EA ma prawo do czterech popularnych literek tylko do tegorocznej odsłony. Jak to wpłynie na przyszłość produkcji?
To już oficjalnie koniec gier o nazwie FIFA od EA Sports - teraz rodzi się pytanie, czy nada to serii drugie życie, czy będziemy mieli do czynienia z powtórką z Konami?
eFootball 2022, czyli niesamowicie przykry koniec Pro Evolution Soccer
Pro Evolution Soccer to seria ze zdecydowanie mniejszą grupą fanów niż FIFA. Mimo wszystko, zwolennicy PES-a byli niesamowicie oddani - i jak fanbase Fify ma do siebie to, że strasznie krytykuje swoją ukochaną grę, nie wypowiadając się o niej zazwyczaj w ogóle pozytywnie, tak fani Pro Evo zawsze bronili produkcji Konami jak lwy. Niestety, chwilę później japońska firma wbiła im nóż w serce.
PES zamienił się w eFootball, stając się darmową, multiplatformową grą… chociaż biorąc pod uwagę stan produkcji w dniu premiery, użycie terminu “gra” może być sporym nadużyciem. Produkcja była zwyczajnie niedopracowana i wyglądała wręcz karykaturalnie. Zamysł Konami był całkiem niezły - w końcu eFootball miał zerwać z wydawaniem gier o piłce nożnej co roku, tym samym wołając od klientów po blisko 300 zł za “nowe stroje i transfery”. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie kilka fikołków po drodze.
Konami od zawsze miało kłopoty z licencjami - które EA odczuwa dopiero od paru lat, szczególnie w przypadku klubów z włoskiej Serie A. Niemniej jednak, w PES-ach od zawsze mieliśmy do czynienia z klubami pokroju Man Blue czy London FC. Przez fakt licencji, eFootball 2022 na premierę oferował aż… 9 klubów - i chyba wszyscy jesteśmy zgodni, że to zdecydowanie za mało, żeby kogokolwiek usatysfakcjonować.
Warto również poruszyć kwestię samej rozgrywki międzyplatformowej. Ta w eFootball obejmuje nie tylko konsole i komputery stacjonarne, ale również smartfony - i to również przyczyna się do kiepskiej grafiki oraz jakości rozgrywki. Chociaż jest wielu sympatyków grania mobilnego, to jednak smartfony zdecydowanie odstają od “dużych” sprzętów, co przełożyło się na kolejny fatalny czynnik porażki eFootballu. Chociaż Konami starało się reanimować tę produkcję, zaufanie gracz zostało mocno nadszarpnięte i wątpliwe, żeby piłka nożna od japońskiej firmy powróciła do łask.
Electronic Arts po stracie praw do nazwy FIFA skończy tak samo?
W przypadku Electronic Arts całość wygląda jednak całkowicie inaczej. Umowa na możliwość używania nazwy FIFA dobiegała końca wraz z tegoroczną odsłoną - i chociaż firmy próbowały się dogadać, to całość nie doszła do skutku ze względów - oczywiście - finansowych. EA nie rezygnuje jednak ze swojej futbolówki, dumnie zapowiadając EA SPORTS FC. Czy produkcja będzie hucznym końcem przygody Electronic Arts z piłką nożną?
Jak można przeczytać w oficjalnym ogłoszeniu firmy, ilość licencjonowanych klubów, piłkarzy czy stadionów pozostaje niezmienna. Co więcej, cały zamysł Ultimate Team - trybu, który elektryzuje największą grupę graczy - pozostaje w rękach amerykańskiego studia. Oczywiście nie będzie mógł już nazywać się FUT, chociaż nie powinien to być większy problem. Tak samo sytuacja wygląda w przypadku trybów kariery, zarówno menedżera jak i zawodnika, ulicznej Volty czy wirtualnych klubów - grając w EASFC, poczujemy się jak w domu.
Electronic Arts dumnie twierdzi, że będzie to całkowicie nowy rozdział w grach o piłce nożnej i nie jest to wyłącznie zmiana logo, a nowość, która niesie za sobą mnóstwo zmian. Z takim hurraoptymizmu byłbym jednak bardzo ostrożny - mimo wszystko jestem niemal pewien, że w dużej mierze będzie to zaledwie zmiana logo.
Licencja na nazwę „FIFA” z pewnością trafi w czyjeś ręce - i jeśli wierzyć plotkom, będzie to 2K. Rodzi się zatem pytanie: co jest kluczowe dla większości graczy? Czteroliterowa nazwa, która buduje swoją markę od kilkudziesięciu lat, czy może jednak doskonale znane i sprawdzone przez wszystkich fanów tryby? Oczywiście, Fifę zna dosłownie każdy, nawet osoby, które kontroler trzymają w dłoniach raz na rok. Każdy grał w Fifę ze znajomymi na domówce, spróbował sam i raczej większość graczy ma chociaż jedną odsłonę w wersji pudełkowej.
Mimo wszystko zdaje mi się, że EA wyjdzie na tej operacji korzystnie. Nie będzie konieczności wydawania fortuny na licencję, a wszystkie aspekty w grze pozostaną bez zmian. Twierdzę, że tak samo jak ludzie rozpoznają Fifę, tak samo rozpoznają „I EJ SPORTS CYNY GEJM” i spędzili wystarczająco dużo czasu przy produkcjach EA, żeby przyzwyczaić się do oferowanego gameplayu. Dodając do tego wcześniej wspomniany Ultimate Team, jestem wręcz przekonany, że za kilka lat wszyscy będą mówić o EA SPORTS FC, nie o Fifie - chyba, że 2K niesamowicie zaskoczy pomysłem i rozgrywką. Biorąc jednak pod uwagę dominację EA Sports na tym rynku w ostatnich latach, szczerze wątpię.
Czy EA wtopi tak samo jak Konami?
Porównując obydwie sytuacje - Electronic Arts ma zdecydowanie więcej do zaoferowania. Chociaż plan Konami był szlachetny, to łączenie konsol i pecetów ze smartfonem, brak licencji i zdecydowanie za mało pracy nad produktem okazały się kluczowe dla tragicznego przyjęcia tytułu. EA jest w całkowicie innej sytuacji - bo chociaż firma bardzo się przed tym broni, to w istocie zaledwie zmienia nazwę i logo, stale oferując to samo. Pewnie, nadal będą mikropłatności, odsłony pojawiające się co roku i kosztujące 350 zł na konsole nowej generacji, ale jeśli gracze tak ochoczo się na to godzą od kilku lat, to zmiana nazwy niczego tutaj nie zmieni. Z tego względu niesamowicie ciężko mi sobie wyobrazić sytuację, w której EA miałoby powtórzyć blamaż Konami.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu