Recenzja

iPhone 13 Pro - recenzja. Wszystko fajnie, ale póki co: jestem rozczarowany

Kamil Świtalski
iPhone 13 Pro - recenzja. Wszystko fajnie, ale póki co: jestem rozczarowany
59

Od startu zaznaczę, że cała recenzja iPhone 13 Pro pisana jest z perspektywy użytkownika kilkuletniego, pod niektórymi względami już leciwego, iPhone X. Jako jednak, że jestem dość głęboko w ekosystemie Apple - wydawało mi się, że w tym roku przyjdzie czas na zmianę smartfona. Nareszcie doczekaliśmy się ekranu z odświeżaniem 120 Hz, no tym razem przeskok już musi być ogromny, prawda?

No niestety - nie prawda. I mimo że iPhone 13 Pro wydaje mi się być jednym z najlepszych (o ile nie najlepszym) smartfonem na rynku, po kilkunastu dniach spędzonych z nim postanowiłem nie przeskakiwać na nowszy model. Ale od początku.

iPhone 13 Pro: pierwsze wrażenie. Szkoda, że to wszystko takie duże

Różnica w rozmiarze ekranu między iPhone X, a iPhone 13 Pro jest niewielka, ale wyraźnie odczuwalna. Sytuacji nie poprawia także kwestia zrezygnowania przez producenta z obłych ramek i zastąpienia ich inspirowanych iPhone 4 krawędziami. Nie jest to kompletna nowość, bo to styl który towarzyszy smartfonom Apple od ubiegłego roku. O ile jednak iPhone 12 Mini którego miałem przyjemność przez jakiś czas używać był na tyle niewielki, że idealnie mieścił mi się w dłoni, tutaj wciąż czułem się niepewnie. Konstrukcja jest po prostu duża, a przez NAPRAWDĘ wystające aparaty - zrobiła na mnie naprawdę złe wrażenie.

Tak, ja rozumiem że fizyki się nie oszuka - i chcąc oferować coraz lepsze i coraz jaśniejsze aparaty fotograficzne nie wystarczy tylko dokładanie algorytmów, trzeba także coś zmienić w samej konstrukcji. Nie zmienia to jednak faktu, że dla mnie to jednak… no cóż, mało wygodne. Z telefonu korzystałem bez żadnego etui, kiedy więc cokolwiek na nim wklepywałem, chybotał się na biurku. Coś koszmarnego i trudne do usprawiedliwienia. Brrrr.

Największy zawód: 120 Hz tym razem bez żadnej magii

Nie to jednak było moim największym zawodem. Z iPhone 13 Pro wiązałem od groma nadziei, wierzyłem, że 120 Hz nareszcie da mu kopa. Wywoła efekt WOW i nareszcie uznam, że to najwyższy czas przesiąść się na nowszy model. Właściwie, to po prezentacji Apple podjąłem decyzję, że to właśnie on będzie moim następnym smartfonem.

…i naprawdę cieszę się, że nie zdążyłem go jeszcze kupić. Na ten moment bowiem, ekran nie rzucił mnie na kolana. Tak, jest 120 Hz, tak jest większa płynność… ale biorąc pod uwagę to, jak płynne były zawsze systemy Apple, po prostu wzruszyłem ramionami. Nie ukrywam, że oczekiwałem więcej. Sytuacji nie poprawia także fakt, że 120 Hz dostępne są póki co w dużej mierze… wyłącznie w systemowych aplikacjach. Apple spóźniło się z opcją implementacji tych zmian w oprogramowaniu deweloperów z zewnątrz - dlatego te potencjalnie dopiero nadejdą. Nie wykluczam więc, że za jakiś czas zmienię podejście do tematu, póki co jednak… no cóż, menu jest nieco bardziej płynne, fajnie szybciej mknąć przez Kontakty i Notatki, ale zdecydowanie nie o to mi chodziło. Od dawna na łopatki rozkłada mnie to, że uruchamiając Pokemon Go na smartfonach z Androidem z niższej półki, wszystko jest tam dużo bardziej responsywne niż na kosztujących wielokrotnie więcej iPadach czy iPhone'ach. Konkurencyjny system nieco inaczej podchodzi do kwestii odświeżania i tam wszystko działa w 120 Hz. Nawet Pokemon Go, które wygląda wówczas bajecznie - i wtedy powrót do iPhone’a naprawdę boli.

Ale tak jak wspominałem wcześniej:- może to się zmieni w najbliższej przyszłości, kiedy twórcy aplikacji z kopyta ruszą z aktualizacjami i wszystko będzie płynąć jak należy. Na tę chwilę jednak — efektu WOW zabrakło. I naprawdę było mi z tego powodu… przykro.

Nie miejcie jednak złudzeń. Ten smartfon działa jak marzenie

Nie myślcie sobie jednak, że iPhone 13 Pro zamula, działa wolno czy rozczarowuje jako flagowiec. Nie nie, nic z tych rzeczy. Niezależnie od wybranych aplikacji, to wszystko po prostu śmiga. Bez przycięć, bez problemów. Nie ważne które z gier uruchamiałem, nie ważne jak dużo aplikacji odpalałem, wszystko działało na tym sprzęcie bezproblemowo. To smartfon z najwyższej półki - niczego innego po nim się nie spodziewałem. Można się bawić w syntetyczne benchmarki i przerzucać cyferkami, ale tak naprawdę to bez znaczenia. Ten sprzęt po prostu działa, czujesz się z nim pewnie, jest na swój sposób… przewidywalnie nudny. Ale to naprawdę jest komplement. W pewnych aspektach jednak nie lubię przygód - zwłaszcza jeśli smartfon stał się moim portfelem - za jego pośrednictwem legitymuję się na Poczcie odbierając paczkę, za jego pośrednictwem płacę, a po powrocie do kraju pokazuję kod QR zwalniający mnie z kwarantanny. Za nerwy w temacie podziękuję, wolę tę nudę, przewidywalność i… spokój.

Aparaty fotograficzne - tutaj jest prawdziwa przepaść

Między 2017, a 2021 w kwestii aparatów smartfonowych odbyło się co najmniej kilka rewolucji. Aparaty w iPhone 13 Pro po prostu czarują - niezależnie od tego czy korzystałem z nich za dnia czy w nocy. W dobrym świetle, czy złym świetle. Efekt zawsze robił na mnie piorunujące wrażenie - a ultraszerokokątny obiektyw to jedna z niewielu rzeczy, za którymi naprawdę tęsknię po spakowaniu testowego modelu. Oto kilka przykładowych zdjęć:

Fajnie też, że nareszcie możemy robić zdjęcia RAW bezpośrednio w aplikacji systemowej bez konieczności kupowania największego z modeli. Z założenia do wpisów wrzucamy zdjęcia oryginalne, bez obróbki, tym razem jednak pokuszę się o jedną fotografię zrobioną w RAW i zedytowaną w Lightroomie. Myślę, że jakościowo wstydu nie ma.

Dość kontrowersyjną sprawą jest też kwestia przełączania obiektywów (a co za tym idzie - automatyczna zmiana kadru) przy zbliżaniu się do obiektów. To tak głupie, że nie wiem jak ktokolwiek mógł do tego dopuścić - pokusiłem się więc o przykładowy materiał. Wydana w poniedziałek wersja iOS miała to jednak zmienić - ale nie zdążyłem już sprawdzić, czy faktycznie się to udało. Za czasów testów, na co dzień doprowadzała mnie do szału. Zobaczcie sami.

Odrębną kategorią i pokazem możliwości w iPhone 13 Pro jest niewątpliwie wideo. Tutaj Apple wprowadziło niemałą rewolucję, oferując tryb filmowy z płynnym przełączaniem ostrości między planami w automacie. Działa to świetnie, chociaż odcinanie bohaterów od tła wymaga jeszcze sporo pracy. Mam jednak na uwadze, że pierwsze śliwki robaczywki. Kiedy debiutował tryb portretowy także był ułomny i średnio do czegokolwiek się nadawał. Obecnie nienagannie radzi sobie nie tylko z ludźmi, ale także przedmiotami. No i co tu dużo mówić - to naprawdę działa.

Bateria to drugi z elementów, za którym będę tęsknił

Przyznam szczerze, że w ostatnich latach testowanie smartfonów stało się dla mnie znacznie trudniejsze niż wcześniej. Dlaczego? Bo korzystam z nich… stosunkowo niewiele. Na co dzień - właściwie wyłącznie podczas spacerów do Pokemon Go, okazjonalnego przeglądania Instagrama i odbierania połączeń — ale tylko kiedy jestem poza domem. Dzięki idealnej synchronizacji w ekosystemie Apple, kiedy jestem w domu, wybieram te wygodniejsze sprzęty - a takimi niewątpliwie są dla mnie komputer i tablet. Dlatego też przez większość dni bateria wystarczała mi na dwa pełne dni. Jak to wyglądało w praktyce, możecie podejrzeć poniżej. Smartfon odłączyłem od ładowarki w środę, o godzinę 5:57. Kolejne zrzuty to: środa 21:47, czwartek 11:29, czwartek 20:14 - i piątek o 7:06, kiedy został jeden procent baterii. Nie aktywowałem przez ten czas trybu oszczędzania energii.

Ale po drodze zdarzyły się także momenty, w których nie było mnie w domu, korzystanie z komputera/tabletu było problematyczne, przez co większość dnia wszystko co wirtualne załatwiałem na smartfonie — podłączonego do sieci LTE. Wtedy jednak urządzenie również zdało egzamin: kładąc się spać, na liczniku wciąż było 22% baterii.

Byłem naprawdę zachwycony czasem działania na jednym ładowaniu. Nie wiedząc tak naprawdę czego spodziewać się po całodziennym, intensywnym, korzystaniu z urządzenia - z podcastami w tle, bez WiFi i regularnie zaglądaniem na komunikatory i maila, zabrałem ze sobą power bank. Okazało się, że tylko się nadźwigałem.

Jest także rzecz z której nie zdążyłem zrobić użytku. Ale cieszę się, że jest

Jako że był to smartfon testowy, a miałem go raptem przez kilkanaście dni, zabrakło okazji by nacieszyć się chociażby… dual e-sim. To jedna z tegorocznych nowości, z której prawdopodobnie korzystałbym regularnie (porzuciłbym swoją kartę, a podczas zagranicznych wyjazdów w ten sposób kupował pakiet danych, bez konieczności stania w kolejce po startery i fizyczne karty).

iPhone 13 Pro: wszystko lepsze niż wcześniej, ale największa rewolucja dla mnie jeszcze na dobre się nie ruszyła

iPhone 13 Pro robi rzeczy lepiej niż poprzednik, jest szybszy, ma szybsze Face ID, lepszy procesor, więcej pamięci, lepsze aparaty i ekran. I goniący za nowościami - będą zachwyceni, bo coś drobnego się zmieniło, a w nowym smartfonie bateria jest lepsza niż kiedykolwiek wcześniej. Ale jeżeli, tak jak ja, wymieniacie telefony kiedy naprawdę musicie, a aparaty są dla was sprawą drugorzędną… no prawdopodobnie, podobnie jak ja, nie uświadczycie tam żadnego efektu WOW. To po prostu (i aż) jeszcze jeden iPhone - na swój sposób nudny i przewidywalny, ale tak jak wspomniałem wyżej, to naprawdę komplement.

Ogromnym zawodem okazało się dla mnie 120 Hz, które póki co… jest. Ale na jego faktycznie wykorzystanie przyjdzie nam najwyraźniej jeszcze chwilę poczekać. Zobaczymy, może kiedy kolejni twórcy będą serwować aktualizacje ze wsparciem wyższego odświeżania ekranu to różnica między zeszłorocznym, a tegorocznym, iPhonem będzie się pogłębiać. Teraz dla lwiej części właścicieli smartfonów Apple z 2020 roku będzie ona właściwie niezauważalna. Niestety.

iPhone 13 Pro - plusy i minusy
plusy
  • fantastyczna bateria;
  • doskonałe aparaty, które radzą sobie w każdych warunkach;
  • ciekawy, ale wciąż raczkujący, tryb filmowy;
minusy
  • 120 Hz jest, ale trochę go tam jeszcze za mało
  • problemy z oprogramowaniem przy zbliżeniach makro

Za udostępnienie smartfona do testów dziękujemy firmie Orange Polska

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu