Z Windows 11 miałem naprawdę sporo "trudności". W trakcie kilku pierwszych spotkań nie polubiliśmy się, otwarcie krytykowałem rozwój tego OS-u i wskazywałem, że coś tu poszło stanowczo nie tak. Przeboje z paskiem zadań przyspawanym do dołu to według mnie skandal - mimo, że na nowej maszynie korzystam już z jedynej prawomyślnej opcji: paseczka, który grzecznie sobie siedzi w jednym miejscu.
Właśnie, nowa maszyna. Windows 10 dawał sobie radę na komputerze z Core i5 8 generacji, 8 GB pamięci RAM i dedykowaną grafiką. Po przejściu na Windows 11 najpierw było szybciej, a potem się popsuło. Zawsze miałem bajzel w kartach przeglądarki i otwierałem ich tyle, że nie potrafiłem do tylu nawet policzyć. Teraz mogę sobie otwierać jeszcze więcej i nic złego się nie dzieje. Komputer nawet nie uruchamia wentylatorów i nie schładza umęczonych bebechów. I chyba to był jeden z powodów, dla którego miałem problem z Windows 11. Brakowało mi wydajności - choć Windows 10 dawał sobie radę. Ja wiem, że oprogramowanie się rozwija i potrzebuje większej mocy obliczeniowej. Rozumiem to, że i sprzęt się starzeje i trzeba sobie sprawić nowy. Ale... szybko poszło. Cholera, jeden komputer co trzy lata?
Windows 11 teraz działa sobie na całkiem mocnej konfiguracji - chociaż mogłem też pójść dalej. Siedzi sobie tutaj skromniusi Core i7-1165G7 z grafiką Iris Xe. Do tego 40 GB pamięci RAM i niewielki dysk SSD z 512 GB przestrzeni. Laptop to Thinkbook 15 G2 ITL, upgrade z Asusa Vivobooka S13. I wreszcie mam kamerkę internetową - jednak tutaj mam cały czas zasłoniętą przysłoną. W Thinkbookach jest fizyczne rozwiązanie pozwalające na zablokowanie możliwości podglądania nas w kamerze internetowej. No i jest też czytnik linii papilarnych, który działa naprawdę dobrze.
Kupić lepszy sprzęt, żeby polubić Windows 11? To przecież absurd
O, moi Drodzy. Wy jeszcze absurdów nie widzieliście. Owszem, może to być efekt "podjarania" się nówką-komputerem, który jest całkiem mocny i ma naprawdę wygodną klawiaturę. Ale wygląda na to, że Windows 11 na 8 GB pamięci RAM przestaje mieć sens nawet we w miarę prostych zastosowaniach. Ostatnio Krzysiek Rojek napisał tekst o tym, jak bardzo skandaliczne jest oferowanie komputerów z 4 GB pamięci RAM. I ja się zgadzam, natomiast poprzeczkę bym podniósł do 8 GB. Na takich komputerach można się rozpłakać w trakcie otwierania kilku kart przeglądarek na wielu ekranach. Teraz mogę sobie podłączyć dwa zewnętrzne i jestem szczęśliwym człowiekiem - tak bardzo mi to odpowiada, że dosłownie nie wiem co ze sobą zrobić. Uwielbiam pracę na kilku wyświetlaczach: dzięki temu jestem w stanie lepiej sobie zorganizować pracę.
W oparach zadowolenia, nawet Windows 11 który postawił wyżej design nad użyteczność mnie jakoś mniej irytuje. Nie chciałem go naprawiać na siłę za pomocą systemowego rejestru i przywracać pasek na górę - tak, jak miałem i na dystrybucjach Linuksa i na Windowsach. Po prostu się do tego przyzwyczaiłem. Na dole też może być. Grunt, że działa - i to naprawdę szybko.
Ja bym rozszerzył myśl Krzyśka Rojka - Windows ma sens na szybkich komputerach z dobrymi bebechami. Kupując maszynę "z kompromisami", która ma pewne ograniczenia - w sytuacji, gdy zaczniesz wychodzić poza standardowe scenariusze wykorzystania maszyny: będziesz zawiedziony. Tu się coś przytnie, tu będzie coś trwać zauważalnie dłużej. Windows 11 i w sumie nawet Windows 10 to nie jest leciutki OS, który będzie dobrze działać nawet na niekoniecznie potężnych komputerach. To moloch, który potrzebuje i RAM-u i mocy obliczeniowej procesora, aby być bezproblemowym.
Wynika to zapewne z tego, że Windows kryje w sobie wszystkie te rzeczy, które przemawiają za jego kompatybilnością ze starszymi programami oraz systemami operacyjnymi. Nie da się dostarczyć w świecie Windows takiego rozwiązania, które raz na zawsze zerwie z archaicznymi mechanizmami rządzącymi tym OS-em. Microsoft jest w pułapce, z której jeszcze długo nie wyjdzie. Windows nie nadaje się do słabych komputerów.
Chcesz polubić Windows 11? Zastanów się, może to komputer?
Ja miałem wybór, mogłem pchać się w macOS, ale obawiałem się trudności z rozwinięciem "standardowej szybkości pracy". Wiecie, brak niektórych programów, skróty klawiszowe, workflow. Jestem wręcz przyspawany do Windows pod tym względem i obawiam się przejścia do "sadu", mimo że w kieszeni mam iPhone'a. Byłoby zrozumiałe to z punktu widzenia budowania ekosystemu, ale od czasu upadku projektu Lumia nie korzystałem z żadnego spójnego zespołu urządzeń oraz oprogramowania, które by się dogadywały "z urzędu". Trochę mi do tego dziwnie tęskno.
Microsoft mi na pewno tego nie dostarczy. Na razie dałem właściwie trzecią szansę Windows i mam nadzieję, że się nie zawiodę. Bo potem już nie będę mieć skrupułów i przejdę się do tego sadu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu