Muzyka

Cieszmy się z nośników. Tam nikt nam nie zmieni serialu ani piosenki, jak Beyonce na streamingach

Kamil Świtalski
Cieszmy się z nośników. Tam nikt nam nie zmieni serialu ani piosenki, jak Beyonce na streamingach
Reklama

Chcecie dostępu do treści w ich pierwotnej formie, bez edycji, poprawek i cenzury? Pozostaje kupować nośniki - tam żadna aktualizacja nie podmieni tekstu ani ostatniej sceny.

Mówi się o tym co najmniej od kilku lat - i mówić będzie. Wielokrotnie temat przewijał się już w kontekście rozmaitych filmów i seriali, gdzie sceny zostały zmieniane i podmieniane. Warto mieć na uwadze, że to nie są rzeczy które dzieją się wyłącznie tu i teraz, bo kto śledzi kinematografię ostrożnie ten wie, że nawet w takich klasykach jak stara trylogia Gwiezdnych Wojen kolejne wersje przynosiły zmiany (niewielu zresztą pamięta że Jabba był początkowo człowiekiem, w którego wcielał się Declan Mulholland). Przez to jednak że pierwotne treści były udostępniane w wersji fizycznej, jakiś ślad po nich pozostał. W dobie cyfrowej dystrybucji z zabezpieczeniami DRM okazuje się to znacznie trudniejsze — co widać na przykładzie filmów i seriali dostępnych w usługach VOD, które o tak - z dnia na dzień - potrafią się zmienić.

Reklama

Ale filmy i seriale to jeszcze nie wszystko, bo takie zmiany dotyczą również rynku muzycznego. Teraz głośno robi się na ich temat za sprawą Beyonce. Jej nowy album "Renaissance" zadebiutował w miniony piątek, a już zmian doczekały się dwa tamtejsze utwory. Zaskoczeni?

Źródło: Depositphotos

Beyonce edytuje albumy na utworze "Renaissance". Dlaczego?

Korony królowej muzyki od lat nie jest jej w stanie nikt odebrać, a każdy jej ruch śledzi prasa z kilku segmentów (m.in. muzyczna, modowa, plotkarska). Mimo wszystko Beyonce często pozostaje obojętna na nieprzychylne komentarze i robi swoje. Tym razem jednak postanowiła się ugiąć — i kiedy w social mediach zawrzało, wprowadziła ona zmiany do swoich utworów "Energy" oraz "Heated". Ten pierwszy zawierał (bezprawnie i jakichkolwiek ustaleń z autorką, jak się okazało) wstawkę w formie fragmentu popularnego utworu Kelis - "Milkshake" — po wrzawie został więc usunięty. W drugim utworze poszło o tekst, który okazuje się być obraźliwy dla ludzi z porażeniem mózgowym. Ostatecznie jeden z wyrazów został podmieniony i teraz już nikt nie powinien czuć się urażony, chociaż... co ciekawe, to dokładnie ta sama sytuacja o której zrobiło się głośno po piosence Lizzo — o czym dokładnie na łamach Guardiana rozpisała się w poniedziałek Hannah Diviney.

Naturalnie nowe wersje utworów są już dostępne w serwisach streamingowych, a za kilka dni wszyscy zapomną że stare w ogóle istniały. Nie ona pierwsza, nie ostatnia podmienia piosenki — niemniej warto o tym pamiętać. I cieszyć się, że winyle oraz płyty CD wciąż wychodzą. Pewnie za kilka tygodni w sklepach też doczekamy się już wyłącznie zedytowanych wersji utworów, ale te oryginalne nigdy nie zostaną wyłącznie w sejfach wytwórni płytowych, ale pozostaną mniej lub bardziej dostępne dla zainteresowanych. Nie ze wszystkim idzie niestety tak łatwo.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama