Nazwać Elona Muska ekscentrykiem to właściwie truizm. Patrząc na różne aspekty jego działalności, właściwie można by go umieścić w Międzynarodowym Biurze Miar i Wag w Sevres jako wzorzec takiej postawy. Z drugiej strony, to między innymi ta dziwaczna część jego charakteru wydaje się być ważnym elementem jego sukcesów. Kilka „absurdalnych” i „niemożliwych” celów już zrealizował. W przypadku Marsa stawia sobie poprzeczkę jednak niezwykle wysoko. I nie chodzi mi o Starshipa czy nawet miasta na Czerwonej Planecie, ale o plany uzyskania niepodległości dla miast założonych przez SpaceX.
O co chodzi?
Informacje o szeroko zakrojonych planach Muska w tej sprawie pojawiły się z kilku źródeł. Jednym z nich był wywiad z Davidem Andermanen, głównym konsultantem SpaceX, który zdradził w nim, że przygotowuje projekt konstytucji dla Marsa. Można to oczywiście potraktować żartobliwie, ale kolejne odkrycie miało już charakter konkretnego dokumentu. Pierwsi klienci „kosmicznego” internetu Starlink po wgryzieniu się w zapisy warunków świadczenia usługi znaleźli bardzo ciekawe zastrzeżenia dotyczące tej usługi świadczonej w drodze do i na Czerwonej Planecie:
„W przypadku usług świadczonych na Ziemii lub na orbicie wokół Ziemii i Księżyca, niniejsze Warunki oraz wszelkie spory między nami wynikające z niniejszych Warunków lub z nimi związane, w tym spory dotyczące arbitralności, będą regulowane i interpretowane zgodnie z prawem stanu Kalifornia w Stanach Zjednoczonych.
W przypadku Usług świadczonych na Marsie lub w tranzycie na Marsa za pośrednictwem statku kosmicznego Starship lub innego statku kolonizacyjnego, strony uznają Marsa za wolną planetę i że żaden rząd ziemski nie ma władzy ani zwierzchnictwa nad działalnością Marsa. W związku z tym, spory będą rozstrzygane na podstawie zasad samorządności, ustanowionych w dobrej wierze, w czasie rozstrzygania sporów na Marsie.”
Realne plany czy czysty marketing?
Oczywiście część osób będzie próbowała dowodzić, że wszystkie te nawiązania i pracę to typowy dla Muska czysty marketing, mający narobić szumu wokół jego firm. Moim zdaniem to niespecjalnie logiczne.
Po pierwsze, firmy Muska są już na takim poziomie rozwoju, że nie potrzebują już takie nieukierunkowanego rozgłosu, szczególnie uzyskanego przy pomocy mało nośnego, przynajmniej jak na razie tematu. Musk w ostatnich miesiącach zachowuje się znacznie spokojniej, a sensacje wywołują konkretne produkty, jak Cybertruck i mają za cel wzbudzenie popytu na nie.
Po drugie, nawet jeśli zapisy miałyby być rodzajem czystomarketingowej zgrywy, to są trochę ryzykowne. Z pewnością przykują uwagę głównego klienta SpaceX, rządu Stanów Zjednoczonych, szczególnie że ten rękami NASA próbuje właśnie doprowadzić do podpisania międzynarodowego porozumienia dotyczącego dalszej eksploracji kosmosu Artemis Accords. Akcja Muska może podkopać zaufanie do SpaceX w tych środowiskach, a to byłoby chyba zbyt wysoką ceną za krótkotrwałą i niesprzedającą niczego konkretnego reklamę.
Po trzecie, choć poglądy polityczno-społeczno-ekonomiczne szefa SpaceX nigdy nie zostały przez niego precyzyjnie wyartykułowane, to w co najmniej kilku wywiadach napomykał, że w jego wizji kolonia na Marsie mogłaby być zarządzana przy pomocy mechanizmów demokracji bezpośredniej. Początek działalności zaś bazowałby na umowie wstępnej opartej na liberalnych, a może i libertariańskich zasadach. W każdym razie w ciemno można założyć, że palenia marihuany na Marsie byłoby w pełni legalne :)
Po czwarte, Elon Musk nie raz już dawał wyraz swojemu brakowi szacunku do różnych rozwiązań „rządowych”. Nawet w ostatnim czasie odpalił w dyskusji z jednym z twitterowiczów (w kontekście zamachu stanu w Boliwii), że: „Dokonamy zamachu stanu, na kogo tylko zechcemy! Przyjmij to do wiadomości”. Oczywiście nie wiadomo kogo miał na myśli, mówiąc my, i gdzie ewentualnie zamach chciałby zrobić ;), ale Musk propaństwowcem w ziemskim rozumieniu raczej nie jest.
To wszystko powoduje, że pomimo humorystycznej otoczki jaka narosła wokół tej sprawy, Elon Musk ma swój plan na niezależność kolonii, które chce tam utworzyć, i co więcej, bazując na szczątkowych chlapnięciach CEO SpaceX, plan może być ciekawy, przynajmniej dla takiego platonicznego libertarianina i realistycznego klasycznego liberała jak ja.
Bardzo ciekawy casus prawny
Nie mniej ciekawym aspektem całej sprawy jest realność jej przeprowadzenie. Jeśli oparlibyśmy się na aktualnym stanie prawnym, bazującym na przestarzałym Traktacie o Przestrzeni Kosmicznej z 1967 r. to musimy dojść do wniosku, że to nie ma prawa się udać. Art. II traktatu mówi wyraźnie, że:
„Przestrzeń kosmiczna, łącznie z Księżycem i innymi ciałami niebieskimi, nie podlega zawłaszczeniu przez państwa ani poprzez ogłoszenie suwerenności, ani w drodze użytkowania lub okupacji, ani w jakikolwiek inny sposób.”
Co więcej, osoby udające się w przestrzeń kosmiczną obligatoryjnie reprezentują państwa, których są obywatelami. Rządy zaś ponoszą odpowiedzialność za działania wykonywane przez wszelkie instytucje, tak rządowe jak i prywatne ze swojego kraju. Co więcej, traktat narzuca konieczność licencjonowania i nadzoru nad wszystkimi tego typu podmiotami. Mówią o tym art.VI i VII tego układu:
Artykuł VI
Państwa Strony Układu ponoszą odpowiedzialność międzynarodową za swoją działalność w przestrzeni kosmicznej, łącznie z Księżycem i innymi ciałami niebieskimi, niezależnie od tego, czy jest ona prowadzona przez instytucje rządowe lub pozarządowe, osoby prawne, jak również za zapewnienie zgodności tej działalności z postanowieniami niniejszego Układu. Działalność pozarządowych osób prawnych w przestrzeni kosmicznej, łącznie z Księżycem i innymi ciałami niebieskimi, wymaga upoważnienia i stałego nadzoru ze strony danego Państwa Strony Układu. [...]
Artykuł VII
Każde Państwo Strona Układu, które wypuszcza albo powoduje wypuszczenie obiektu w przestrzeń kosmiczną, łącznie z Księżycem i innymi ciałami niebieskimi, jak również każde Państwo Strona Układu, z którego terytorium albo urządzenia obiekt zostaje wypuszczony, ponosi międzynarodową odpowiedzialność za szkody wyrządzone przez taki obiekt lub jego część składową na Ziemi, w przestrzeni powietrznej lub w przestrzeni kosmicznej, łącznie z Księżycem i innymi ciałami niebieskimi, wobec innego Państwa Strony Układu albo jego osób fizycznych lub prawnych.
Z przytoczonych powyżej artykułów jasno wynika, że deklaracje Muska kolidują z dziś obowiązującym prawem międzynarodowym, a rząd Stanów Zjednoczonych ma prawo spacyfikować jakiekolwiek próby prawnej secesji tak na Marsie, jak i na każdym innym ciele niebieskim. A jednak, SpaceX wcale nie stoi na zupełnie straconej pozycji. Już tłumaczę dlaczego...
Wyścig kosmiczny, którego jesteśmy świadkami powoduje, że Traktat z 1967 r. staje się coraz bardziej dysfunkcyjny. Przepisy o niewysyłaniu w przestrzeń broni i wojska są już otwarcie kontestowane i w praktyce martwe. Mamy sporo doniesień o próbach rosyjskiej orbitalnej broni antysatelitarnej, Stany Zjednoczone powołały US Space Force i zapowiedziały patrolowanie przestrzeni cislunarnej, a zaraz i kolejne kraje przyłączą się do militarnego wyścigu w kosmos. Do tego, równolegle rozwija się temat komercjalizacji kosmosu i wpuszczenia tam firm prywatnych, co również wymaga tak zmian części przepisów traktatowych, jak i wprowadzenia zupełnie nowych norm, jeśli nie chcemy się popaść w „kosmiczny” chaos.
Jednocześnie szans na takie porozumienie jest obecnie coraz mniej, sam konflikt amerykańsko-chiński powoduje, że dwu najważniejszych graczy nie ma szans się dogadać, a Rosjanie na boku też rozgrywają własne „kosmiczne” warcaby. Do czasu, gdy SpaceX dostarczy pierwszych ludzi na powierzchnię Czerwonej Planety, cały traktat zapewne będzie już na śmietniku historii. W powstałym na jego miejscu chaosie być może będzie pole do tego, żeby taka kolonia została uznana za niepodległą, przynajmniej przez część mających w tym interes rządów.
Drugim atutem SpaceX może być przewaga technologiczna. Jeśli firma Muska wyprzedzi wszystkich w tym wyścigu tak, że nikt inny przez kolejne lata nie będzie w stanie do niego na powierzchni Marsa dołączyć, to niezależnie od ziemskich przepisów Musk może zastosować zasadę faktów dokonanych. Krótko mówiąc, ogłosi niezależność i nikt nie będzie w stanie nic mu zrobić.
Nie będzie to jednak tak łatwe, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Taki krok można skutecznie podjąć dopiero po osiągnięciu samowystarczalności przez kolonię i zgromadzeniu odpowiednio liczebnej dla jej dalszego rozwoju populacji. Trzeba się bowiem liczyć z tym, że o ile na Marsie nikt im nie podskoczy, ziemskie zaplecze zostanie przez rząd amerykański zajęte.
Co zrobią Stany Zjednoczone już dziś?
Tutaj dochodzimy do najciekawszego aspektu sprawy, co zrobi amerykański rząd już dziś. Z pewnością doniesienia o podejściu Muska nie pozostały niezauważone. Jednocześnie amerykańskie agencje, czy to NASA czy wojskowe są od rakiet SpaceX coraz bardziej uzależnione. Wszystkie projekty robione z mocno powiązanymi z rządem i lojalnymi firmami, takimi jak Boeing, Lockheed Martin czy Northrop Grumman zmierzają do katastrofy tak technologicznej, jak i finansowej.
Jednocześnie swoje działania coraz energiczniej prowadzą Chińczycy, z którymi Stany nie mogą sobie pozwolić na porażkę. Jeżeli dobrze przyjrzeć się, na czym opiera się dzisiejsza przewaga Stanów w kosmosie, to można zaryzykować stwierdzenie, że bez SpaceX już dziś by jej nie było. Drugi z amerykańskich kosmicznych koni pociągowych, czyli ULA, dysponuje uzależnionymi od rosyjskich silników rakietami Atlas lub mało ekonomicznymi Deltami, a projekt ich następcy jest w powijakach.
Co więcej, coraz bardziej wygląda na to, że sztandarowy „księżycowy” projekt NASA, czyli Artemis, bez zwiększonego udziału SpaceX nie będzie miał szans na realizację w żadnym sensownym terminie. To wszystko daje SpaceX dość komfortową sytuację i zapewne dlatego Musk się nie przejmuje i pozwala na takie wypowiedzi i deklaracje. Obie strony raczej będą unikać poważnego zajęcia się tym tematem, przynajmniej do czasu, gdy groźba secesji ze strony Muska stanie się realna. A to jednak ciągle perspektywa bardziej dekad niż lat.
Korporacje, technologie...
Nie da się ukryć, że żyjemy w coraz ciekawszych i jednocześnie niepokojących czasach. Rzeczy, o których jeszcze 20 lat temu czytaliśmy w powieściach science-fiction, staje się dziś rzeczywistością. Rozwój i coraz większa władza technologii nad życiem człowiek powodują, że klasyczny świat, w którym to państwa panują lub chociaż starają się panować nad wszystkim, raczej się nie utrzyma.
Wielu osobom deklaracje Muska mogą wydawać się mrzonką i rojeniami, ale jeśli przyjrzymy się światu, przecież już dziś największe korporacje w pewnym zakresie funkcjonują niezależnie od granic i rządów. Nie wiem, do czego to zaprowadzi całą ludzkość, ale jestem przekonany, że jeśli marzenie Muska o niezależności kolonii się spełni, wolałbym mieszkać w zarządzanym przez SpaceX marsjańskim miasteczku niż w miejscu kierowanym przez jakiegokolwiek polskiego polityka :)
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu