Technologie

Budżetowa stacja pomiaru jakości powietrza – czy to ma sens?

Patryk Koncewicz
Budżetowa stacja pomiaru jakości powietrza – czy to ma sens?
Reklama

Teoretycznie pokazują stan jakości powietrza, ale czy robią to dokładnie? Cóż, naukowcy mają wątpliwości

Okres jesienno-zimowy to czas czarnego dymu unoszącego się z kominów. Choć wiele się mówi o zanieczyszczaniu powietrza i szkodliwości „palenia czym popadnie”, nasi rodacy wciąż na własne życzenie trują nie tylko siebie, ale i wszystkich wokół. Całe szczęście świadomość klimatyczna stopniowo rośnie, a część Polaków zaczyna zwracać uwagę na profilaktykę. Rodacy chcą mieć wgląd w stan powietrza i zapobiegać chorobom wywołanym zanieczyszczeniem. Dlatego też sięgają po budżetowe czujniki, często w postaci niewielkich akcesoriów na biurko. Jednak czy można im ufać?

Reklama

Bardziej zabawki niż przydatne sprzęty?

Na rynku istnieje mnóstwo mierników jakości powietrza, wspierających ideę inteligentnego domu. Łączą się z dedykowaną aplikacją, gdzie można na bieżąco monitorować stan powietrza i często posiadają też dodatkowe funkcje w postaci czujników jego nawilżenia. Marki takie jak Aquara, Eve czy Xiaomi zalały rynek tanimi gadżetami, których ceny wahają się od 100 do 500 zł. No ale właśnie, słowo klucz to „gadżety”. Dlaczego? Bo według badań znacznie odbiegają one precyzją od rekomendowanych przez badaczy sprzętów.

Źródło: Depositphotos

Budżetowe wskaźniki jakości powietrza skupiają się na dwóch podstawowych parametrach: stężeniem pyłów PM2.5 oraz PM10. Według WHO długotrwałe narażenie na pyły skutkuje skróceniem długości życia i poważnymi chorobami układu oddechowego. Na przełomie 2020 i 2021 roku Polska znalazła się na trzecim miejscu w rankingu krajów z najgorszym powietrzem w Europie. Czy więc te niewielkie pudełeczka za kilkaset złotych są w stanie zaalarmować nas w porę? Poniekąd tak, ale według naukowców nie dostarczają precyzyjnych informacji.

Naukowcy rozwiewają wątpliwości

Badania nad dokładnością mierników jakości powietrza zostały przeprowadzone przez amerykańską Agencję Ochrony Środowiska i Komisję Europejską. W obu przypadkach wyznaczono współczynnik R2 równy 1, który oznaczał, że dany czujnik jest równie dokładny i precyzyjny co profesjonalne narzędzia wykorzystywane w stacjach pomiarowych.

Okazało się, że żaden z komercyjnie dostępnych modeli nie dał rady osiągnąć wymaganego pułapu. W przypadku badań Amerykanów najlepszy wynik osiągnął czujnik Met One Model 831 (z wynikiem 0,77) wart… 11 tysięcy złotych. W europejskich badaniach najlepiej prezentował się PurpleAir PA-II z wynikiem powyżej 0,7. Jego cena oscyluje w granicach 1200 zł i znacznie bardziej przypomina domowe mierniki jakości powietrza.

Na co więc zwracać uwagę podczas zakupu wskaźnika jakości powietrza? Przede wszystkim na wspomniane badanie stężenia pyłów PM 2.5 i PM 10. To bowiem przez te zawieszone w powietrzu cząstki – zawierajace rakotwórcze metale ciężkie – zmagamy się z napadami kaszlu, ciężkim oddechem i chorobami oskrzeli. Drugą ważną funkcjonalnością jest wykrywanie TVOC, czyli lotnych związków organicznych, uznawanych za rakotwórcze. Warto zwrócić też uwagę na wychwytywanie formaldehydu, czyli toksycznego związku, który pochodzi nie tylko ze smogu, ale też ubrań, mebli czy środków kosmetycznych.

Źródło: Depositphotos

W momencie pisania tego tekstu 4 polskie miasta znajdują się na liście 30 najbardziej zanieczyszczonych miast świata. Nie ma więc co liczyć na to, że narodowa mentalność zmieni się z dnia na dzień, więc oprócz mierzenia jakości warto zastanowić się także na poprawą powietrza w mieszkaniu. Jeśli macie już dość duszących powiewów po otwarciu okna, to zachęcam do zapoznania się z naszym przeglądem oczyszczaczy powietrza, lub zerknięciem na najnowsze modele oczyszczaczy od Philipsa i Xiaomi.

Stock image from Depositphotos

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama