Google kilkukrotnie zapewniało, jak oddane jest rozwojowi usługi Stadia, ale chyba każdy pod skórą czuł, że jej koniec zbliża się nieubłaganie. Gdy Stadię zamknięto, po raz kolejny przypomniano nam, że do chmury należy podchodzić dużym dystansem.
Jeśli jest w chmurze, to nie jest twoje. Ostatnia decyzja Google otworzyła mi oczy
Mimo, że wciąż czekamy na uruchomienie grania w chmurze na PC w ramach PlayStation Plus, a Amazon wcale nie spieszy się z wdrożeniem Luny na nasz rynek, to polscy gracze nie powinni narzekać. NVIDIA prężnie działa u nas od samego początku, a xCloud od Microsoftu naprawdę prędko pojawił się nad Wisłą. I była także Stadia - może nie najlepsza, ale na pewno moja ulubiona usługa w chmurze. Bo choć podchodząc zdroworozsądkowo do oceny Stadii, to sprzedawanie gier gotowych do uruchomienia tylko online i to po mało atrakcyjnych cenach (bez promocji) rzeczywiście mało kogo mogłoby zachęcać, ale po tym jak wieści rozeszły się po Sieci, to rozczarowanych albo wręcz wściekłych graczy wcale nie brakuje. Oczywiście było najwyraźniej zbyt mało, by zapewnić Stadii szanse przetrwania, ale jednocześnie Google nie starało się zbyt usilnie zmienić modeli działania, by usługa miała szanse na działanie przez lata. Abonament Stadia Pro nie był zbyt łakomym kąskiem dla tych, którzy liczyli na fajne gry w abonamencie (szczególnie w porównaniu z PS Plus i Game Passem), ale subskrypcja była wymagana, by móc grać w 4K i z dźwiękiem przestrzennym. Kolejny problem.
Fanów Google Stadia nie brakowało. Problem w tym, że ich nie przybywało
Nie zmienia to faktu, że wśród cichszych lub głośniejszych głosów niezadowolenia pojawiali się nawet ci, dla których Stadia była jedynym/najlepszym sposobem na granie. Jeśli do pracy używa się mało wydajnego laptopa lub Maka, to Stadia przychodziła z pomocą. Jeśli nie byliście zainteresowani zakupem konsoli, to Stadia działała po prostu na smart TV, wystarczył tylko odpowiedni kontroler. Oprócz posiadania konta oraz gier i/lub abonamentu, użytkownika nie interesowało dosłownie nic więcej. Żadne pakiety, kolejki, a od czasu do czasu debiutowały nawet duże gry jak "Red Dead Redemption 2", "Assassin’s Creed Valhalla" czy "FIFA 23". Przypadek tej ostatniej rozsierdził mnie najbardziej, bo jeszcze kilka tygodni i dni przed ogłoszeniem zamknięcia, to Stadia była dla mnie wyborem numer jeden, jeśli chodzi o zakup nowej Fify.
Swoboda i komfort rozgrywki, jakiej nie oferuje nikt inny
Możecie być nieco zdziwieni tym wyborem, ale ta wszechstronność grania na czymkolwiek od razu mnie przekonała. Nie zawsze mam ochotę zostać przed komputerem, ani grać na telewizorze. Czasami nie ma też ku temu warunków, a wtedy zostają nam te urządzenia, które mamy przy sobie: tablet i smartfon. I na każdym z nich Fifa wygląda i działa tak samo - żadnych uproszczeń i ograniczeń, jak wygląda to chociażby na Switchu. FIFA 22 nie wspierała cross-play'a, więc gdy zapowiedziano, że tym razem pula graczy będzie większa, bo Stadia, PS i Xbox będą w jednej sieci, byłem wniebowzięty. Jasne, zdawałem sobie sprawę, że na internecie mobilnym albo bez dostępu do szerokopasmowego internetu nie pogram, ale wcale nie czułem potrzeby rozgrywania meczy w trasie czy na stacji benzynowej na postoju. Chodziło o to, by w domu, u znajomych czy w innych tego typu miejscach móc zagrać na czymkolwiek, ale w tę samą FIFĘ i na jednym wspólnym koncie. Podobnie spoglądałem na inne gry, które czasami wolałem ograć na pececie przy użyciu myszki z klawiaturą, a innym razem pad w ręce i granie na telewizorze było dokładnie tym, czego potrzebowałem. "Cyberpunk 2077" działał w pierwszych dniach najlepiej na Stadii, a niektóre gry były dostępne do zagrania na pececie tylko tam.
Dlaczego mocniej nie promowano Stadii?
Stadia wykonała kilka dobrych kroków, ale zawaliła całą resztę. Okoliczności wydawały się być sprzyjające rozwojowi takiej platformy, bo wiele osób zostało w domach przez ostatnie prawie 3 lata i polegało na rozwiązaniach online. Google nie korzystało z potencjału platformy, co pokazuje też przykład naszego kraju, w którym w I kwartale 2022 roku średnia prędkość internetu domowego przekroczyła 100 Mb/s. Czy jakiekolwiek banery, plakaty, reklamy i inne formy promocji były wykorzystywane? Czy umożliwiono nam zakup kontrolera i/lub Chromecasta żeby zagrać na telewizorze? Firma nie zrobiła (prawie) nic, by stworzyć Stadii szanse na zdobycie popularności, a jasne było, że jednorazowe opłaty za pojedyncze tytuły nie mogą zapewnić zaplecza finansowego na lata lub dekady obsługi każdego gracza w dowolnej chwili, gdy ten będzie chciał włączyć grę z chmury.
Zwroty za gry to miły gest, ale to nic nie zmieni
Nie będę tęsknił za grami ze Stadii, bo część albo większość z nich można nabyć gdzie indziej i to w dodatku taniej. Ale mając dostęp do gier z serii "Tomb Raider" czy "Metro 2033" właśnie tutaj, wiedziałem że zagram gdzie tylko będę chciał i to w mgnieniu oka - bez instalacji aplikacji na komputerze lub innych dodatkowych kroków (jak autoryzacja sklepów na GeForce NOW). Stadia wykorzystała to, co najlepsze było w chmurze, czyli wygoda i swoboda dostępu. To samo tyczy się muzyki w streamingu czy filmów oraz seriali online na platformach VOD. Wygrywają z kinami i płytami pod względem zasięgu, bo są bardziej przystępne. Ale przykład Stadii to także głośny alarm dla tych, którzy chcą polegać tylko na chmurze i dobrach cyfrowych. Niezależnie od tego, czy będzie to kultura (muzyka, filmy, gry, książki, komiksy, audiobooki) czy nasze własne dane, jak zdjęcia, dokumenty i kopie zapasowe, pamiętajmy, że w ciągu jednej chwili możemy stracić dostęp do tego wszystkiego i to z naprawdę błahego powodu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu