Na Zachodzie, czy to w Europie czy Stanach Zjednoczonych, marka Dragon Quest jest dużo słabsza od Final Fantasy. Przez wiele lat kolejne odsłony serii omijały nas szerokim łukiem. Przy okazji Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age wydawcy wzięli się w garść. Co prawda tytuł na PS4 dotarł z blisko rocznym opóźnieniem, a wersja na 3DSa... nigdy. Ale Dragon Quest XI S: Echoes of an Elusive Age - Definitive Edition dla Nintendo Switch, które jutro zawita na półkach sklepowych, ma być najdoskonalszym wydaniem ostatecznym, gdzie nie zabrakło zarówno trybów 3D jak i 2D. I tony frajdy!
Ta gra ma tak długi tytuł, że wam go oszczędzę. Jak macie Switcha i lubicie jRPG, to ją kupcie, ale...
RPG z krwi i kości. Nareszcie zrozumiałem za co ludzie kochają Dragon Questa!
Przez lata z serią Dragon Quest było mi nie po drodze. Odsłony z PlayStation i PlayStation 2 (wydane później na 3DSa) były długie i ciągnęły się w nieskończoność. Może i w czasach swojej premiery urzekały, ale po latach — okazały się dla mnie nieznośnie rozwleczone. Dragon Quest IX z Nintendo DS, dla odmiany, był świetny — ale to ewidentnie zabawa zaprojektowana dla kilkoro graczy, w pojedynkę nie smakował już tak dobrze — i po jakimś czasie stawał się (za) trudny. Moje pierwsze podejście na Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age na PlayStation 4 też okazało się średnio udane, ale z perspektywy czasu obwiniam za to widniejące na horyzoncie wydanie dla Nintendo Switch. W które, dla odmiany, wsiąkłem bez reszty.
Nigdy nie ukrywałem że jRPG najbardziej lubię w wydaniu przenośnym — dlatego tutaj przepadłem niemal od wejścia. Od razu jednak ostrzegam, że Dragon Quest XI to nie jest gra, która oczaruje Was wszystkim co się da od wejścia: to produkcja która potrzebuje czasu by rozwinąć skrzydła. Fabuła o wybrańcu, wielkich księstwach i tamtejszych intrygach właściwie zeszła na mnie na dużo dalszy plan niż powinna, skoro mowa o grze RPG. Ale tym co mnie urzekło bez reszty okazały się mechaniki, napotkani stopniowo bohaterowie, uczenie się nowych sztuczek dzięki lekturze losowych książek ze świata. Tak, rozgrywka w Dragon Quest XI S: Echoes of an Elusive Age - Definitive Edition zdecydowanie gra dla mnie pierwsze skrzypce. I nareszcie dałem się porwać magii gry, która po kilku godzinach zaoferowała fantastyczny system rozwoju bohatera, cały czas kusiła nowymi kombinacjami i regularnie dokładała nowe postacie, które pomagały mi w walce. Klasyczny, turowy, system walki może i jest archaiczny, ale ja wciąż lubię do niego wracać. Szczególnie przy tylu kombinacjach i fajnym systemie rozwoju bohatera, który w punktach kontrolnych możemy za niewielka sumkę złota wyzerować i postawić na coś zupełnie nowego.
2D czy 3D? Sam zadecyduj w jakim stylu chcesz się bawić
W Dragon Quest XI S: Echoes of an Elusive Age - Definitive Edition twórcy dali nam dostęp do dwóch wariantów zabawy. Możemy poznać tę historię i świat w wersji 3D, jak na PS4 i PC. Ale pierwszy raz na Zachodzie dostaliśmy także oldskulową wersje 2D, nawiązującą do jRPG z czasów 16-bitowców. Podczas zabawy możemy dowolnie przełączać się między tymi trybami, jednak nie w czasie rzeczywistym — jak chociażby w remake'u The Secret of Monkey Island. Takie formalności załatwiamy w punktach kontrolnych i... istnieje duża szansa, że w kwestii miejsca pobytu gra cofnie nas do odwiedzonych już miejsc. Ceniłem to sobie o tyle, że miałem bezpośrednie porównanie światów 2D i 3D, które — mimo że są takie same — znacznie się od siebie różnią. W wersji dwuwymiarowej gra jest znacznie szybsza, dialogi nie mają nagrań dźwiękowych, a walki w lokacjach losowe. Nie widzimy na mapie żadnych przeciwników. Doskonała sprawa do szybkiego grindu i przemieszczania się.
3D natomiast urzeka nienagannie wykonanymi animacjami, projektami postaci spod rąk Akiry Toriyamy i... dużo łatwiejszą nawigacją. Mapki w tym trybie są dużo dokładniejsze, wszystkie kluczowe miejsca podpisane i naprawdę trudno się z nią zgubić. Żeby nie było jednak tak kolorowo — przy bardziej efektownych i zatłoczonych lokacjach konsola po prostu nie dawała sobie rady i klatki spadaaaały w dół. Zarówno w trybie przenośnym, jak i telewizyjnym. Podczas kilkudziesięciu godzin zabawy grze zdarzyło się też napotkać błąd i... po prostu wyłączyć. Sytuację ratował wówczas autosave, ale wciąż — skoro mówimy o wersji ostatecznej, takie wpadki nie powinny mieć już miejsca.
Najdoskonalsze z wydań, które nie ustrzegło się błędów i wpadek
Dragon Quest XI S: Echoes of an Elusive Age - Definitive Edition to, w mojej opinii, najlepsze wydanie 11 Dragon Questa. Uwielbiam je za możliwość bezproblemowego zabrania w podróż i swobodnego przełączania się między dwoma stylami graficznymi. Bardzo doceniam też nagraną od nowa ścieżkę dźwiękową, która w wersji symfonicznej brzmi doskonale. Nie ukrywam, że błędy techniczne są dla mnie ogromnym rozczarowaniem, ale może choć część z nich uda się załatać w jutrzejszej łatce premierowej. Mimo wszystko - dla fanów klasycznych jRPG to pozycja, obok której nie powinni przejść obojętnie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu