To mnie drażni.

Chętnie bym pana zatrudnił, ale nie szukamy białych mężczyzn

Maciej Sikorski
Chętnie bym pana zatrudnił, ale nie szukamy białych mężczyzn
Reklama

Klasyk literatury angielskiej napisał wieki temu, że źle się dzieje w państwie duńskim. Tę formułę należy teraz trochę zmodyfikować i odnieść do USA, ...

Klasyk literatury angielskiej napisał wieki temu, że źle się dzieje w państwie duńskim. Tę formułę należy teraz trochę zmodyfikować i odnieść do USA, a konkretnie do amerykańskich korporacji, które postanowiły pochwalić się danymi dotyczącymi rasy i płci swoich pracowników. Z wykresów kołowych można się dowiedzieć, że eBay zatrudnia sporo kobiet, a w Apple przeważają biali mężczyźni. Na razie.

Reklama

Publikowanie wspomnianych danych (przykład w grafice tytułowej) przykuło moją uwagę kilka tygodni temu, ale postanowiłem wówczas odpuścić temat. Przecież nie ma sensu pisać, że podziały rasowe, do jakich obecnie dochodzi w tych firmach to co najmniej dziwne zjawisko – każdy to chyba rozumie. Mogłem przekonywać, że pracowników powinno się dobierać na podstawie ich umiejętności, a nie koloru skóry czy płci, ale uznałem, iż to oczywista oczywistość, Czytelnicy mogliby się śmiać z tych truizmów.

Machnąłem ręką na ten temat, ale po powrocie z urlopu moim oczom ukazały się kolejne wykresy kołowe. Przybywa korporacji IT, które opisują swoją załogę w oparciu o płeć i rasę. I nierzadko zapewniają, że zrobią co w ich mocy, by firma nie była jednolita (czytaj: nie zatrudniała wyłącznie białych mężczyzn). Przyszedł zatem czas, żeby napisać, że wspominane zjawisko trudno uznać za pozytywne. I to z wielu powodów.

Póki co firmy jedynie informują, jaki jest skład rasowy czy płciowy załogi. Niby nic nadzwyczajnego, niektórych te dane mogą zainteresować. Podejrzewam jednak, że niedługo może się rozpocząć wyścig w stylu "która firma jest najbardziej nastawiona na różnorodność". Umiejętności zejdą na dalszy plan, punkty podczas rekrutacji będzie się dostawało za kolor skóry, pochodzenie społeczne albo orientację seksualną. W XX wieku przerabiano już takie scenariusze i okazało się, że do niczego dobrego to nie prowadzi. Dlatego dziwię się, że ktoś znowu brnie w tym kierunku.

Mogą się oczywiście pojawić głosy przekonujące, że piszę to z perspektywy białego mężczyzny, któremu w życiu jest po prostu łatwiej. Nie podoba mi się faworyzowanie kobiet i Azjatów, bo to uderzy w moje interesy. Na taki zarzut odpowiem jednak krótko: gwiżdżę na kolor skóry i wyznanie osób zatrudnionych w Google, Facebooku czy Microsofcie – to mogą być zielone chomiki jeżdżące godzinami na wrotkach. Liczy się to, by były specjalistami przez duże S i wykonywały swoją pracę w najlepszy możliwy sposób. Byłbym zniesmaczony, gdyby zatrudniono je tylko dlatego, że są ciekawymi chomikami, a tych brakuje do osiągnięcia różnorodności w firmie. Jako klient i osoba zainteresowana tą branżą, jej rozwojem, chcę po prostu, by korporacje stawiały na najlepsze jednostki, a z nich tworzyły świetne zespoły. Z tym może być problem, gdy rekrutację zdominują kwestie inne niż wykształcenie, umiejętności czy doświadczenie.

Znam wiele kobiet, które nerwowo reagują, gdy pojawia się temat parytetów i stwierdzają, że to uwłaczający system. Podejrzewam, że po eskalacji procesu dywersyfikowania załogi część nowo przyjętych pracowników amerykańskich firm będzie się zastanawiać, czy dostali pracę ze względu na swój kolor skóry czy też niewątpliwy talent, który może przynieść firmie wielkie zyski. Czemu to ma służyć? Wątpię, by odpowiedzią był dynamiczny rozwój. Na sprawiedliwość społeczną (lub jakąkolwiek inną) też bym nie wskazał.

Nie będę kłócił się z argumentem, że czarnoskórym dziewczynkom jest trudniej osiągnąć sukces (statystycznie), niż białym chłopcom, ale zmiana wyników w tych statystykach nie powinna się odbywać w sposób wymuszony. Jestem jak najbardziej za tym, by amerykańskie korporacje wspierały ubogą młodzież, która zdominowana jest pewnie przez te grupy, które na wspomnianych wykresach kołowych odgrywają marginalną rolę. Tym ludziom należy się wędka. Wręczanie ryby będzie co najmniej dziwnym pomysłem.

Obawiam się, że moda z USA zostanie importowana przez inne państwa i któregoś dnia usłyszę tekst, który pojawił się w tytule. Niemożliwe? Pożyjemy, zobaczymy.

Reklama

PS Redakcja AW od lat czeka na zgłoszenia kobiet piszących o nowych technologiach. I doczekać się nie może...;)

Grafika tytułowa to dane firmy eBay

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama