, których się nie czuje, ale mimo, że to wykonywane jest na ocenę, to tak naprawdę nie ma żadnych reperkusji. Chyba, że w wosjku się wam spodoba i będziecie chcieli zostać na dłużej.
To warto odbyć takie ćwiczenia?
Podsumowując uważam, że takie ćwiczenia wojskowe dla pasywnej rezerwy to dobra rzecz i warto je przeprowadzać. Zastrzeżenia i to całkiem spore mam do ich przeprowadzenia. Mam odczucie, że za dużo czasu zmarnowaliśmy i zamiast 14 dni, spokojnie można było cały ten program zmieścić w 6 dniach, czyli jednym tygodniu. Byłoby to pewnie większym wyzwaniem logistycznym, ale może wtedy moja opinia o samych ćwiczenia byłaby lepsza. Czy czegoś nowego się nauczyłem? Zdecydowanie i nie chodzi tu wcale tylko o obsługę poczciwego Beryla. Czy uważam, że nauczyłem się wystarczająco? Nie, i to mnie najbardziej boli, bo przez 2 tygodnie można przyswoić znacznie więcej. Czy pójdę na kolejne takie ćwiczenia? Jeśli dostanę powołanie za 5 lat, to pewnie tak, jeśli wcześniej to... nie wiem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu