Apple

Od lat używam Apple Music, ale są rzeczy, których Apple powinno uczyć się od Spotify

Patryk Koncewicz
Od lat używam Apple Music, ale są rzeczy, których Apple powinno uczyć się od Spotify
39

Apple Music to wygodna sprawa jeśli głęboko siedzi się w ekosystemie. Algorytmy usługi są jednak dalekie od ideału

Poszukując najlepszego streamingu muzyki, przewinąłem się przez cztery najpopularniejsze pozycje: Spotify, Tidal, Deezer i Apple Music. Z każdym spędziłem kilka miesięcy, testując apki pod kątem wygody i bazy dostępnych kawałków. Deezer kompletnie mnie do siebie nie przekonał, a Tidal – w czasach gdy z niego korzystałem – nie mógł pochwalić się tak dużą kolekcją jak konkurencyjne platformy. Przesiadłem się więc na Spotify i generalnie można powiedzieć, że byłem zadowolony, ale przeszkadzał mi interfejs użytkownika. Późnej Spotify zaczął odstawiać dziwne akcje z moją kartą płatniczą. Płatność za subskrypcje była odrzucana, kartę musiałem kilka razy dodawać do konta ponownie, pomimo faktu, że była aktualna i żadna inna usługa nie miała z nią problemu. Przed Apple Music długo się wstrzymywałem, słysząc wiele negatywnych opinii. Jednak z uwagi na powyższe problemy ze Spotify stwierdziłem, że dam Apple szansę. I tak już w sumie zostało. Okazało się, że wiele obaw okazało się bezpodstawnych. Nie oznacza to jednak, że Apple Music jest idealne.

Szukając po omacku

Korzystam z muzycznego streamingu Apple trochę z wygody, a trochę z lenistwa. Zbudowałem przez lata pełen ekosystem sprzętów z Cupertino i po prostu łatwiej jest mi korzystać z jednej platformy zsynchronizowanej ze wszystkimi urządzeniami. Apple Music cenię za lekkość i przejrzystość. Co do jakości dźwięku to powiem wprost – nie jestem audiofilem. Na dobrych słuchawkach dźwięk przestrzenny robi jednak robotę. Nie spotkałem się też od dawna z sytuacją, w której brakowało danego utworu czy wykonawcy, więc w tym segmencie należy się Apple pochwała, bo kiedyś nie było tak kolorowo. Co innego w przypadku wyszukiwania muzyki. Tu Apple ma wiele do poprawy i od Spotify mogłoby się uczyć.

Źródło: Depositphotos

Otóż wpisując w wyszukiwarkę utworów daną frazę lepiej, żebyś nie popełnił żadnej literówki. Czasem znalezienie piosenki wymaga pełnego podania autora i tytułu. Na Spotify działa to trochę jak w Google. Zamknij oczy i kliknij w klawiaturę. Prawdopodobieństwo znalezienia wymaganego utworu będzie bardzo wysokie. A tak serio, dziwi mnie to, że Apple przez lata nie poprawiło mechanizmu wyszukiwania. Nierzadko trzeba się nieźle natrudzić, aby znaleźć konkretną piosenkę. Rzucicie okiem na poniższe porównanie. Chciałem wyszukać utwór „Living in the Shadows” autorstwa Matthew Perrymana Jonesa. Dodam tylko, że zarówno na jednej jak i drugiej platformie dodałem piosenkę do ulubionych, więc przynajmniej w teorii algorytm powinien mieć ułatwiona sprawę. Zacznijmy od Spotify.

„Living in…” wystarczyło, aby zaproponować kawałek jeszcze przed kliknięciem szukaj. Sprawdźmy, czy Apple Music poradzi sobie równie sprawnie.

Wpisanie tej samej frazy absolutnie nie skłoniło streamingu od Apple do żadnych domysłów. Otrzymałem trzy propozycje niezwiązane z moim utworem. Ułatwmy więc zadanie, klikając szukaj.

Mamy kilka utworów i nawet dwie playlisty proponowane przez Apple, ale oczekiwanych rezultatów wciąż brak. Dodajmy zatem kilka znaków.

„Living in the shad..” To niemalże pełny tytuł piosenki. Co na to Apple Music? Proponuje „Pattern in Time” czy „In Your Shade”, ale po „Living in the Shadows” ani śladu. Przypomnę, że utwór został dodany do mojej biblioteki, a powyższych propozycji nigdy w życiu nie słyszałem. Wpiszmy więc pełny tytuł i sprawdźmy, czy będzie to wystarczające dla algorytmów Apple.

Proszę o gromkie brawa. Udało się. Choć w tym wypadku i tak poszło gładko, bo zdarza się i tak, że pełny tytuł nie wystarcza i trzeba dopisać jeszcze autora. No dobrze, skoro już ustaliliśmy, że wyszukiwanie działa kiepsko to przejdźmy do proponowania utworów.

Apple otwiera Cię na nowe gatunki

Moje gusta muzyczne zmierzają w stronę rockowo-rapowych brzmień. Każdy ma czasem taki etap w życiu, że wszelkie utwory już się przejadają i brakuje pomysłów na odkrywanie nowych artystów. W takich momentach zdawałem się po prostu na Spotify. Dzięki temu trafiłem na kilka naprawdę ciekawych zespołów, bo Spoti podrzucało mi piosenki o bardzo zbliżonym brzmieniu do kawałków dodanych do listy ulubionych i najczęściej słuchanych. Na Apple Music mam playlistę opartą o raperów z południa Stanów Zjednoczonych reprezentujących gatunek z pogranicza country i rapu. Jakież było moje zdziwienie gdy z nagle z głośników poleciał… Malik Montana. Dlaczego? Po co? Nie mam pojęcia. Podobna sytuacja spotkała mnie gdy na losowej playliście polskich raperów pojawiła się Sanah. Wiecie, trochę popu dla przełamania monotonii. Na Spotify takie rzeczy się nie działy. Apple powinno przyłożyć się mocnej do swoich algorytmów, bo czasem podejmują one dość komiczne decyzje. Nie dzieje się to oczywiście za każdym razem jednak czasem algorytm po prostu dostaje chwilowego zaćmienia, proponując utwór kompletnie od czapy.

Nie są to wady, przez które przestanę korzystać z Apple Music, bo samej platformy użytkuje się w ekosystemie wciąż wygodniej niż konkurencyjnych. Fakt jest jednak taki, że Apple zaniedbuje swoją usługę muzyczną i podobnie dzieje się z aplikacją od podcastów, która wymaga gruntownej przebudowy. WWDC i nowy iOS zbliżają się wielkimi krokami. Mam nadzieję, że z nową wersją oprogramowania doczekamy się zmian na lepsze.

Stock image form Depositphotos 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu