Ten wpis miał wyglądać zupełnie inaczej. Kolejny opis kolejnej aplikacji, która przypadnie pewnej grupie osób, reszta zapomni jej nazwę chwilę po tym, jak tylko zamknie kartę w przeglądarce. O Periscope przeczytałem zaledwie nagłówek, z którego dowiedziałem się, że to aplikacja autorstwa Twittera umożliwiająca nadawanie na żywo. To zjawisko nie jest żadną nowością – na żywo przecież w Internecie można zobaczyć już niemal wszystko. Aplikację zainstalowałem i zacząłem jej się przyglądać bez jakichkolwiek oczekiwań czy uprzedzeń.
Początkowe kilka minut z Periscope nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Ot, zobaczyłem kilka krótszych, bądź dłuższych wideo. Zaliczyłem wizytę w jakimś biurze, czyimś domu i zobaczyłem piknik na dachu budynku pokrytego trawą. Przez ułamki sekund przypominałem sobie, że to dzieje się właśnie teraz, w tej chwili i tylko wtedy poczułem jakiekolwiek emocje. Niewielkie co prawda, ale jednak. Chwilę później moją uwagę przykuł stream pod tytułem: „Fire NYC OMG!!!”. Zawahałem się przez chwilę, ale ciekawość wzięła górę.
Tytuł nie był ani odrobinę mylący – rzeczywiście ktoś z iPhonem w ręce (bo aplikacja dostępna tylko na iOS) znajdował się kilkadziesiąt metrów od płonącego budynku i nadawał na żywo z Nowego Jorku, podczas gdy ponad 70 osób prawdopodobnie z całego świata siedzało wpatrzonych w ekrany smartfonów. Ogień, mnóstwo dymu, odgłos syren i krzyczący co chwilę policjant „On the sidewalk!” wciągnęły mnie kompletnie w tak odległe przecież wydarzenia. Przez moment w kadrze znalazł się ranny mężczyzna siedzący na chodniku, przy którym chwilę później znalazł się policjant. Czas upływał, a ja nie zamierzałem odłożyć telefonu. Po kilkudziesięciu sekundach połączenie zostało zerwane.
Nie potrafię tego do końca opisać i nie wiem czy Wy zareagowalibyście tak samo, ale świadomość dziejących się właśnie tragicznych wydarzeń pu drugiej stronie Atlantyku na mnie zadziałała. Czy wpatrywanie się w 4-calowy ekran miało jakikolwiek sens? Udział w dyskusji na żywo też wydawał się zbędny, ale wiele osób wyrażało swoje zaniepokojenie i życzyło wszystkim potencjalnie poszkodowanym wszystkiego dobrego. Być może takie stwierdzenie jest nie na miejscu, ale trudno nie przyznać jednemu z komentarzy racji – to zupełnie coś innego niż telewizja.
Periscope to bardzo ciekawa aplikacja – po udzieleniu dostępu do kamery, mikrofonu i naszej aktualnej lokalizacji (nie musimy jej udostępniać) możemy rozpocząć nadawanie. Dostępne w dolnej części ekranu trzy zakładki pozwalają na przełączanie się pomiędzy listą aktualnie aktywnych i proponowanych streamów, naszym kanałem i listą śledzonych użytkowników. O ich aktywności możemy być powiadamiani za każdym razem, gdy rozpoczną nadawanie.
Mogą to być tylko pobyty w biurze, spacery przez park albo przejażdżki rowerowe, ale także niezwykle emocjonalne zdarzenia. Wystarczy tylko sobie wyobrazić sytuację, w której Periscope może być źródłem dla mediów z całego świata. Każdy z telefonem w kieszeni może w sekundę stać się operatorem dla najważniejszych stacji telewizyjnych, które jak wiemy, bardzo chętnie sięgają po informacje do Sieci.
„Wystarczy” znaleźć się w (nie)właściwym miejscu o (nie)właściwej porze.
Teraz każdy z użytkowników jest zaintrygowany możliwościami aplikacji, więc nadających i oglądających nie brakuje. Jestem naprawdę ciekaw tego, jaką popularnością będzie cieszył się Periscope za tydzień, miesiąc i kwartał. Tymczasem wracam do spaceru po San Francisco…
Więcej z kategorii Mobile:
- realme GT 5G, czyli flagowiec ze Snapdragonem 888 za mniej niż 2000 zł. Co o nim wiemy?
- Google Pixel pomógł uratować nieprzytomnego mężczyznę z przewróconego spychacza
- Długowieczność smartfona dziś nie zależy od nas, ale od jego twórców
- HarmonyOS już w kwietniu. Huawei potwierdza premierę swojego systemu
- Nubia Red Magic 6 - czy będzie tak samo beznadziejna jak poprzedniczka?