Big Tech ma wszystkie narzędzia, by jego sankcje dla Rosji były dotkliwsze niż te od UE czy USA. Ale nie zrobi w tej kwestii nic.
Big Tech nie pomoże Ukrainie (ani nikomu innemu). Będzie się bał o swoje interesy
Przepraszam za to, że zacznę ten tekst trochę bardziej z prywatnej stopy, ale to jedyne, co w tym momencie ciśnie mi się na usta. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że wczoraj obudziliśmy się w innej rzeczywistości i to rzeczywistości, w której żadne z nas nie chciało się obudzić. Ba, pół roku temu taką sytuację mogli przewidywać chyba tylko nieliczni, a i tak chyba tylko w czarnych scenariuszach. Cóż, taki właśnie scenariusz został postawiony przed naszymi oczami i dla mojego pokolenia, które wojny nie doświadczyło, niepokój z nią związany jest uczuciem nowym i to uczuciem strasznym. Wiem, że wypowiadam się za innych, choć być może nie powinienem, ale odnoszę również wrażenie, że przez te wszystkie lata żyliśmy w przeświadczeniu, że sposób prowadzenia konfliktów rodem z II Wojny Światowej jest już za nami. Że dzięki rozwojowi technologii staliśmy się bardziej humanitarni i jeżeli jakiś konflikt się pojawi, to jego rozwiązanie będzie możliwe właśnie z wykorzystaniem tych nowych narzędzi. A nawet jeżeli już w sprawę będzie zaangażowane wojsko, to sprzęt którym dysponuje pozwoli ograniczyć straty do minimum.
Nie. Ruiny budynków w Kijowie, w którym Rosjanie bez poszanowania dla jakichkolwiek konwencji ostrzeliwują ludność cywilną mówią co innego. I to poczucie, że jeżeli wojna zapuka do naszych drzwi takie obrazki będą też naszym udziałem, a być może i dla niektórych - końcem ich życia - jest jedną z kwestii, która buduje narastające uczucie niepokoju.
Jednak Antyweb.pl to portal technologiczny, więc od momentu wybuchu wojny zaczęliśmy się zastanawiać w redakcji nad jedną rzeczą. Nie żyjemy już 1939 r., a w 2022. W erze globalnych korporacji tech, które znane są z tego, że swoimi działaniami mogą wpływać na losy całego świata (i często wpływają) nie możemy przymykać oczu na to, że nie tylko inne kraje są w stanie zareagować na taką bezpodstawną agresję. Oczywiście, Facebook nie zbuduje armii klonów ze swoich botów, a Amazon nie wyśle na front dronów z przyczepionym karabinem, jednak jest szereg rzeczy, które można w tej kwestii zrobić. Problem polega na tym, że raczej to się nie stanie.
Jak Big Tech mógłby zareagować na wojnę (bo czy to zrobi to inna kwestia)
W kwestii technologii oczy świata zwrócone są od wczoraj na Niemcy, Węgry, Włochy i Cypr, które nie chcą odciąć Rosji od systemu SWIFT, pozwalającego na przejrzysty handel międzynarodowy. Oczywiście, byłby to cios w Rosję, ale też i we własnych obywateli, ponieważ bez możliwości zapłaty za rosyjskie surowce funkcjonowanie niektórych krajów byłoby znacznie utrudnione, szczególnie w przypadku uzależnienia od tamtejszego gazu ziemnego. To, kto i dlaczego doprowadził do takiej sytuacji będzie dyskusją przyszłych lat. Pytanie jest natomiast następujące - czy współcześnie w sferze nowych technologii istnieją działania, które można podjąć by pokazać, że nie jest się obojętnym na takie barbarzyństwo?
Owszem. Zacznijmy od kwestii infrastrukturalnych. Rosyjska infrastruktura IT nie jest w jakiś sposób wyjątkowa, i właśnie dlatego hakerzy zrzeszeni w grupie Anonymous wydali Rosji cyberwojnę, starając się sparaliżować część witryn odpowiedzialnych za rosyjską propagandę, które podsycają antyukraińskie nastroje wewnątrz kraju. Ich celem są także rosyjscy dostawcy internetu oraz ich usługi. Co to ma wspólnego z zachodnim Big Techem? Cóż większość gigantów jak Amazon czy Microsoft prowadzi swoje biznesy w Rosji. Microsoft oferuje chociażby swoją usługę chmurową Azure. Jak bardzo takie usługi są kluczowe dla tamtejszego sektora IT? Ciężko stwierdzić, to zapewne wie tylko sam Microsoft. Nie da się jednak pozbyć wrażenia, że wyłączenie takich usług z dnia na dzień mogłoby prowadzić do przynajmniej delikatnej destabilizacji sytuacji w kraju.
Oczywiście, moneta ma dwie strony. Zachód nie ma monopolu na usługi chmurowe, a mając takiego technologicznego potentata jak Chiny pod nosem w dłuższej perspektywie takie działania doprowadziłyby tylko do tego, że firmy takie jak Microsoft straciłyby po prostu klientów na rzecz konkurencji. Dlatego jestem zdania, że dopóki nie zostanie wydane rozporządzenie podobne do tego, jakie wydano na Huawei, w tym aspekcie nic się nie zmieni.
Facebook i Twitter mogą zrobić różnicę, ale nie zaryzykują
Jeżeli wierzyć statystykom, blisko 70 mln osób korzysta z Facebooka w Rosji. Prawie dokładnie połowa z ich 144 mln populacji. Oczywiście, nie jest tak popularny jak VK, ale nie udawajmy, że 70 mln osób to nic. I to jest narzędzie, które można wykorzystać dokładnie w taki sposób, w jaki przez lata wykorzystywała je druga strona. Po pierwsze, o tym że Facebook cierpi na zalew botów i fake newsów i nic z tym nie robi, wiadomo nie od dziś. Odnoszę wrażenie, że jeżeli tylko zarząd Facebooka miałby taką wolę, likwidacja takich zagrań zdecydowanie leży w ich zasięgu. Jednocześnie, to, czy konta propagujące rosyjska propagandę w kraju i za granicą (nieważne, czy mówimy o stronach czy o influencerach) istnieją, zależy tylko od samego Facebooka. Z drugiej strony, wystarczyłoby delikatnie przestawić wajchę algorytmów, by więcej Rosjan dowiedziało się o tym, co naprawdę dzieje się na Ukrainie i że ich kraj dopuszcza się w tym momencie działań, które spokojnie można zakwalifikować jako zbrodnie wojenne. Wojna to moment, w którym maski zostają zrzucone i jeżeli dotarcie do świadomości narodu będzie wymagało uznania, że algorytmy Facebooka nie są i nigdy nie były obiektywne - nie mam z tym problemu. Jeżeli to ma ocalić życie ludzi ginących na barykadach i to po obu stronach wojny - tym bardziej.
Oczywiście - tutaj znowu podnosi się wcześniejszy argument. Rosja, z resztą podobnie jak Chiny, ma swoje narzędzia do komunikacji. Zamiast Facebooka - VK, zamiast Google - Yandex. Przez ostatnie lata rząd Rosji robił wiele, żeby zachodnich portalów się pozbyć, a przynajmniej - maksymalnie utrudnić im życie. Gdyby tylko faktycznie Facebook zaczął być miejscem, w którym Rosjanie mogą przeczytać o tym, co się dzieje na Ukrainie, serwis zostałby zakazany szybciej niż ktoś powiedziałby до свидания. Czy przez to życie mieszkańców Rosji byłoby mniej przyjemne? Z pewnością. Czy ich władze cokolwiek to obchodzi? Nie sądzę.
Uceglić Rosjanom smartfony? Owszem, wykonalne, ale nieprawdopodobne
Na rynku smartfonów panuje duopol, co oznacza, że nie trzeba wielu decyzji by podjąć w tej kwestii zdecydowane kroki. Apple i Google mają pełną kontrolę nad swoimi repozytoriami i przez to - nad aplikacjami, jakie mogą się tam znaleźć. Wystarczy więc teoretycznie przesunąć jedną, metaforyczną wajchę, by odciąć kraj od praktycznie wszystkich aplikacji. Oczywiście - w przypadku Google możliwe jest sideloadowanie aplikacji a u Apple - jailbreak, natomiast są to kwestie wymagające większej wiedzy technicznej. Dodatkowo, Apple i Google mogą za jedną decyzją usunąć ze sklepu wszystkie rosyjskie aplikacje, także poza granicami Rosji. Efektywnie mogłoby to znacznie utrudnić funkcjonowanie kraju, a dla ludzi być dodatkową motywacją by przeciwstawić się polityce swoich władz.
Tyle, że... to się nie stanie. Nie dlatego, że dla Apple i Google jest alternatywa, ale dlatego, że obie firmy mają długą i bogatą historię stania po stronie rządowej, nawet jeżeli chodzi o tłamszenie działań opozycyjnych w Rosji. Czy wojna zmieni ich nastawienie? Jestem niestety pewien, że nie. Pamiętajmy, że dla Ameryki Ukraina to kraj tak samo odległy jak Kazachstan czy Iran. Dopóki ich interesy nie są personalnie zagrożone (patrz Huawei), żadna regulacja w tym aspekcie nie będzie miała miejsca.
Cała reszta to niestety pierdoły, które większej różnicy nie zrobią
Od rana w sieci pojawiają się pomysły na to, co firmy technologiczne mogą zrobić. Oczywiście, można zablokować Rosjanom dostęp do takich usług jak Steam czy wyrzucić ich z rozgrywek online. Problem polega na tym, że, moim zdaniem, jeżeli jakiekolwiek sankcje ze strony świata technologii miałyby przynieść wymierny skutek, to musiałby być po pierwsze dotkliwe, a po drugie skoordynowane. Wszystko to, co powyżej napisałem jest możliwe i jest fizycznie wykonalne, ale wymagałoby zorganizowane opowiedzenia się wszystkich korporacji po stronie Ukrainy. I tak, jak my patrzymy na to przez pryzmat zwykłego człowieczeństwa, obrony własnego kraju i w perspektywie - możliwości życia wolnym we własnym narodzie, a nie pod okupacją.
Jednak w momencie, w którym zachód nie pomaga Ukrainie, przewaga militarna Rosji jest potężna, nikt nie chce naruszać swoich interesów. Ukraina nie jest dla nich w żadnym stopniu rynkiem strategicznym, a jakiekolwiek działania wymierzone przeciw Rosji tylko osłabiłby ich pozycję w tym kraju. Jeżeli oznacza to sprzedaż swojego produktu agresorom i zbrodniarzom wojennym - trudno. Business is business.
Pozostają działania wspierające tych, którzy chcą dobrze
Nie oznacza to oczywiście, że nikt nic nie robi. Smutne jest to, że przede wszystkim na potrzebę pomocy odpowiedziały mniejsze firmy tech. I trzeba przyznać, że robią co mogą. Wiele firm zaoferowało swoją pomoc w kwestiach związanych z cyberbezpieczeństwem, systemami koordynującymi pracę jednostek pomocowych czy organizacji charytatywnych.
Dzięki ich pracy być może więcej osób będzie w stanie przedostać się przez granicę, znaleźć pracę, odszukać bliskich i po prostu - bezpiecznie przeżyć kolejny dzień, co w takiej sytuacji także jest nie do przecenienia. Jednak takie działania nie odwrócą losów kraju i nie sprawią, że ktoś w Rosji zastanowi się dwa razy, zanim stwierdzi, że podobny scenariusz można zrealizować w innym kraju.
Osobiście jest to dla mnie straszne, że w epoce, w której doczekaliśmy się latających taksówek (LATAJĄCYCH TAKSÓWEK!!!), cały świat, nie tylko technologiczny jest w stanie przystać na bestialstwo tylko dlatego, że jakikolwiek opór wobec nie go nie leży w jego interesie. Tak długo, jak zwycięska strona jest lepszym wyborem, może zrzucać bomby i mordować cywili (także dla zabawy) i nikt nie zareaguje. Branża Big Tech ma wszystkie narzędzia by jej sankcje zabolały Rosjan bardziej niż wszystko, co nałożyła UE czy USA, ale nie kiwną w tej kwestii palcem. Oczywiście, ta branża nie jest jedyna - chociażby FIFA i UEFA robią dokładnie to samo.
Naprawdę nie chce siać paniki, ale patrząc po reakcji międzynarodowej ciężko mi nie odnieść wrażenia, by w naszym przypadku miałoby być jakoś specjalnie inaczej.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu