Afera bendgate pojawi się chyba w podsumowaniu wydarzeń z bieżącego roku - temat nie znika z branżowych serwisów i nadal wzbudza dyskusje. Zatacza cor...
Afera bendgate pojawi się chyba w podsumowaniu wydarzeń z bieżącego roku - temat nie znika z branżowych serwisów i nadal wzbudza dyskusje. Zatacza coraz szerszy krąg i zastanawiam się, gdzie się zatrzyma, kiedy ucichnie? Rano Tomasz pisał o wyginaniu nowego Note'a, jestem ciekaw, czy teraz testy tego typu zastąpią uderzanie w telefon młotkiem i wsadzanie go do mikrofalówki. Co ciekawe, oliwy do ognia dolewa korporacja, której powinno zależeć na wyciszeniu całej sprawy.
Zacznę od filmu, na który trafiłem dzisiaj w Sieci - prezentuje sprzęt do odginania iPhone'a. Pewna firma postanowiła wykorzystać ten motyw do autopromocji i przyciągnięcia ludzi na swoją stronę. Bo trudno się spodziewać, by rzeczywiście liczyli na to, iż zarobią na sprzęcie do prostowania smartfonów Apple. Nawet, jeśli uszkodzonych modeli będzie przybywać, to korporacja z Cupertino pewnie je wymieni, by nie robić sobie dodatkowych kłopotów. Przynajmniej tak zakładam. Jeśli jednak bendagate stanie się plagą, a Apple machnie na to ręką, to sprzęt może się okazać naprawdę przydatny:
Teraz czas na wątek właściwy, czyli szukanie winnych afery. Szef Foxconnu, Terry Gou, uważa, że w tym przypadku powinno się wskazać na... konkurencję. Motyw wyginania smartfonów uznał za niedorzeczny, a o robienie szumu wokół sprawy i fałszowanie jej obrazu oskarżył inne firmy. Jednocześnie poradził, by ich nie słuchać, a rąk używać do innych czynności. Ot, szybkie cięcie i zamknięcie tematu, który od kilku tygodni elektryzuje branżę i skłania fanów oraz przeciwników Apple do zaciętej wymiany zdań. Sęk w tym, że nie tędy droga - takie podejście tylko pogarsza sprawę.
Czy wyginające się smartfony Apple są poważnym, masowym problemem? Póki co nic na to nie wskazuje. Po kilku przypadkach nagłośnionych przez media zrobiło się cicho. Albo ludzie przestali nosić smartfony w kieszeni i trzymają je w szkatułkach wypełnionych watą albo problem był marginalny. Sprawa mogła naprawdę szybko przycichnąć - konkurencja pożartowałaby trochę z Apple, w Internecie pojawiłoby się sporo memów, po tygodniu nikt by o tym nie pamiętał. Branża zajęłaby się "peryskopem" HTC albo "wizytownikiem" Samsunga. Tymczasem Apple musiało znowu pokazać, że jest tym Smerfem, którego nie lubi reszta wioski. Bo i za co go lubić.
W tym konkretnym przypadku sprawę komentował podwykonawca Apple, ale można przypuszczać, że firmie z Cupertino bardzo blisko do takiego wyjaśnienia: nasz sprzęt jest ok, winni użytkownik, przedstawiciel mediów oraz konkurencja. Dlaczego idą w tę stronę? Trudno stwierdzić. Przecież gdyby za kilka tygodni okazało się, że problem jest naprawdę duży i trzeba podjąć konkretne kroki, by uspokoić sytuację, naprawić błędy, to Apple będzie miało podwójny problem: oberwą za wpadkę i za butę. Konkurencja, której teraz zarzuca się fałszowanie obrazu sprawy z pewnością nie będzie stała bezczynnie i przestanie stosować lekkie kuksańce - sięgną po mocniejsze argumenty. Jak sobie pościelesz...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu