Technologie

Co łączy ceny masła i smartfonów? Wbrew pozorom więcej niż myślisz

Mirosław Mazanec
Co łączy ceny masła i smartfonów? Wbrew pozorom więcej niż myślisz
Reklama

Downsizing i shrinkracja. Jeśli ktoś nie zna tych słów, najwyższa pora żeby dowiedział się o ich istnieniu. Mogą z nami zostać na dłużej.

Downsizing może się kojarzyć z motoryzacją i jest to skojarzenie jak najbardziej prawidłowe. To obniżanie pojemności silników przy zachowaniu lub nawet zwiększaniu ich mocy. Ale w świetle ekonomicznego kryzysu nabrało ono nowego znaczenia, czy może bardziej – znalazło nowe zastosowanie. Tym razem chodzi o zmniejszanie czy kurczenie produktów (stąd też druga nazwa, czyli shrinkracja). Oczywiście przy zachowaniu dotychczasowej ceny.

Reklama

Ile jest masła w maśle

Najpopularniejszy przykład to kostka masła – która na przestrzeni ostatnich lat skurczyła się z 250 do 200 g. Ale jest tego dużo więcej. Coraz częściej zamiast litrowego napoju mamy 900 ml. Pudełko z herbatą nie ma już 100 opakowań a 90. Schudły czekolady, zmniejszają się kapsułki do prania, zjawisko jest widoczne na każdym kroku. Choć może należałoby napisać, niewidoczne. Bo producenci z jednej strony są zobligowani do zamieszczania na etykietach dokładnych danych o składzie, wadze czy ilości produktu. Z drugiej – robią to oczywiście drobnym druczkiem. A jeżeli ktoś nie wiedział wcześniej, że jego ulubiony dżem miał wagę 300 a nie 280 g, to najprawdopodobniej nie zauważy różnicy. Przynajmniej do któregoś momentu.

Tu dochodzimy do rzeczy najważniejszej. Ceny. Jeżeli ktoś myśli, że firma wraz ze zmniejszaniem produktu ją obniża, jest w błędzie. W najlepszym razie jest ona utrzymana na tym samym poziomie. I właśnie tak tłumaczą się producenci – robimy wszystko, by klient nie płacił więcej. Nie dodają tylko, że musi to zrobić, jeśli chce kupić taką samą ilość co zwykle.

Oczywiście firmy mają swoje racje. Drożeją surowce, energia, czynsze, rośnie presja podwyżek. Do tego producent musi przecież zarabiać, z tego rozliczani są jego szefowie. Shrinkracja jest więc w tej sytuacji jakimś zgniłym kompromisem, próbą wyjścia z sytuacji bez wyjścia.

Podobne rzeczy zaczynają się właśnie dziać w technologii.

A ile telefonu w telefonie…

Producenci przyzwyczaili klientów, że co roku dają im lepszy produkt. W najwyższej półce wzrost cen był nieunikniony, ale w niższych było pole do tego, by starać się je utrzymywać na podobnym poziomie. Sprawdzały się tam doskonale nieco starsze flagowe procesory, wyświetlacze czy minimalnie wolniejsza pamięć.

Niestety kryzys dotknął również i smartfonowego biznesu. Komponenty są coraz droższe, ich dostępność coraz mniejsza a za transport trzeba płacić coraz więcej. Producenci postanowili więc sięgnąć po znany z innych dziedzin downsizing. Zasada jest identyczna. Utrzymujemy ceny, ale oferujemy po prostu mniej. Zamiast ekranu AMOLED – tańszy IPS. Zamiast rozdzielczości FHD – HD. Już nie trzy aparaty ale dwa.

Źródło: Depositphotos

Oczywiście, można próbować utrzymać specyfikację na takim samym poziomie, ale to będzie się wiązać ze wzrostem ceny telefonu. Więc firmy mając do wyboru – obniżenie jakości przy zachowaniu ceny albo jej podniesienie, coraz częściej wybierają to pierwsze rozwiązanie. Z troski o użytkowników? Chyba nie. Raczej zakładają, że nie każdy musi się znać na smartfonach. A przychodząc do salonu sprzedaży klient spodziewa się, że najnowszy telefon musi być przecież lepszy od zeszłorocznego. Przecież to logiczne. Ale jak widać, coraz częściej takie myślenie jest już nieaktualne.

Reklama

Przykładów na smartfonowy downsizing jest już sporo i można się spodziewać, że będzie ich coraz więcej. Światowa sytuacja nie nastraja pozytywnie, zaczynając od wojny na Ukrainie, przez technologiczną wojnę między USA a Chinami o najnowsze procesory z Tajwanem w roli głównej.

To może wszystkim wyjść na dobre

Wbrew pozorom koniec tej historii wcale nie musi być smutny. Może w końcu producenci ograniczą produkcję i zamiast wypuszczać miliony modeli, skupią się na kilku. Którym zapewnią dłuższe wsparcie, tak by nie trzeba ich było zmieniać po roku czy dwóch. To zresztą powoli już się dzieje. Planeta zyska, jeśli będziemy produkować mniej elektrośmieci. Jasne, nie będzie to wynikać z dobrej woli firm ale z twardego rachunku ekonomicznego, ale chyba lepsze to niż nic.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama