Jest na wschodzie taka firma, której smartfony są wyprzedawane w milionowych nakładach w ciągu kilku minut od premiery. Firma, która z roku na rok pop...
Chińczykom rośnie w zaskakującym tempie. Wyniki sprzedaży Xiaomi nie pozostawiają złudzeń
Jest na wschodzie taka firma, której smartfony są wyprzedawane w milionowych nakładach w ciągu kilku minut od premiery. Firma, która z roku na rok poprawia swoje wyniki o kilkaset procent. Firma, którą każdy fan nowych technologii chciałby zobaczyć na rynku globalnym. Nazywana chińskim tygrysem, a nawet chińskim Apple'm (czego notabene bardzo nie lubi). Pewnie już słyszeliście o Xiaomi, prawda?
Na Antywebie Xiaomi pojawiało się już niezliczone ilości razy. Chiński producent sprawnie buduje markę premium, której dziś pożądają nie tylko mieszkańcy Chin, ale też fani technologii z całego świata. Pierwsze zapowiedzi ekspansji mobilnej pojawiły się już ładny rok temu. Ostatnio zobaczyliśmy tego efekty - Xiaomi rozpoczęło oficjalną dystrybucję w Singapurze. Wcześniej po cichu rozpoczęto też sprzedaż w Hongkongu i na Tajwanie. Mają to być pierwsze przystanki w ich drodze na zachód. Jeżeli ktokolwiek ma jeszcze wątpliwości co do tego, że smartfony z MIUI będą cieszyły się zainteresowaniem, powinien spojrzeć na ostatnie wyniki sprzedaży. Pierwszy kwartał obecnego roku okazał się dla firmy fenomenalny.
Trzy miesiące wystarczyły Xiaomi, aby sprzedać 11 mln słuchawek. Dla porównania w CAŁYM roku 2013 nabywców znalazło 18,7 mln urządzeń z MIUI (co więcej, pierwotny cel zakładał wówczas "zaledwie" 15 mln). Patrząc na ten niesamowity wzrost zarząd chińskiej firmy zmienia też oczekiwania na rok bieżący. Jeszcze pod koniec 2013 roku czytaliśmy o planie 40 mln rozprowadzonych egzemplarzy. Dziś jest to już 60 mln. Mało tego, w 2015 roku Xiaomi chce sprzedać 100 mln urządzeń. Ambitnie.
To ciągle wyniki, którymi trudno dorównać gigantom rynku. Przykładowo w ostatnim kwartale 2013 roku Apple sprzedał 51 mln iPhone'ów. Szacuje się, że w skali roku liczba ta mogła wynieść nawet 153 mln. W przypadku Samsunga mówi się natomiast o 314 mln słuchawek. Nie można jednak nie zauważyć, że Xiaomi sukcesywnie pomniejsza przewagę konkurentów.
O poważnych zamiarach Chińczyków świadczy chociażby zatrudniony były wicedyrektor Google'a - Hugo Barra, który specjalizował się w Androidzie. Teraz w szeregach Xiaomi ma poprowadzić MIUI na globalne salony. Droga ta prowadzi przez południowo wschodnie kraje Azji, Indie, a także Amerykę Południową. Ostatnim przystankiem będą najprawdopodobniej USA i Europa, choć żadnych oficjalnych zapowiedzi nie podano.
Konkretnych kwot, które Xiaomi zarobiło w pierwszym kwartale 2014 roku nie ujawniono. Wiemy jedynie, że przychód wzrósł o 150 proc. w stosunku do analogicznego okresu roku ubiegłego. Jeżeli obecny trend się utrzyma łączna sprzedaż w 2014 roku może wynieść od 11,2 do nawet 12,9 mld dol. Jaki odsetek tej kwoty to zysk netto? Nie wiadomo.
Xiaomi potrafi skutecznie walczyć ceną, oferując urządzenia o atrakcyjnej specyfikacji. Nie tylko to jest jednak atutem tej marki. Klucz do sukcesu stanowi bowiem nietypowy rodzaj marketingu oparty na wprowadzaniu na rynek nowych modeli partiami. Ograniczona liczba egzemplarzy czyni je bardziej pożądanymi, co w konsekwencji przekłada się na tłumy pod sklepami oraz miliony sprzedanych sztuk w kilka minut po premierze. Spójrzmy chociażby na pierwszy phablet Xiaomi - Redmi Note. Wystarczyły 34 minuty, aby cały nakład (100 tys. szt.) został wyprzedany. Dla porównania 100 tys. egzemplarzy smartfona Hongmi w listopadzie 2013 roku znalazło nabywców w ciągu 4 minut od rozpoczęcia dystrybucji.
Marketing jest ważny, ale nie tylko on czyni urządzenia z logo Xiaomi atrakcyjnymi. Agresywna walka cenowa jest wpisana w tradycję tej marki. Za 129 dol. możemy mieć phablet Redmi Note z ośmiordzeniowym procesorem MediaTek MTK6592 1,4 GHz, 1 GB RAM-u, 5,5-calowym ekranem IPS HD, baterią 3200 mAh, aparatem 13 Mpix i przednią kamerką 5 Mpix. Dopłacając 30 dolarów zwiększymy taktowanie do 1,7 GHz i zyskamy dodatkowy gigabajt pamięci RAM. Przeliczając te kwoty bezpośrednio na złotówki (co nie oddaje do końca rzeczywistości i warto mieć to na uwadze przed napisaniem kąśliwego komentarza) mamy kwoty rzędu 400 i 500 złotych. Pokażcie mi smartfona na polskim rynku za takie pieniądze, który zaoferuje to samo.
Ale to nie wszystko. Xiaomi to również MIUI - nakładka na Androida, z której w grudniu ubiegłego roku korzystało 30 mln użytkowników na całym świecie. Dziś pewnie ta liczba jest już znacznie większa. MIUI wyróżnia się przede wszystkim nawiązaniami do iOS. System jest pozbawiony szuflady na aplikacje, a ikonki są wyświetlane wraz z widżetami na pulpicie. Co więcej oferuje on dostęp do pakietu usług, wśród których znajduje się m.in. oficjalny sklep z motywami czy chmura na pliki i ustawienia. Tego typu wartość dodana również jest siłą marki Xiaomi.
Ale Xiaomi to nie tylko tanie, budżetowe modele. Przykładem niech będzie MI-3, który swoimi parametrami może z powodzeniem rywalizować z gigantami rynku. Zresztą wystarczy zajrzeć do niedawno opublikowanego na łamach Antyweba testu tego modelu. Znajdziemy tutaj nowego Snapdragona 800, 2 GB RAM-u i szereg innych, klasyfikowanych jako premium podzespołów.
Na tym ambicje chińskiej firmy się nie kończą. Wraz z debiutem smartfona MI-3 zaprezentowano pierwszy Smart TV oraz przystawkę telewizyjną. Oczywiście na ich pokładzie również znajdziemy MIUI oraz dostęp do usług Xiaomi. W planach są natomiast tablety. Kilka tygodni temu opublikowano pierwszą wersję nakładki, która z powodzeniem może działać na pokładzie 7-calowego Nexusa. Krótko potem pojawiły się pierwsze nieoficjalne informacje o rozszerzeniu oferty o tego typu urządzenia. Nie powinniśmy zatem patrzeć na Xiaomi tylko przez pryzmat smartfonów.
Xiaomi ma wszystkie atuty, które mogą uczynić z niej ważnego gracza na globalnym rynku smartfonów. A mimo to na debiut w Europie czy USA jeszcze poczekamy. Cóż, Chińczycy nie mają najmniejszego powodu, aby się śpieszyć. Z powodzeniem mogą budować swoją potęgę w Azji. Sprzedaż w Chinach, Indiach i innych krajach pozwoli im zdobyć niezbędne know-how, a także zgromadzić kapitał. Ten ostatni pozwoli natomiast bardziej agresywnie walczyć ceną, a chyba nikogo przekonywać nie muszę do tego, że Chińczykom akurat to wychodzi doskonale. Co ciekawe, CEO firmy, Lei Jun, zapewnia, że wcale nie ma zamiaru debiutować na giełdzie - przynajmniej w ciągu najbliższych 5 lat. Tak czy inaczej, możemy mówić o swego rodzaju fenomenie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu