Recenzja

Call of Duty: Black Ops Cold War to nie odgrzewany kotlet, a naprawdę fajny shooter

Dawid Pacholczyk
Call of Duty: Black Ops Cold War to nie odgrzewany kotlet, a naprawdę fajny shooter
12

Call of Duty to dla mnie fenomen. Gra, która ma tyle odsłon, że ciężko je zliczyć i ciągle cieszy się ogromną popularnością. Co ciekawe, jest to fenomen, który omijał mnie szerokim łukiem przez lata. Mój pierwszy kontakt z tym tytułem miał związek z ich battle royale: Warzone.

Od razu się polubiłem ze swoim operatorem zrzuconym do Verdanska. Gra urzekła mnie dynamiką, stylem i charakterem. Nie trzeba było długo czekać abym spróbował swoich sił w standardowym Call of Dury: Modern Warfare i przyjemność z gry była równie duża. Dlatego, gdy tylko pojawiła się okazja do sprawdzenia Call of Duty: Black Ops Cold War byłem pierwszy, który głośno krzyknął „DAWAJ!!!!!”.

Moje oczekiwania wobec Call of Duty: Black Ops Cold War

Tak, widziałem gameplaye z wersji beta przed moimi testami, miałem pewne wyobrażenie tej gry. Spodziewałem się tego samego w co gram, ale w innym otoczeniu. Zakładałem, że będzie to taka Fifa świata FPSów. Gotowa gra, nowi operatorzy, nowe bronie, inny klimat, szczypta marketingu i sukces murowany.

No i się pomyliłem - to jest inna gra. Zaznaczę tu wyraźnie, że moja recenzja oparta jest o tryb dla wielu osób, nie miałem dostępu do kampanii. Multiplayer dał mi dostęp do kilku operatorów, sporego arsenału broni wraz z odpowiednimi dodatkami i ciekawego zestawu map oraz trybów. Było w czym wybierać i na pewno nie mogę powiedzieć, że się nudziłem.

Call of Duty: Black Ops Cold War to inna gra

Muszę jednak powiedzieć otwarcie, że Cold War minęło się z moimi oczekiwaniami. Spodziewałem się powtórki z imprezy, a dostałem nowy produkt. Oczywiście, czerpie pełnymi garściami z zeszłorocznego Modern Warfare jak i innych tytułów tej serii: zasady, mechanika, konfiguracje, wszystko to jest przeniesione 1:1, ale dodano pewne elementy, które sprawiają, że odczucia z rozgrywki są zupełnie inne. To trochę jak brat bliźniak, niby taki sam, ale zachowuje się inaczej.

Pierwsza oczywistość to klimat. Cofamy się w czasy zimnej wody, strachu przed atakiem nuklearnym, starć między Stanami Zjednoczonymi, a Związkiem Radzieckim. Czuć to i widać na każdym kroku. No, ale to tak naprawdę tylko kosmetyka i pretekst do zapakowania innych broni.

To co się mocno rzuca w oczy to mapy. Są naprawdę duże i złożone. Czasami wręcz wydają się za duże. Dodatkowo są bogate w szczegóły. Bujna roślinność w dżungli, niezliczona ilość skał i skałek na pustyni czy mebli i złomu w terenach miejskich. Robi to spore wrażenie i daje bardzo pozytywne odczucia wizualne. Ma to też ogromny wpływ na rozgrywkę. Trzeba być skupionym przez cały czas bo nigdy nie wiemy, zza którego kamienia wyskoczy przeciwnik.

Co ciekawe, wielu prosów w trakcie beta testów uznaje to za wadę gry, ponieważ wprowadza czynnik losowy. Nawet marny gracz, odpowiednio wykorzystując otoczenie może zabić każdego w taki sposób, że jego ofiara się nie zorientuje.

Zmiany są małe, ale mają ogromny wpływ

To co bardzo mi się nie podoba to wprowadzenie pasków z życiem nad głowy przeciwnika. Zabija to pewien element realizmu, o ile możemy w ogóle o nim mówić. Dokładnie wiemy ile życia zostało przeciwnikowi i w jakim jest stanie, a to naprawdę cenna informacja, która może odmienić los potyczki 1:1.

Po drugiej stronie skali jest zmiana tzw. killingstreaks na scorestreaks (nie tyle zmiana co powrót do nich). To mechanizm pozwalający na odpalenie wsparcia takich jak samolot szpiegowski czy artyleria. W Modern Warfare, aby móc się tym cieszyć trzeba było ubić odpowiednią ilość przeciwników bez ponoszenia śmierci. Oznaczało to, że w przypadku mocnego składu pod drugiej stronie lub niewprawnego oka, gracz nie miał szansy cieszyć się nalotem zrzuconym na głowy swoich rywali. Teraz liczy się również realizacja celów taktycznych mapy, dlatego przy odpowiednij ilości główkowania i sprytu każdy to ogarnie.

Kilkukrotnie wspominałem o tym, że to inna gra. Powiem Wam szczerze, że ciężko to dokładnie opisać bo chodzi o „czucie” tego co się dzieje. Nie ma typowych sprintów, dynamika gry i otoczenia jest inna. To taka seria małych niuansów, która sprawia, że nie można po prostu przeskoczyć z jednego tytułu na drugi. Trzeba chwili, aby się skalibrować i ustawić pod Cold War. Czy to źle? Absolutnie nie!

Co myślę o Call of Duty: Black Ops Cold War

Przede wszystkim, że tytuł jest stanowczo za długi :) Mogliby wymyślić jednak coś krótszego. No dobra, ale teraz bez żartów. To dobra gra. Jest dynamiczna, daje sporo radości, jest przyjemna dla oka. Mapy są duże i złożone przez co wymagają sporo uwagi i skupienia.

Nie trzeba być ekspertem od tego rodzaju tytułów, aby szybko się odnaleźć. Tryby dostępne na mapach są znane wszystkim fanom serii, ale też i innych tytułów. W końcu domination czy team deathmatch to żadna rewolucja, znajdziemy je nawet w World of Warcraft.

Moje pierwsze wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Mimo, że wolę Modern Warfare to i tak nie mogę powiedzieć, że Cold War to zła gra. To co mnie jeszcze zastanawia to:

1. Jak im wyjdzie kampania?

2. Kiedy dostanę operatorów z Cold War w Warzone? Bo to, że dostanę jest więcej niż pewne!

3. No i co z Zombie? ;)

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu