Tweetujemy i snapujemy. Czy wkrótce podobny szał na “bimowanie”? Cóż, o podobnych rozmiarach sukcesu ojciec aplikacji Beme, Casey Neistat, może chyba jedynie pomarzyć, ale nie odbierajmy mu resztek szans, bo odnoszę wrażenie, że w konkretnych kręgach użytkowników może ona zyskać niemałe zainteresowanie.
Jednym z nich bez wątpienia będą widzowie kanału Neistata i sympatycy jego działalności. To oni w pierwszej kolejności sięgają po Beme - aplikację, którą w ostatnim czasie Casey solidnie promował. Grupa odbiorców jego materiałów na YouTube jest naprawdę pokaźna - 1 milion odsłon pod każdym z codziennych vlogów to nie lada osiągnięcie, dlatego dość regularne przemycanie informacji na temat Beme może przynieść niezłe skutki.
Trudne początki
Historia aplikcji Beme nie napawa jednak optymizmem. Udostępniona przed kilkoma dniami wersja 1.0, która trafiła zarówno do App Store jak i Google Play, nie jest tak naprawdę pierwszym wydaniem programu, z którym mogli zapoznać się użytkownicy. Przed kilkoma miesiącami Beme zadebiutowało jedynie w App Store jeszcze w ramach testów beta i choć początkowy szał na aplikację był zauważalny, to wystarczyło kilkanaście dni, by okazało się, że na falę szaleństwa pokroju tego ze Snapchata nie ma co liczyć.
Dlatego ostatnie 9 miesiący upłynęło pod znakiem intensywnych prac zespołu Beme, na czele którego stoi Casey. Wielu osobom pana Neistat przedstawiać nie trzeba - jest on jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci na YouTube, choć w swoim życiorysie ma także między innymi punkt współpracy z HBO. Skupiony jest przede wszystkim na tworzeniu treści na YouTube’a, ale postanowił spróbować także swoich sił w świecie aplikacji (społecznościowych).
Beme może być lepszy niż Snapchat
Beme nieprzypadkowo porównywałem wcześniej do Snapchata, ponieważ grunt fundamenty obydwu aplikacji są dość podobne. Stawia się na czas rzeczywisty i autentyczność. Snapchat wypada pod tym względem znakomicie na tle Facebooka czy tym bardziej Instagrama , gdzie publikowane treści są wpierw odpowiednio przygotowywane, “podkręcane”. Snapchat pozwala jednak na coś, czego w Beme nie uświadczymy - nieskomplikowana opcja edycji zdjęć i klipów poprzez dodanie filtrów, napisów, obrazków itp.
Projektując Beme jego autorzy posunęli się nawet o jeden krok dalej uniemożliwiając nam na podgląd w czasie rzeczywistym tego, co nagrywamy. Rozpoczęcie rejestrowania wideo można wywołać poprzez przyłożenie telefonu do klatki piersiowej lub w inny sposób zasłaniając przednią kamerę i czujnik zbliżenia. W najnowszej wersji jest to też możliwe po przytrzymaniu palec na przycisku od nagrywania dłużej niż 2 sekundy. Wtedy ekran jest cały czarny i dopiero po zakończeniu nagrania dysponujemy podglądem klipu, który... jest od razu publikowany. Dość oryginalne i mające zmusić nas do uczestniczenia w tym, co przeżywamy i czym chcemy się podzielić. Na całe szczęście "bimy" można usuwać.
Jest to bardzo ciekawa koncepcja, a mi na myśl od razu przychodzą koncerty czy inne imprezy, które czasem tysiące osób oglądają na ekranach własnych smartfonów. Jeżeli im to nie przeszkadza, to mi tym bardziej, ale całkowicie rozumiem chęć odwrócenia tego trendu. Takie, a nie inne wymagania przy tworzeniu treści czynią również materiały wyjątkowymi i/lub nietypowymi. Może okazać się, że na nagranym właśnie wideo nie mieści się w kadrze to, co chcieliśmy uchwycić, a przecież tyle zdarzeń ma miejsce tylko raz.
To, co wyróżnia Beme to także system "reakcji" - każdy użytkownik może zarejestrować reakcję na post innego użytkownika i się nią podzielić. To właśnie w ten sposób - pokazując siebie - mamy wyrażać (dez)aprobatę lub inne emocje wobec tego, co zobaczymy. Nie "lajkiem" czy "serduszkiem". Stąd nazwa, będąca połączeniem angielskich słów "be" i "me".
Zmieniło się naprawdę wiele, o ile nie wszystko
Interfejs Beme został całkowicie przeprojektowany wobec tego, co było dostępne wcześniej w wersji beta, dlatego jeśli nie mieliście jeszcze okazji sprawdzić aplikacji, to niczego nie straciliście. Jeśli jednak przed kilkoma miesiącami zraziliście się do Beme właśnie z tego powodu, to aktualny moment wydaje się być dobrą chwilą, by dać Beme drugą szansę. Zmieniło się bardzo dużo, o ile nie wszystko - zrezygnowano lub zmydifkowano kilka naprawdę kluczowych elementów.
Beme powinien tak wyglądać pół roku temu.
Dlaczego mielibyście to zrobić? Doskonale rozumiem cechę charakterystyczną Snapchata, którą są ulotne treści, do których po 24h od publikacji już nie wrócimy (mowa o Stories), ale zdarzyło się, że przegapiłem przez to coś, co mogło mnie zainteresować lub sam chciałbym, by było dostępne znacznie dłużej dla osób, z którymi się tym podzieliłem. Beme, podobnie jak Instagram, zapisuje wszystkie treści, które opublikujemy na naszym profilu, dlatego z nadrobieniem wcześniej wrzuconych do aplikacji treści nie będzie problemu.
Beme nie wywołało takiego efektu “wow” jak Periscope, ale nie zraziło mnie do siebie, bym usunął aplikację po kilku minutach. Rzeczywistość zweryfikuje wizję i plany Casey’ego Neistat, a ja odnoszę wrażenie, że facet nie odpuści, dopóki Beme nie “zaskoczy”.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu