Technologie

Bądź cool, ślij Yo i ładuj w spodniach

Maciej Sikorski
Bądź cool, ślij Yo i ładuj w spodniach
Reklama

Kilka dni odwyku od branżowych doniesień sprawiło, że z zaciekawieniem robiłem prasówkę w poniedziałkowy poranek. Dopiero wtedy przyswoiłem w pełni pr...

Kilka dni odwyku od branżowych doniesień sprawiło, że z zaciekawieniem robiłem prasówkę w poniedziałkowy poranek. Dopiero wtedy przyswoiłem w pełni premierę Fire Phone, zapoznałem się z dobrymi wynikami sprzedaży Xiaomi, wyklinałem plotki na temat Apple i ich nowych produktów. Zderzyłem się też z informacjami, po których nie pozostaje nic innego, jak stwierdzić, że to dziwny rynek…

Reklama

Branża nowych technologii to środowisko pełne sprzeczności. Z jednej strony mamy grube miliardy dolarów, technologie zmieniające nasz świat i mające wpływ na życie milionów, może nawet miliardów ludzi, z drugiej strony pojawiają się bonzowie tego biznesu: młodzi, przepełnieni luzem (przynajmniej oficjalnie), zainteresowani zabawą/zmienianiem świata, a nie grubą kasą (przynajmniej oficjalnie). Z jednej strony powstają technologie, dzięki którym człowiek będzie mógł w prosty sposób opuścić swoją planetę, z drugiej tworzone są serwisy społecznościowe dla kotów. Z jednej strony, mamy narzędzia umożliwiające bezproblemowe i szybkie przyswajanie wiedzy, z drugiej strony, większość ludzi woli je wykorzystać do… śledzenia w Sieci poczynań psów i kotów.

Piszę o tym nie bez powodu – wczorajszy poranek bardzo dobitnie podkreślił to, o czym napisałem wyżej: w tym biznesie dzieją się skrajnie dziwne rzeczy. Obok doniosłych odkryć i projektów trafiają się motywy co najmniej zastanawiające, a czasem wręcz szokujące i nierzadko cieszą się one większą popularnością. Przykład pierwszy z brzegu to aplikacja Yo. Musiałem przeczytać kilka newsów na jej temat, by upewnić się, że dobrze zrozumiałem przekaz. Oto bowiem ktoś buduje biznes na absurdalnym pomyśle. I chciałbym napisać, iż jest on absurdalny tylko z pozoru, ale nie mam do tego podstaw.

Aplikacja Yo nie jest zbyt skomplikowana. Ogranicza się do przesyłania słowa Yo. Przekaz dość krótki i zdaniem niektórych idiotyczny, ale idea chyba przyjmuje się właśnie na masową skalę. Rzesze użytkowników wysyłają sobie „Yo”. Niedawno pisałem, że wracamy do kultury piktograficznej, a dowodem memy, teraz muszę chyba stwierdzić, iż robimy dłuższą wycieczkę wstecz – obrazki z krótkimi tekstami zastąpi jedna sylaba. Za to znacząca bardzo wiele, jak zapewne mógłby mi odpowiedzieć fan rozwiązań tego typu. Uproszczenie maksymalne, wiwat świat nowych technologii!

Nie jest jednak tak, że w tym biznesie wszystko się upraszcza. Czasem człowiek zmierza w zupełnie innym kierunku – próbuje tworzyć i rozwijać projekty, które można określić mianem kwadratury koła. Do tego grona zaliczyłbym spodnie z funkcją ładowania sprzętu mobilnego. Pewien projektant wymyślił, jak połączyć część garderoby z ładowarką (a przynajmniej jej elementem) Nokii. Wizja ładowania telefonu, który wystarczy po prostu wsunąć do kieszeni spodni, niektórym Czytelnikom wyda się zapewne przełomową, ale ja podchodzę to zagadnienia bardzo sceptycznie.


Oprócz kwestii wydajności tego rozwiązania, jego ceny i trwałości, wskazałbym na temat wpływu technologii na zdrowie użytkownika, komfort użytkowania. Podejrzewam, że we wszystkich tych przypadkach magiczne spodnie otrzymają niskie noty i szybko okażą się chybionym pomysłem. Zwłaszcza w przypadku pierwszej serii produktu, obarczonej "chorobami wieku dziecięcego". Trudno nawet stwierdzić, czy będą kolejne serie.

Czy ten pomysł się przyjmie? Chętnych pewnie nie zabraknie, bo to gadżet, w którym fajnie pokazać się na uczelni czy imprezie. Zwłaszcza teraz, gdy zaczyna się bum na technologie ubieralne. Sęk w tym, że w wielu przypadkach mamy już do czynienia z przerostem formy nad treścią. Małe i duże firmy, znani i początkujący projektanci, starzy wyjadacze i debiutanci próbują ogarnąć temat na różne sposoby i mają nadzieję, że za którymś razem trafią. Efekt jest jednak taki, iż obok jednej ciekawej ścieżki rozwoju, pojawiają się dwie prowadzące donikąd.

Reklama


Po zapoznaniu się z tymi dwoma newsami, doszedłem do wniosku, że branża chyba za bardzo rozochociła niektórych ludzi. Przybyło osób, którym wydaje się, iż w IT wszystko można zamienić w złoto i nawet najdziwniejszy/najgłupszy pomysł uda się zmonetyzować. Jeśli nie kupią tego klienci, to może przynajmniej uda się zgarnąć jakąś kasę z pomocą crowdfundingu lub znaleźć inwestora. Deweloper odpowiedzialny za Yo trafił już na kogoś z pełną sakiewką i to pewnie zachęci innych do podobnych działań.

Reklama

Swego czasu obserwowaliśmy niewiarygodny wręcz sukces Angry Birds (oszałamiająca liczba ściągnięć aplikacji, niezłe zyski, świetna wycena firmy), ale w tamtym przypadku twórcy musieli się postarać, by na rynek trafił dobry produkt. To nie była ich pierwsza gra, na swoje pięć minut cierpliwie czekali i inwestowali pieniądze w rozwój. To był jeszcze etap „wysokich lotów” i zarabiania kasy na czymś wartościowym. Stopniowo dochodziliśmy do etapu Yo, w którym nie jest potrzebna wytężona praca przez długie miesiące, mozolne dopracowywanie szczegółów i zastanawianie się, jak jeszcze można poprawić produkt. Napisałbym, że pomysł też nie jest potrzebny, ale w tym przypadku jest on najważniejszy. Pomysł na to, jak się nie narobić i zarobić.

Zarówno Yo, jak i spodnie trochę mnie martwią, zastanawiam się nad kondycją twórców i odbiorców. Mogę założyć, że ci drudzy są już znudzeni, przejedzeni "zwyczajnymi projektami" i chcą teraz czegoś niecodziennego, wykraczającego poza ramy wyznaczone przez nich samych i firmy z sektora. Tym czymś jest banalnie prosta aplikacja do stosunkowo dziwnej zabawy oraz możliwość ładowania telefonu w pobliżu pośladków. Lub innej części ciała. Fakt, tego jeszcze nie było, więc może kusić.

W przypadku twórców wnioski są proste i już o tym pisałem – kilak spektakularnych sukcesów prostych/niesztampowych/dziwnych pomysłów sprawiło, że prawie każdy chce dzisiaj zostać milionerem, a najlepiej miliarderem i wie, iż nie jest to niemożliwe. Skoro cały świat mówił o Flappy Bird, to dlaczego ma nie mówić o moim pomyśle wysyłania ludiom słowa Yo? Zrobi się głośno, przybędzie użytkowników, pomysł kupi Zuckerberg i gitara. Tu oczywiście pojawia się pytanie, czy inwestorzy faktycznie wyłożą kasę na każdy projekt? Startupowiec może być nieopierzonym zapaleńcem, któremu potrzebny jest kubeł zimnej wody, a klient nastolatkiem o niezbyt wygórowanych potrzebach. Ale inwestor to już inna bajka. Na pewno?

Kolejnym, a w przypadku tego tekstu ostatnim newsem, który chciałbym przywołać, była wiadomość z Tajwanu. HTC spotkało się w Tajpej ze swoimi udziałowcami. Mogłoby się wydawać, że po tym wydarzeniu tematem przewodnim będzie sytuacja finansowa firmy, jej plany na przyszłość, decyzje dotyczące zmian personalnych. Tymczasem w świat poszła informacja następującej treści: "akcjonariusze są rozgoryczeni, bo chcieli nowe smartfony HTC, a dostali tylko chleb". Gdyby był pierwszy kwietnia, pewnie bym się uśmiał. Gdyby coś takiego zaserwował Faktoid, zakręciłbym wąs i pogratulował pomysłu. Sęk w tym, że to wydarzyło się naprawdę. Udziałowcy firmy, która zmaga się ze sporymi problemami finansowymi i szuka oszczędności na przeróżnych płaszczyznach, są źli, bo chcieli fanty i ich nie dostali. To znaczy dostali, ale tylko ci, którzy zostali wylosowani. Paskudne HTC nie dało gratisów każdemu.

Po takich wieściach można załamać ręce, bo okazuje się, że dziwne zwyczaje zapanowały także wśród inwestorów, którzy albo wyciągają portfel na rozwój projektów typu Yo albo zachowują się niczym dzieci, którym ktoś podstępnie zabrał zabawki i zamknął je na strychu. Taka atmosfera skłania do zastanowienia się nad kondycją branży i szukania odpowiedzi na pytanie, czy nie zbliża się przesilenie podobne do tego, z jakim branża musiała się zmierzyć na przełomie XX i XXI wieku. Przyjmijmy jednak, że to fałszywe alarmy i zwyczajne fanaberie, które wydają się błahostką, gdy zestawimy je z fascynującymi pomysłami będącymi w fazie realizacji. Oby była to prawda.

Reklama

Źródła informacji oraz grafik: justyo.co, hi-tech.mail.ru, blogs.wsj.com

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama