Po obejrzeniu pierwszego sezonu Castlevania: Nocturne, nie byłem pewny, czy dam szansę drugiemu. Zaryzykowałem i nie żałuję.
Castlevania: Nocturne, spin-off kultowego serialu Castlevania, od samego początku wzbudzał ogromne emocje wśród fanów serii. Serial osadzony w rewolucyjnej Francji końca XVIII wieku, wprowadził nowych bohaterów, takich jak Richter Belmont, Maria Renard i Annette, a także nawiązał do klasycznych wątków z gier z serii Castlevania.
Pierwszy sezon „Castlevania: Nocturne” miał być nowym rozdziałem dla animowanego uniwersum Castlevanii. Rozdziałem, zaznaczmy, który wcale powstawać nie musiał. Szczególnie że zamiast spektakularnego powrotu dostaliśmy dość mdłą historię, która nie przekonała ani nowych widzów, ani wiernych fanów poprzedniej serii. Postaci zdawały się jedynie cieniem swoich poprzedników – brakowało im głębi, charyzmy i przede wszystkim wiarygodności.
Oglądając pierwszy sezon, trudno było nie zauważyć, że twórcy próbowali wmówić widzom, że bohaterowie są silni, nie dając im rzeczywistych powodów, by tak o nich myśleć. Były momenty, w których siła postaci wynikała nie z ich czynów, lecz z deklaracji innych bohaterów. W efekcie dostaliśmy generyczną historię, która nie dostarczała emocji, a kolejne odcinki zdawały się powtarzalne i pozbawione prawdziwej dramaturgii.
Jednak już pod koniec pierwszego sezonu, dosłownie w ostatnich sekundach ostatniego odcinka pojawił się on, blady niczym śnieg, dostojny i pełen elegancji — Alucard, syn Draculi. Od razu wiedziałem, że będzie już tylko lepiej.
Alucard uratował drugi sezon
Nie jest przesadą stwierdzenie, iż Alucard dosłownie „ukradł show”. Już w pierwszej scenie, w której się pojawia, czuć, że mamy do czynienia z kimś więcej niż tylko kolejną postacią rzucającą zaklęcia i wymachującą bronią. Jest ikoną uniwersum, którego pojawienie się na ekranie sprawiło, że krew w moich żyłach (i pewnie innych fanów) popłynęła szybciej.
W pierwszym sezonie Richter Belmont, który miał być centralnym bohaterem, był niestety mało przekonujący. Jego rozwój wydawał się wymuszony, a motywacje nie do końca dopracowane. Wprowadzenie Alucarda pozwoliło na lepsze uwypuklenie tych elementów, a ich interakcje sprawiły, że Richter zaczął w końcu wyglądać jak prawdziwy bohater, a nie postać z szablonu i kalka Trevora.
Podobnie jak w pierwszym sezonie, tło historyczne odgrywa ważną rolę w Nocturne. Rewolucyjna Francja nie jest jedynie scenerią, ale również metaforą walki z tyranią i opresją. Twórcy sprytnie wykorzystują ten kontekst, by opowiedzieć o buncie przeciwko niesprawiedliwości, zarówno w wymiarze społecznym, jak i osobistym. To połączenie fantastyki z realiami historycznymi nadaje serialowi unikalny charakter i sprawia, że opowieść staje się bardziej wielowymiarowa.
Jednym z największych problemów pierwszego sezonu była jego przewidywalność. Historia zdawała się toczyć utartymi ścieżkami, a widzowie nie mieli żadnych momentów zaskoczenia. Drugi sezon na szczęście odrobił lekcję i zaoferował lepiej skonstruowaną fabułę. Pojawiło się więcej zwrotów akcji, bardziej emocjonalne momenty, a przede wszystkim – więcej wiarygodnej dramaturgii.
Kolejnym elementem, który uległ wyraźnej poprawie, jest animacja. Już pierwszy sezon był pod względem wizualnym solidny, ale drugi podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej. Sceny walki stały się bardziej dynamiczne, choreografia starć jest bardziej dopracowana, a sama animacja płynniejsza i bardziej spektakularna. Widać, że twórcy wzięli sobie do serca krytykę dotyczącą nieco monotonnych i powtarzalnych sekwencji walk, jakie widzieliśmy wcześniej.
Mimo wielu zalet, drugi sezon Nocturne nie jest pozbawiony wad. Można przyczepić się do zbyt szybkiego tempa narracji, które czasami sprawia, że pewne wątki wydają się niedopracowane. Ponadto, choć serial wprowadza nowe postaci, nie wszystkie z nich otrzymują wystarczająco dużo uwagi. To może prowadzić do poczucia niedosytu, zwłaszcza u widzów, którzy oczekiwali bardziej wyważonego rozwoju fabuły.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu