Odzyskiwanie pierwszego człona rakiet było jeszcze parę lat temu kompletnym science-fiction, a próbujące dokonać przełomu w tym zakresie były przedmiotem żartów. Firma udowodniła jednak, że jest to możliwe, a obecnie ich niektóre rakiety wykonały po kilka bezproblemowych lotów. Teraz w ślady Falcona 9 chce pójść Elektron firmy Rocket Lab, która ma własny pomysł na odzyskanie pierwszego członu. Wraz z kolejną misją rozpoczną się testy tej procedury, które mają dać odpowiedź, czy ma to sens w przypadku tej konstrukcji.
Być jak SpaceX. Rocket Lab przetestuje procedurę odzyskania rakiety Electron
Złap mnie, jeśli potrafisz
Rocket Lab nie zdecydowało się skopiować metody SpaceX. W przypadku tak małej rakiety jak Electron konieczność pozostawienia wystarczającej ilość paliwa dla manewru lądowania prawdopodobnie zbyt ograniczyłaby jej ładowność. W związku z tym zdecydowano się na procedurę, którą można by nazwać pasywną.
Rakieta po zakończeniu właściwej pracy ma się obrócić i wejść w atmosferę. Jeśli przetrwa ten newralgiczny dla całej konstrukcji moment, po ustabilizowaniu lotu otworzą się wbudowane w konstrukcję spadochrony, które wyhamują jej lot z ośmiokrotnej prędkości dźwięku do poziomu 10 metrów na sekundę.
Cała procedura ma się kończyć złapaniem rakiety przez specjalnie przygotowany helikopter. W czasie nadchodzącego startu ten ostatni etap zostanie jednak pominięty, a rakieta wyląduje bezpośrednio w oceanie, skąd podejmie je statek Rocket Lab. Próby łapania rakiety były jak na razie prowadzone tylko przy pomocy atrap zrzucanych z drugiego helikoptera.
Test opłacalności
Z wypowiedzi firmy wynika, że zanim przejdą do prób ostatecznych, chcą sprawdzić, czy w ogóle jest o co walczyć. Istnieje bowiem obawa, że elementy wyposażenia Electrona mogą nie przetrwać wejścia w atmosferę, co może stawiać pod znakiem zapytania opłacalność całego przedsięwzięcia. Przypomnę, że Electron jest rakietą zbudowaną z kompozytów, w związku z czym elementy w jej wnętrzu są poddawane innym obciążeniom niż w przypadku Falcona.
Firma wierzy, że może się to udać, w czasie poprzednich prób dwie rakiety przeprowadziły już udany manewr wejścia w atmosferę, ale z powodu braku spadochronów nie dało się ich zbadać po uderzeniu w powierzchnię oceanu. W czasie aktualnych testów rakieta powinna przetrwać lądowanie, co pozwoli poddać ją szeroko zakrojonym badaniom po powrocie do fabryki. Planowanych jest kilka tego typu testów i dopiero po określeniu co da się uratować, podjęta zostanie decyzja co do włączenia helikoptera do akcji.
[okladka rozmiar=srednia]
[/okladka]
Jednocześnie CEO Rocket Lab, Peter Beck powiedział, że nie tylko koszty są ważne w kontekście tych prób. Dla firmy cenna jest też możliwość szybszego wykonywania kolejnych startów. Proces produkcji od zera jest czasochłonny i Rocket Lab będzie próbować odzysku nawet tedy, jeśli operacja miałaby wychodzić na „zero”. Gdyby się jednak okazało, że rakiety wracają w dobrym stanie i wymagają tylko niewielkich poprawek, firma będzie mogła jeszcze bardziej obniżyć koszty własnych misji, które obecnie wynoszą około 7,5 mln za start i są najniższe na rynku.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu