Zbytnia nonszalancja i pewność siebie lub wielki ukłon w stronę użytkowników. Google rozszerza możliwości narzędzia do kopiowania danych z naszych kont w zaskakujący sposób.
Co zrobić z danymi z konta Google? Można je na przykład zabrać do konkurencji...
Google wydaje się nie obawiać fali odchodzących użytkowników. Przez minione lata byliśmy sukcesywnie uzależniani od oferowanych tutaj usług. Zaczęło się dość niewinnie - do Gmaila i mu podobnych. Z czasem skrzynka pocztowa stała się jednym z elementów całego, spójnego ekosystemu. Od kilku lat jego centrum stanowi natomiast system operacyjny Android. Zielony robot opanował świat i pchnął miliony ludzi w ramiona kalifornijskiej firmy. Każdy telefon to nowe konto Google. A na tym często użytkownicy nie poprzestają. W końcu wygodniej jest używać Chrome na Androidzie i desktopie, korzystać z jednej skrzynki e-mail i czerpać z tego profity w postaci podpowiedz w Google Now. Do tego dodajmy Google Fit jako agregator naszych danych fitness i oczywiście YouTube'a, gdzie pół świata ogląda teledyski, śmieszne filmiki i vlogerów.
Trudno przeliczyć to na dane, bo na dobrą sprawę nigdy nie możemy mieć pewności, ile jeszcze wie o nas Google. Jednym z fundamentów działania koncernu jest zasada transparentności, co przekłada się na szereg ukłonów w kierunku użytkowników. Jednym z nich niech będzie narzędzie "Download Your Data", w ramach którego możemy w prosty kreatorze utworzyć archiwum z kluczowymi danymi z naszego konta, a następnie pobrać je np. na dysk komputera i wykorzystać w innych usługach lub aplikacjach. A jest to jak najbardziej możliwe, bo Google konwertuje te wszystkie informacje na uniwersalne formaty, jak np. vCARD, JSON czy OPML.
Teraz twórcy idą o krok dalej i z poziomu wspomnianego narzędzia możemy z marszu skopiować nasze dane do... jednej z konkurencyjnych chmur. Na rozwijanej liście znajdziemy aktualnie Dropboksa oraz Onedrive'a. Przy czym Google wyraźnie zaznacza, że po przesłaniu tych informacji do innej usługi, nie będzie ponosić za nie odpowiedzialności (co wydaje się oczywiste, ale lepiej to jasno zaznaczyć). Oczywiście w dalszym ciągu decydujemy o formacie stworzonego w ten sposób archiwum. Jeżeli będzie ono miało więcej niż 2 GB, mechanizm podzieli je na kilka części.
Jak to ktoś określił w jednym z komentarzy pod informacjami o udostępnieniu nowego rozwiązania: "możliwość wyboru to zawsze killer feature". Trudno się z tym nie zgodzić. Bo choć Google ma sporo za uszami w kwestii prywatności, pod wieloma względami konkurenci mogliby się od niego uczyć - szczególnie w kwestii udostępnianych instrumentów do zarządzania naszymi danymi.
I tu nasuwa się refleksja, od której zacząłem ten artykuł. Nie wyobrażam sobie dziś pracy bez konta Google. Jestem uzależniony od Gmaila, mam kilka urządzeń z Androidem, streamuję multimedia do Chromecasta, trzymam zdjęcia w Google Photos i przesyłam pliki do Google Drive. Mam tym samym wrażenie, że Google na dobrą sprawę niczego nie ryzykuje, udostępniając tego typu narzędzia (a wręcz zyskuje - wizerunkowo). I gdy tak się nad tym zastanawiam, w końcu pojawia się ten delikatny niepokój wymieszany z przerażeniem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu