Mobile

Bank energii 10400mAh od TP-LINK - mój niezbędnik w podróży

Grzegorz Ułan
Bank energii 10400mAh od TP-LINK - mój niezbędnik w podróży
Reklama

Okres świąteczny, zwłaszcza tak wydłużony jak w tym roku, okazał się doskonałym czasem na przetestowanie banku energii, który otrzymaliśmy od TP-LINK....

Okres świąteczny, zwłaszcza tak wydłużony jak w tym roku, okazał się doskonałym czasem na przetestowanie banku energii, który otrzymaliśmy od TP-LINK. Na swój wyjazd w rodzinne strony zabrałem model TL-PB10400, czyli spora pojemność, która obiecywała brak niespodzianek z rozładowanym sprzętem podczas podróży koleją.

Reklama

Jak było w rzeczywistości? O tym za chwile, zerknijmy najpierw na to, co na papierze. Jak zwykle pominąłem papierowe instrukcje producenta, ale tym razem bym na tym stracił. Na szczęście w porę przed wyjazdem zerknąłem i zdążyłem podładować na tyle, by wystarczyło mi na dotarcie do celu z zapasem energii. Ale po kolei.


Urządzenie wyposażone jest w przycisk zasilania, który spełnia dwie funkcje - krótkie naciśnięcie poinformuje nas o aktualnym stanie naładowania (4 diody LED), a dłuższe (ok 3 sekundy) uruchomi latarkę. Mamy tu dwa wyjścia "ładujące". Pierwsze 5V/2A, drugie 5V/1A, przy czym podczas ładowania dwóch urządzeń natężenie prądu jest automatycznie regulowane na oba porty, by po równo naładować je w tym samym czasie. W bocznej części mamy port wejściowy 5V/2A do naładowania banku.


Ładować możemy przy użyciu zasilacza o napięciu 5VDC, wtedy czas ładowania banku energii wyniesie około 7 godzin. W przypadku ładowania przez port USB komputera, czas ten wydłuża się do 25 godzin. Przetestowałem jedynie opcję ładowania zasilaczem, co wydawało mi się istotniejsze przy takich wyjazdach. Szczerze powiedziawszy nie miałem pojęcia, że aż tak długo trzeba poświęcić na naładowanie tego urządzenia, podłączyłem więc go dopiero na cztery godziny przed wyjazdem, kiedy zabrałem się za pakowanie.


Przy wynikach testu posłużę się rzeczywistymi datami i godzinami, by bardziej zobrazować wyniki testów. Zapisywałem je sobie w notatniku, dzięki czemu łatwiej będzie teraz przedstawić, jak to wyglądało w realnych warunkach użytkowania. Tak więc bank podłączyłem do ładowania około 10:00 23.12, a w podróż wyruszyłem o 14:00. Po tych 4 godzinach ładowania bank informował o stanie naładowania dwoma świecącymi diodami, jednak po odłączeniu od zasilania paliły się 3 diody (według producenta to 50%~75% pełnego naładowania).

Reklama


Telefon rozładowałem do "zera", tak że wyłączył się o 19:00, po czym podłączyłem go od razu do banku energii. W międzyczasie, o 20:00 podłączyłem do drugiego portu drugi telefon (gdzie bateria "krzyczała na czerwono", czyli około 15% zostało do rozładowania). Do 20:30 oba telefony naładowały się do 30%. Jest tu pewna rozbieżność, gdyż wychodzi na to, że drugi telefon potrzebował pół godziny do podładowania o 15%, a pierwszy półtorej godziny do 30%. Jednak wydaje mi się, że rzeczywisty czas i poziom naładowania obrazuje lepiej pierwszy smartfon, gdyż rozładował się do zera przed podłączeniem. W trakcie korzystania natomiast, wskaźnik baterii w telefonach potrafi czasem wskazywać różne poziomy naładowania, niekoniecznie zgodne z rzeczywistością.

Reklama


Około 23:00 podłączyłem jeszcze raz jeden telefon do banku i do rana naładował się do 100%, tu jeszcze nie mogłem stwierdzić w jakim czasie. W banku natomiast mrugała jeszcze jedna dioda (0%~25%). Teraz więc już na spokojnie mogłem podłączyć bank do zasilania i sprawdzić czas do jego pełnego naładowania, co nastąpiło około 13:40, czyli niespełna 6 godzin. Producent deklaruje minimum 7 godzin.


Teraz sprawdźmy, na ile cykli ładowania wystarczy w pełni naładowany bank energii. Producent podaje, że urządzenie umożliwia naładowanie telefonu od 3 do 5 razy. 25.12 o 00:30 podłączyłem 2 telefony i do rana oba wskazywały 100% naładowania, a z banku "ubyły" dwie diody. Ten sam test przeprowadziłem następnego dnia 26.12, rano wynik był następujący - jeden telefon 100% naładowania, drugi 98%, a bank całkowicie rozładowany. Wychodzi na to, że jedna dioda to jeden cykl ładowania, jednego telefonu, czyli 4 razy naładujemy jeden smartfon, bez konieczności podłączania do zasilania naszego banku energii.


Reklama

Na koniec coś, co mnie było trudno sprawdzić wcześniej przy takim trybie korzystania ze smartfona, czyli czas, jaki potrzebny jest do pełnego naładowania telefonu. Miałem okazje to ocenić w drodze powrotnej ze świąt. Podczas podróży, również pociągiem, telefon rozładował mi się o 19:45, po podłączeniu do banku energii naładował się do 100% około 23:20. Trzy i pół godziny (3 godziny bez korzystania w tym samym czasie ze smartfona), to czas porównywalny z tym, który znamy z normalnego, domowego ładowania telefonów w gniazdku.

Urządzenie to wydaje się wręcz niezbędnym podręcznym wyposażeniem przy takich wyjazdach, nawet w tych czasach, kiedy coraz częściej spotykamy działające gniazdka w pociągach. Jednak różnie to bywa, nawet w IC, ja akurat w obie strony podróżowałem InterREGIO, gdzie gniazdka uświadczymy jedynie w toalecie, które zwykle też nie działają.

Taki bank energii przyda się również do wypadów z dala od cywilizacji. W praktyce, przy jednym telefonie, możemy nie martwić się o brak kontaktu ze światem, przez cztery doby. Analogicznie przy dwóch smartfonach mamy zapas na dwie doby z jednego banku energii. Polecam to urządzenie zwłaszcza, że cena jego nie jest zbyt wygórowana (około 120 zł), a użyteczność w wielu przypadkach nieoceniona, między innymi w przypadku często niemiłosiernie dłużącej się podróży naszymi kolejami.

---
Powyższy tekst to test komercyjny. Tekst ten przedstawia niezależną opinię redakcji. Klient nie miał wpływu na kształt i wnioski przedstawione w tym tekście.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama