Felietony

Chcesz cieszyć się ulubionym VOD w podróży? Upewnij się, czy aby na pewno możesz

Kamil Świtalski
Chcesz cieszyć się ulubionym VOD w podróży? Upewnij się, czy aby na pewno możesz

Serwisy VOD nas rozleniwiły, a ostatnie lata zamknięcia granic osłabiły moją czujność. Zapomniałem już, że fakt iż płacę za jakąś usługę w Polsce wcale nie oznacza, że będę mógł się nią cieszyć gdziekolwiek indziej.

VOD - wygodne jak jest szybki internet i działa. A co dalej?

VOD to jedyna telewizjakino po jakie sięga coraz więcej z nas. Czy serwisy ze strumieniowaniem treści na żądanie są idealne? Nie - mają wiele swoich mniejszych i większych grzeszków. Są takie o których rozprawia się regularnie (pojawianie i znikanie treści ze względu na licencyjne zawirowania; cenzura i zmiana poszczególnych scen). Są też takie, o których mówi się niewiele — przez co znikają nam one nieco z radaru. I to mimo tego, że kiedy chwilę się nad tym zastanowić: są oczywiste.

Wsiadam do samolotu z VOD które lubię. Wysiadam i... nie obejrzę ani odcinka więcej

Może miałem dotychczas szczęście, bowiem moje problemy z serwisami VOD których doświadczyłem do niedawna podczas podróży związane były z dwoma aspektami. Licencjami (i to nawet nie chodziło o dostęp do interesujących mnie serii, a brak napisów. Mimo że w innych krajach są one dostępne) oraz internetem, który najzwyczajniej w świecie nie dawał się komfortowo cieszyć dostępem do cyfrowych treści. Tak, w Polsce pod tym względem jesteśmy rozpieszczeni — zwłaszcza w dużych miastach. Prędkości są duże, jakość wysoka, a w razie czego — internet mobilny by się nim wspomóc: tani. Niestety, nie wszędzie wygląda to równie kolorowo.

Niedawno spotkała mnie jednak nowa niespodzianka. Kraj w którym przebywałem nie ma HBO Max. Co to oznaczało w praktyce? Brak dostępu do biblioteki. Prawdopodobnie mogłem kombinować z VPNami (o tym dlaczego tego nie robiłem - za chwilę). Mogłem czarować i sięgać linki streamingowe które z oficjalnymi nie mają nic wspólnego. Mogłem - ale nie musiałem, bo temat mnie nie sfrustrował, a zaciekawił. Na tę chwilę zostałem wyłącznie z dostępem do filmów i seriali które pobrałem do pamięci iPada, ale przecież w Japonii ludzie jakoś oglądają Sukcesję, Grę o Tron czy The Last of Us. Jak?

Tutaj z pomocą przyszło mi Google, które podpowiedziało że prawa do lwiej części produkcji HBO w Japonii ma marka U-NEXT. Chwilę później z odsieczą przyszli mi moi lokalni przyjaciele, którzy zapoznali mnie z platformą i zapewnili dostęp do serii które mnie interesowały. Ale tutaj sprawy też nie były takie znowu oczywiste. Bo przecież aplikacji U-NEXT w Polskim App Store nie było. Musiałem więc skorzystać z japońskiego konta. Tyle komplikacji by obejrzeć serial, który... ostatecznie rzuciłem po jednym odcinku ;-).

Następnym razem będę przezorniejszy. Ale przestrzegam też innych

Kiedy teraz o tym myślę - oczywiście że to moja wina, że tego wcześniej nie sprawdziłem. Prawda jest taka, że nigdy wcześniej taka sytuacja mnie nie spotkała — bo jeżeli z jakiejś platformy w Azji korzystałem, to najczęściej był to Netflix albo YouTube. Tym razem z okazji głośnych premier chciałem pójść dalej i... niespodzianka. Niezbyt miła.

To przestroga dla mnie — ale też dla wszystkich innych, którzy nie chcą w podróży stracić dostępu do swoich ulubionych filmów i seriali w podróży. Upewnijcie się czy dana platforma tam działa. A jeśli działa, to zerknijcie też co oferuje. Jak wiadomo — przez zawirowania licencyjne, katalogi rozmaitych platform potrafią się znacząco od siebie różnić. Jeżeli przejrzycie zdalnie co i jak — i nie znajdujecie tam treści na którym wam zależy, warto pomyśleć o pobraniu ich do pamięci lub jakimś VPNie czy innej kombinacji, która zapewni wam do nich dostęp. I przygotujcie się do tego zawczasu, bo na miejscu sprawy mogą okazać się nieco bardziej kłopotliwe — choć to już zależy wyłącznie od miejsca w którym będziecie ;).

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu