Recenzja

Code Vein wciąga i bawi, ale kuleje w wielu różnych aspektach. Mógł być hit, a wyszła jedynie dobra gra

Artur Janczak
Code Vein wciąga i bawi, ale kuleje w wielu różnych aspektach. Mógł być hit, a wyszła jedynie dobra gra
7

Świat anime spotyka się z Dark Souls. Tak najprościej można określić to, czym jest Code Vein. Oczywiście, to dość duże uproszczenie, ale ciężko nie dostrzec tych wszystkich inspiracji względem produkcji From Software. Niesprawiedliwym byłoby również określić tę grę chamskim klonem z odpowiednią nakładką graficzną. Tytuł Bandai Namco czerpie garściami z tego, co dziś nazywamy soulslike i ale daje też coś od siebie. To ciekawe połączenie znanych mechanik, ale też całkiem nowych. Deweloperowi udało się przykuć uwagę odbiorcy, a to nie jest wcale takie proste.

Postapokaliptyczny świat pełen krwi

Gracz wciela w niemą postać, którą tworzy od podstaw. Po jej przebudzeniu okazuje się, że miejsce, w którym się znajduje, dotknął tajemniczy kataklizm. Wszyscy dookoła są Revenantami żądnymi krwi, bez której nie są w stanie funkcjonować. Jeśli głód będzie trwał zbyt długo dana “osoba” utraci swoje człowieczeństwo i przemieni się w potworną kreaturę określaną jako Lost. Nikt nie chce, aby spotkał go taki los. W ten sposób mamy sytuację, gdzie każdy walczy o najmniejszą ilość niezbędnego “surowca” do życia. Nasza postać, podobnie jak wiele innych jest w pewnym sensie czymś w rodzaju wampira. Różnica polega na tym, że nie zamienia się w nietoperza, nie wysysa krwi z szyi, a słońce jej niestraszne. Na szczęście, ten istotny składnik, który jest tak pożądany, można zdobyć w inny sposób.

Istnieją pewnego rodzaju drzewa, na których rosną Blood Beads. Dzięki nim Revenanci są w stanie zaspokoić swój głód. Problem jest jednak taki, że tych roślin jest coraz mniej, a potrzebujących nie ubywa. Okazuje się jednak, że stworzona przez nas postać ma moc, dzięki której jest w stanie ożywić wspomnianą roślinność, tworząc w ten sposób źródło dla "potrzebujących". Rzecz jasna, nikt nie wie, dlaczego akurat ta osoba ma to potrafi i kim w ogóle jest. Każdy po śmierci, gdy budzi się jako Revenant traci większość wspomnień, w tym także protagonista. Nie oznacza to jednak, że pamięci nie da się przywrócić. W tym momencie powinniście już się domyślać, na czym skupia się główny wątek Code Vein. Przedstawiłem Wam jedynie szczątkowy zarys, ale naprawdę warto poznać całą opowieść. Nawet jeśli ta jest przedstawiona w specyficznej formie.

Kim ja jestem? Kim ty jesteś? Kim oni są?

Fabułę omawianej gry poznajemy na kilka sposobów. Poprzez eksplorację, rozmowy z postaciami, przerywniki filmowe oraz blood echoes. Te ostatnie to specjalne lokacje, dziejące się jakby we śnie, gdzie odkrywamy przeszłość konkretnych osób i jednocześnie dowiadujemy się więcej o świecie i różnych wydarzeniach. Etapy te są prowadzone w dość powolnym tempie, a kontrolowana postać porusza się wręcz ślamazarnie. Sam pomysł jest ciekawy, ale lepiej by było, gdyby nie dało się w ogóle ruszać, albo jakoś to przyspieszyć. Nie zmienia to jednak faktu, że przedstawienie fabuły w ten sposób jest interesujące. Ogólnie wszystkie historie, które poznajemy, są angażujące, przez co odbiorca z zainteresowaniem odkrywa kolejne elementy układanki.

Szkoda natomiast, że ciężko jest się przejąć tym, co często mówią postacie. Odkrywanie blood echoes wypada znacznie lepiej niż jakiekolwiek konwersacje z NPC-ami. Nie czułem w ogóle tej powagi, tych emocji, które starały się przekazać osoby w grze. Może obecne gry przyzwyczaiły mnie do dobrego, ale w 2019 wymagam nieco więcej niż takiej plastikowości. Prowadząc konwersacje czułem się, jakbym grał w MMO sprzed dekady, a nie tak to powinno wyglądać. Nawet ograniczając środki przekazu można wszystko świetnie przedstawić czego dowodem jest Dark Souls czy Bloodborne. Niestety tutaj się to nie udało. Jeśli zwykłe lokacje kogoś nie zadowolą, są jeszcze dodatkowe miejsca, gdzie czekają kolejne wyzwania. Takie podziemia, których poziomy musicie sobie odblokować. Miły dodatek wydłużający zabawę.

Code Vein i elementy z innych gier

Zapewne interesuje Was, jak wypada główny element gry, czyli walka. Warto tutaj wspomnieć, że deweloper udostępnił demo, dzięki któremu szybko poznacie podstawy i sam system pojedynków. Czuć tutaj ducha soulslike, gdyż zaznaczamy przeciwnika, którego chcemy zaatakować i wykonujemy konkretne ruchy. Lekkie i ciężkie ataki, bronimy się, parujemy, korzystamy z mocy oraz specjalnych zdolności. Z początku mamy małe możliwości, ze względu na posiadaną liczbę Blood Codes, które odpowiadają za różne style walki. Revenanci nie są w stanie ich używać, a nawet zbliżać się do nich. Tylko nasza postać jest w stanie wykorzystywać ich potencjał. Każdy taki “kod” to inny zestaw umiejętności pasywnych i aktywnych, które należy odblokować, a potem osiągnąć poziom mistrzowski.

Blood Codes trzeba jednak najpierw zdobyć, znaleźć lub otrzymać. Jedne trafią w nasze ręce po wykonaniu zadania, drugie są gdzieś dobrze ukryte na mapie, a inne pozyskamy, pokonując bossa. Do odblokowywania zdolności, zwiększania poziomu postaci oraz zakupów potrzebujemy waluty. Haze, bo tak ją tutaj określają, zbieramy głównie od poległych przeciwników, ale również z przedmiotów. Brzmi znajomo? Doświadczenie możemy wydać przy specjalnych roślinach, które również służą za checkpoint, pozwalają przenosić się w różne miejsca, a także do naszej “bazy”. Ta to nic innego jak kryjówka, gdzie zawsze znajdują się nasi sojusznicy. Tutaj można się przygotować przed walką, wybrać partnera, zrobić zakupy czy ulepszyć ekwipunek.

Pojedynki, klasy i bossowie

Dużym atutem Code Vein są właśnie klasy pod postacią Blood Codes. Każda z nich wpływa na jakieś statystki, oferuje inne zdolności i nadaje się w konkretnych sytuacjach. Im więcej ich mamy, tym ciekawszy build możemy stworzyć. Aby w pełni opanować jakąś moc, potrzebne są przedmioty, które należy zdobyć. Część z umiejętności nie jest sztywno przypisana tylko do jednego BC, dzięki temu mamy większy wybór i nie jesteśmy ograniczeni do korzystania z jednego. Można naprawdę dużo kombinować, aby postać była wyposażona w odpowiedni zestaw ataków czy czarów. Przyda się to w starciach z bossami. Choć tutaj można też iść na skróty. Gra wiele wybacza, więc wcale nie trzeba szukać odpowiednich technik, aby pokonać silniejszego rywala. Wystarczy poświęcić trochę czasu na levelowanie i ulepszanie sprzętu, aby odpowiednio się wzmocnić.

Taka metoda też zadziała, choć zawsze trzeba brać pod uwagę ryzyko porażki. Czasami wróg zacznie używać ataków, gdzie same uniki nie wystarczą. Mimo wszystko, starcia nie wymagają takiej precyzji i umiejętności, jak w przypadku produkcji From Software. Dla jednych będzie to wada dla innych zaleta. Trzeba też wspomnieć o rozwoju postaci. O ile kolejne poziomy zwiększają pewne parametry, tak na niektóre wpłyną tylko przedmioty, bronie i reszta rynsztunku. Nie można ręcznie zmieniać wartości konkretnych statystyk. Deweloper jasno wskazuje na zabawę z Blood Codes, jeśli chodzi o build, co uważam za ciekawe rozwiązanie, które się sprawdza, o ile chcecie z tego skorzystać. Bo przecież nie musicie.

Klimat mocny, ale wykonanie tylko dobre

Code Vein od strony wizualnej prezentuje się przyzwoicie, ale nie wyznacza żadnych granic. Niby demo wpokazywało, czego można się spodziewać, a mimo to, trochę się zawiodłem. Nie brakuje tutaj niskiej jakości tekstur, animacje są po prostu dobre, a płynność animacji nie jest stabilna. Gra potrafi odczuwalnie zwolnić i to w momentach, gdy najprawdopodobniej konsola “buduje” kolejną część terenu. Najczęściej można to odczuć w ciasnych miejscach, gdzie nic się nie dzieje. Mógłbym to grze wybaczyć, ale poza tymi momentami liczba FPS-ów też potrafi zmaleć. Modele postaci trochę kontrastują ze światem, bo są pełne detali, a całe otoczenie jest nieco prostsze.

Pewne miejsca zaprojektowano naprawdę dobrze, inne wydają się, jakby zabrakło na nie budżetu. Przez co odbiorca czuje tę niespójność w tym wszystkim. Miłym akcentem okazała się lokacja, która wydaje się hołdem dla Dark Souls. Każdy, kto kojarzy Anor Londo szybko zrozumie, o co tutaj chodzi. Jest to w sumie jedna z ciekawszych miejscówek w Code Vein, gdzie sprawdzenie wszystkiego zajmuje sporo czasu. Polecam jednak trochę się tam porozglądać, naprawdę warto. W przypadku ścieżki dźwiękowej wyszło podobnie. Muzyka ładnie wpasowuje się w klimat tej produkcji. Brakuje jednak kawałków, za którymi będę tęsknił i które wzbudzają odpowiednie emocje u odbiorcy. Element ten wykonano poprawnie, ale bez większych rewelacji. Spełnia swoje zadanie i w sumie to tyle.

Dla kogo jest Code Vein?

To jest bardzo dobre pytanie. W teorii odnajdzie się tu każdy fan soulslike, ale w praktyce pewne rzeczy mogą przeszkadzać. Walki są przyjemne i wykorzystując potencjał Blood Codes sprawiają dużo frajdy. Jeśli jednak grindowanie wybacza błędy i pozwala przebrnąć grę na siłę, to coś chyba poszło nie tak. Całość ogrywałem na klasycznej PS4 i nie wiem, jak jest z płynnością na innych sprzętach. Fabuła jest interesująca, choć nie zawsze podana w dobry sposób. Tych “ale” jest tutaj trochę za dużo i trzeba wziąć je pod uwagę, zanim zdecydujecie się na zakup. Nie mogę powiedzieć, że źle się bawiłem, bo spędziłem w świecie Code Vein wiele godzin, ale po pewnych elementach spodziewałem się więcej. Jest nad czym pracować i liczę ostatecznie, że doczekamy się kontynuacji. Tytuł ma potencjał, ale pewne rzeczy trzeba poprawić. To ogólnie dobry soulslike, ale jeśli brakuje Wam w tym momencie wrażeń, to może warto spróbować? Jeśli jednak ktoś mnie zapyta, czy dziś warto kupić tę produkcję, to poleciłbym się trochę wstrzymać.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu