Black Ops 6 mógł być jednym z najlepszych współczesnych COD-ów, ale twórcy przekombinowali. To wciąż jednak kawał solidnego shootera – pozwólcie, że wyjaśnię dlaczego.
Jako stary wyjadacz oldskulowych COD-ów drugowojennych podchodziłem zawsze z lekką dozą nieufności do produkcji osadzonych we współczesnych konfliktach, pełnych szpiegów, intryg i filmowej otoczki. Black Ops 6 trochę tę niechęć przełamał, ale mojego przekonania, że seria Call of Duty multiplayerem stoi, nie zmienił. W sieci pełno recenzji, które kuszą nagłówkami o jednym z najlepszych COD-ów w historii. Pozwólcie, że ochłodzę ten entuzjazm.
Kampania – za mało fabuły, za dużo zapychaczy
Jedna z najlepiej sprzedających się marek w branży gier zadebiutowała pod koniec października nie tylko na sklepowych półkach, ale także w Game Pass, a z racji tego, że dostęp do niej otrzymali niedzielni posiadacze subskrypcji, a nie tylko hardcorowi wyjadacze, to twórcy pokusili się o kilka zmian, ułatwiających odbiór produkcji.
W kampanii nie znajdziemy już kreatora bohaterów, sekcje dialogowe z dylematami moralnymi ograniczono do minimum, a sama historia jest prostsza i posiada jedno zakończenie. Tryb gry solo wydaje się więc przez to nieco bardziej płaski, ale za to nie utracił swojej filmowości. Mówię to jednak pod kątem samego prowadzenia gracza przez akcję, a nie jako metaforę wciągającej opowieści. Ta do skomplikowanych nie należy i rzuca gracza w wir konfliktu między CIA, militarną organizacją Panteon (z rosyjskimi powiązaniami) a Adlerem i spółką, którzy jak zwykle starają się uratować świat przed zagładą – a konkretniej przed Kołyską.
Tryb fabularny klasycznie można ukończyć w około 6-8 godzin, w zależności od tego, jak długo będziecie guzdrać się z realizowaniem kolejnych celów. Te są dość zróżnicowane w zależności od danego aktu (a w zasadzie od wspomnienia, bo fabuła ma w pewnym sensie charakter retrospekcyjny) i to zarazem zaleta, jak i wada. Miło, że developerzy przestali tak mocno naciskać na misje szpiegowsko-skradankowe, wplatając w grę więcej hollywoodzkiej rozwałki. Nie oznacza to jednak, że zadań wykonywanych „po cichu” zabraknie – wręcz przeciwnie. Sporą część questów możemy ukończyć bez alarmowania przeciwników, ale gra tego nie wynagradza. Nie ma więc większego znaczenia, czy wpadniecie do obozu wroga w akompaniamencie wybuchów, czy prześlizgniecie się niewidoczni.
Ten pozorny wybór psuje trochę klimat, ale rozumiem, że Treyarch chciał zadowolić fanów obu rozwiązań. To, co nie pasowało mi jeszcze bardziej, to silenie się na misje na pseudo otwartych mapach. Wiem, że seria wielokrotnie obrywała za liniowe podejście do rozgrywki i prowadzenie gracza za rączkę, ale po shooterach takich jak Call of Duty właśnie takiego rozwiązania oczekuje. COD to nie Far Cry – jeżdżenie po mapie od posterunku do posterunku w celu realizowania powtarzalnych zadań i dodawanie do tego pobocznych odwracaczy uwagi czy walk bossami dla wydłużenia czasu przed ekranem po prostu tu nie pasuje, albo twórcy nie mieli pomysłu na dobre sprzedanie tej idei.
W Black Ops 6 będziecie musieli przemęczyć się przez kilka misji, które wymagają bardzo uproszczonej eksploracji otwartych lokacji, co jest wynikiem praktyki, nazwaną przeze mnie na potrzeby tego tekstu nadmierną warzonizacją trybu fabularnego. Przypominają bowiem real time eventy z Warzone, gdzie w starcia z prawdziwymi graczami wplątano nudne potyczki z botami. Jest to spójne pod względem codowego uniwersum, ale subiektywnie zbędne w trybie solo.
Czas między misjami spędzamy w kryjówce, która pozwala na rozmowę z towarzyszami, czytanie fabularnych notatek i majsterkowanie przy wyposażeniu. Fani bogatego ekwipunku nie będą mieli powodów do narzekania. Zdalnie sterowane auta z ładunkiem wybuchowym, liczne rodzaje granatów, naloty, celowniki termowizyjne, granatniki i wiele wiele innych.
Byłoby super, gdyby sukces misji w jakikolwiek sposób zależał od dobrze skompletowanego wyposażenia. W praktyce jednak grę da się ukończyć z podstawowym karabinem nawet na wyższych poziomach trudności, więc tu poczucie wyboru znów okazuje się złudne.
Na plus warto wyróżnić jednak sam design lokacji i ogólne wrażenia wizualne. Black Ops 6 nie jest grą szczególnie urodziwą, ale niektóre widoki potrafią cieszyć oko. W tym przypadku lawirowanie między gatunkami i stylami wyszło na plus. Doświadczymy między innymi piasków pustyni, bogatych rezydencji mafiozów, eleganckich sal bankietowych i mrocznych laboratoriów rodem z horrorów.
Mam wrażenie, że ekipa odpowiedzialna za Black Ops 6 chciała upchnąć do kampanii wszystko to, co obecnie oferuje Call of Duty jako gra usługa. Do tego stopnia, że w misje fabularne wepchnięto nawet wątki przetrwania z zombie w roli głównej. Zabrakło natomiast tej głębi, emocji i poruszających momentów, które przez ostatnie lata były sztandarowym elementem trybu solo. Po 3 średnio satysfakcjonujących wieczorach z kampanią zasiadłem do multiplayera. Niestety po chwilowym zachwycie wróciły stare demony.
Tryb wieloosobowy – dynamiczna walka z cheaterami
Fundamenty trybu wieloosobowego w Black Ops 6 nie uległy zmianie. To wciąż dynamiczne, wybuchowe i intensywne starcia na niewielkich, choć ciekawie zaprojektowanych mapach. Klasycznie do dyspozycji mamy kilka szlagierowych trybów, takich jak drużynowy deathmatch, dominacja czy zabójstwo potwierdzone. Mapy – choć niewielkie – cechują się dużym zróżnicowaniem terenu i ciekawym designem, wymuszającym walkę na niewielkiej przestrzeni, co w rezultacie mocno ogranicza możliwość kampienia.
Duże znaczenie w trybie wieloosobowym ma teraz nowy tryb poruszania się, zwany omnimovment. Umożliwia większą swobodę ruchu postacią w zasadzie w każdą stronę, niezależnie od tego, czy leżymy, biegniemy czy kucamy. Płynniejsze wydają się sprinty i wślizgi, a także mechanika rzucania się na ziemie, przydatna nie tylko w rajdach ofensywnych, ale też w konieczności nagłego uniknięcia spadającego pod stopy granatu. Doświadczeni gracze będą czuć się więc jak ryba w wodzie, ale… do czasu. Gra szybko bowiem przypomina, że twórcy zupełnie nie radzą sobie z falami cheaterów.
Oszuści w grach z serii Call of Duty to już standard. Activision od czasu do czasu ogłasza wielkie banowanie, ale sytuacja wciąż jest fatalna. W pięciu z sześciu zagranych wczoraj gier napotkałem przynajmniej jednego cheatera, posługującego się automatycznym celowaniem. Jeden taki delikwent wystarczy, by skutecznie zrujnować grę, a nierzadko po przeciwnej stronie ekranu przesiaduje kilku toksycznych graczy w jednym meczu. W praktyce niektóre starcia są więc symulatorem nieustannego umierania, bo zaraz po respawnie czeka na nas strzał w głowę przez ścianę z drugiego końca mapy.
Siekanie zombiaków dla relaksu
Na koniec kilka słów o trybie zombie, który według mnie okazał się niespodziewanie najprzyjemniejszą formą zabawy w Black Ops 6 – zwłaszcza jeśli posiadacie znajomego do pary. Produkcja oddaje w ręce graczy dwie mroczne mapy, wypełnione nie tylko umarlakami, ale też innymi kreaturami, takimi jak zmutowane pajęczaki. Stopień trudności zwiększany jest w sensowny sposób, dzięki czemu nawet mniej doświadczeni strzelcy mogą poczuć się usatysfakcjonowani odblokowywaniem kolejnych fal nieumarłych wrogów.
Jasne, nie jest to tryb, który przyciąga na wiele godzin, ale jako lekka odskocznia od multi sprawdza się świetnie – zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę to, że mordowanie zombiaków wpływa na levelowanie broni w trybie wieloosobowym.
Podsumowanie
Black Ops 6 to taki festiwal wzlotów i upadków. Do satysfakcjonująco filmowej kampanii upchano zbyt wiele zapychaczy, a to, co najważniejsze (czyli sama fabuła), zostało potraktowane po macoszemu. Multiplayer broni się dynamiczną rozgrywką i ciekawie zaprojektowanymi mapami, ale cierpi z powodu dziurawych zabezpieczeń przed cheaterami, którzy z trybu wieloosobowego ponownie urządzili sobie plac zabaw. Zostaje nam więc tryb zombie, stanowiący miłą odskocznię, ale nic poza tym. To więc kawał solidnej produkcji, która mogłaby wypaść znacznie lepiej, gdyby zamiast przekombinowania postawiono na dopracowanie.
- Niezmiennie dobry feeling strzelania
- Poprawiona mechanika poruszania postacią
- Ciekawe lokacje w multi
- Tryb zombie
- Duża dowolność wykonywania misji...
- ...która i tak prowadzi do jednego rezultatu
- Wszędobylscy cheaterzy w trybie wieloosobowym
- Misje w półotwartych mapach
- Fabuła nie zapada w pamięć
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu