Felietony

Backmasking - jak telewizyjni kaznodzieje chcieli wykończyć zespoły muzyczne

Krzysztof Rojek
Backmasking - jak telewizyjni kaznodzieje chcieli wykończyć zespoły muzyczne
Reklama

W środku lat 80'tych w Ameryce wybuchła panika. Jak się okazało, największe rockowe zespoły czciły potajemnie szatana. Dowodem na to miał być backmasking.

Od zarania dziejów istniały osoby, które miały silną i nieprzemożoną potrzebę "wiedzenia czegoś, czego nie wiedzą inni". Taka potrzeba leży dziś u podstaw wielu zjawisk społecznych, z teoriami spiskowymi na czele. Ponadto, nie od dziś ludzie są zafascynowani tajemniczymi kultami, sektami etc. Jednocześnie jednak, niewielka grupa ludzi ma ochotę faktycznie studiować dany temat, co z kolei bardzo dobrze widać w tym, jak dziś rozprzestrzeniają się fake newsy i tym, dla jak wielu ludzi  posiedzenie 15 minut na Twitterze nosi miano "researchu". Innymi słowy, pomimo tego, że fenomen o którym chcę opowiedzieć miał miejsce ponad trzydzieści lat temu, myślę, że od tamtego czasu zmieniło się na tyle mało, że dziś również mógłby mieć miejsce. A o czym mowa? O backmaskingu, czyli zjawisku, które pokazuje, że przy odpowiednim podejściu ludziom da się wmówić każdą głupotę.

Reklama

Najpierw jednak rys historyczny - jak wyglądało podejście do muzyki w latach 80'tych?

Na początku warto opowiedzieć co nieco o klimacie, w z jakim mamy do czynienia. Mamy Stany Zjednoczone w roku 1985. Na rynku muzycznym zaczynają dominować zespoły rockowe, pop-rockowe i, przez krótką chwilę, do mainstreamu przebija się nawet heavy metal. Jednocześnie, jest to też peak interesowania się spirytualizmem i religią w różnych formach. To z kolei objawiało się na wielu frontach. Z jednej strony był to szczyt popularności telewizyjnych kaznodziei, a z drugiej - wiele zespołów przeplatało tematykę religii i okultyzmu w swoich tekstach. Wystarczy zobaczyć na same okładki takich płyt jak The Number of the Beast Maidenów (1982), Born Again Sabbathów (1983), Black Metal Venomu (1982) czy oryginalną okładkę Shout at the Devil Motley Crue (1983) by zobaczyć, że ewidentnie sfera religii leżała w polu zainteresowania tych kapel. Kolejnym elementem układanki był fakt, że lata 80'te to też czas w którym wiele kapel rockowo-metalowych szukało granic, które można przekroczyć. Jeżeli zobaczymy jak na scenie prezentowało się Motley Crue, Twisted Sister czy chociażby KISS, to choć dziś z perspektywy czasu wydaje nam się to niegroźne i wręcz kiczowate, wtedy taki wygląd naprawdę szokował.

Połączenie tych wszystkich elementów sprawiło, że w latach 80' tych przeciwko tego typu muzyce wytoczono ciężkie działa. Jednym z nich było Parents Music Resource Center, złożoną głównie z żon wpływowych senatorów, a więc - mającą na starcie bardzo dużą polityczną siłę przebicia. Organizacja ta zorganizowała sławne już przesłuchanie przed Kongresem z udziałem Dee Snidera z Twisted Sister. Pomimo tego, że przesłuchanie to dobitnie pokazało, że PMRC nie ma racji, polityczne plecy doprowadziły do stworzenia naklejki "parental advisory explıcıt content", którą znamy dziś.

Warto tu jednak skupić się na jednym argumencie, który PMRC wysunęło podczas przesłuchania w Kongresie, a mianowicie - Joe Stuessy wysunął argument, że zespoły heavy metalowe używają różnych form by ukryć w swoich utworach treści podprogowe. Jednym z nich miał być backmasking, przez który te kapele miały głosić... satanistyczne treści.

Teraz dochodzimy do sedna - czym jest backmasking i skąd on się wziął?

Pomimo tego, że backmasking istniał już wcześniej, tak naprawdę został on wypromowany przez teleewangelistów na początku lat 80'tych. Jak każdemu, im też zależało na posiadaniu widowni, a w jaki sposób lepiej zjednoczyć ludzi niż przez posiadanie wspólnego wroga. Dziś, w erze gdzie mamy zespoły death czy black metalowe nie musieliby daleko szukać, ale w latach 80'tych ciężko było znaleźć zespół, który realnie przeciwstawiałby się religii. Dlatego też kaznodzieje zaczęli uciekać się do naprawdę... interesujących oskarżeń, mających przekonać odbiorców, że taka muzyka to zło wcielone. Kluczowym argumentem była tu teoria, że zespoły celowo układają swoją muzykę w taki sposób, by ta puszczona od tyłu głosiła satanistyczny przekaz. Najsławniejszy przykład był tu z zespołem Led Zeppelin i ich numerem Stairway to Heaven.

Choć dziś z perspektywy czasu wydaje się to nieszkodliwe, wtedy takie osoby mogły pochwalić się olbrzymią widownią. Dlatego idea, że mózg podświadomie jest w stanie odczytać treści nagrane "od tyłu" bardzo mocno zakrzewiła się w umysłach ludzi w tamtym czasie i co więcej - niektórzy wierzą w to do dziś. Szereg zespołów zostało oskarżonych o przekaz satanistyczny, nawoływanie do przemocy czy samookaleczenia się za pomocą właśnie backmaskingu. Sławna jest chociażby rozprawa z udziałem zespołu Judas Priest, w której zarzucano zespołowi, że ich utwór Better by You, Better than Me (będący coverem Spooky Tooth) zawiera podprogowy przekaz "Do it" i doprowadził on do samobójstwa dwóch nastolatków w 1985. Sprawę oddalono z powodu braku dowodów.

Jednak to właśnie te działania doprowadziły do tego, że zespoły z tamtych czasów zaczęto postrzegać jako satanistyczne. To właśnie w tamtym momencie zaczęto dorabiać do zespołów takich jak KISS satanistyczną filozofię (ich nazwa miała być skrótem od Knights in Satan Service).

Co backmasking ma wspólnego z 5G i koronawirusem?

W jednym z ostatnich filmów na AntywebTV przytoczyłem wam historię płyt winylowych. Wspomniałem tam, że już na początku lat 80 winyle drastycznie straciły na popularności względem wygodniejszych i poręczniejszych kaset.

Reklama

Dlaczego ma to znaczenie? Otóż - umieszczanie na nagraniach treści słyszanych od tyłu nie było wcale wymysłem teleewangelistów, bo taki proceder faktycznie miał miejsce. Tekst nagrany od tyłu znajdziemy chociażby na Empy Spaces Pink Floyd. Jednak w takim wypadku backmasking jest słyszalny, gdy nagrania odtwarza się normalnie, a odkodowanie wiadomości (puszczenie nagrania od tyłu) to pewien rodzaj easter eggu, który zespół zawierał na albumie. Idea, by normalne piosenki (bez celowego backmaskingu) zawierały ukryte przesłanie była i jest niedorzeczna i do lat 80 praktycznie nie istniała, ponieważ by puścić nagranie na winylu od tyłu, trzeba było ręcznie rozbierać i przerabiać gramofon.

Kiedy jednak na rynek weszły kasety, można było je puszczać od tyłu bardzo łatwo, po prostu przewijając materiał. Dlatego też lata 80'te to istny boom na próby odszyfrowania ukrytych przesłań w nagraniach, które nigdy ich nie miały. I tutaj na scenę wchodzą teleewangeliści, którzy dzięki swojej sile perswazji byli w stanie przekonać tłumy do tego, że nagrania takie, jak Stairway to Heaven puszczone od tyłu czczą szatana. Takie zarzuty były nieocenionym paliwem w podsycaniu zjawiska zwanego "satanic panic" gdzie grupy religijne doszukiwały się satanizmu w różnych aspektach codzienności.

Reklama

Powstaje więc pytanie - dlaczego koncept backmaskingu i szukania satanizmu w nagraniach skończył się wraz z latami 80'tymi? Cóż, jak zawsze składa się na to kilka kwestii, ale jedną z nich jest fakt, że w latach 90'tych kasety zostały wyparte z rynku przez płyty CD, których nie było można "puścić od tyłu". A jak wiadomo, jeżeli nagrania nie da się odwrócić, to nagle bardzo ciężko jest usłyszeć backmasking słuchając utworu normalnie i jego przekaz podprogowy przestaje być taki silny. Nie wiem jak wy, ale ja widzę tu bardzo mocne nawiązanie do współczesnej paniki, kiedy to nawet w Polsce maszty 5G były niszczone ze względu na to, że miały rozprzestrzeniać koronawirusa. Ludzie w to wierzyli tak długo, jak sieci społecznościowe nie wzięły się na serio za fact checking i usuwanie materiałów szerzących fake newsy. Nagle, kiedy zwolennicy tych teorii musieli wykonać jakikolwiek pogłębiony research, temat umarł i nigdy nie wrócił.

Dziś żyjemy już w nieco innych czasach, muzyka metalowa nikogo nie szokuje, a backmasking w różnych formach wciąż jest używany w charakterze easter egga czy żartu, jak w przypadku Nocnego Kochanka i utworu "Diabeł z piekła". Dla mnie jednak jest to testament tego, jak łatwo jest przekonać masę ludzi do nawet najbardziej bzdurnego argumentu. Jeżeli w latach 80'tych ktoś miał mieć siłę sugestii, to nie zespoły, a ewangeliści, którzy przekonywali na podstawie swoich "dowodów", że kapele stanowią zagrożenie. Dziś ten przykład może i wydaje się dosyć prymitywny i łatwo zadać sobie pytanie, jakim cudem ktoś się na to nabrał. Ale patrząc, że często dziś fake newsy i teorie spiskowe są wspierane dowodami o podobnej "autentyczności" warto mieć tę historię z tyłu głowy i przypominać ją sobie za każdym razem, gdy współczesna wersja telewizyjnego kaznodziei będzie próbowała przekonać nas do swoich racji.

 

 

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama