Wiele firm ma chrapkę na uniwersalnego tłumacza. Prawdopodobnie największym graczem, któremu zależy na rozwijaniu tłumaczenia jest Google. Firma z Mou...
Wiele firm ma chrapkę na uniwersalnego tłumacza. Prawdopodobnie największym graczem, któremu zależy na rozwijaniu tłumaczenia jest Google. Firma z Mountain View zdaje sobie sprawę, że wprowadzenie bezbłędnego tłumacza zniesie w internecie ostatnią granicę i uczyni jego zasoby dostępne dla każdego. Dzisiaj jednak nie będzie o Google, a o startupie, który ma prawdopodobnie najciekawszy pomysł na zniesienie barier językowych, przede wszystkim w konwersacjach na żywo, chociaż nie tylko. Babelverse, bo tak się nazywa ten projekt, podchodzi do problemu z zupełnie innej strony niż Google.
Dwaj założyciele Babelverse - Josef Dunne i Mayel de Borniol przyjechali do Polski na zaproszenie Borysa Musielaka z Filmastera aby opowiedzieć o swoim przedsięwzięciu na Openreaktorze. Co prawda na samym Openreaktorze mnie nie było, ale byłem niedaleko miejsca w którym spotykali się towarzysko - w Bread Bar na ulicy Oleandrów. Pomyślałem, że zajrzę i tym sposobem miałem okazję porozmawiać z Josefem Dunnem z Babelverse, bez dyktafonu, ale za to z winem w ręku i w luźnej atmosferze wieczornego spotkania.
Babelverse ma być uniwersalnym tłumaczem, jednak pomysł na jego działanie całkowicie różni się od koncepcji Google, który postawił na tłumaczenie za pomocą automatycznego algorytmu. W Babelverse tłumaczą prawdziwi ludzie, a sam serwis skupia się przede wszystkim na tłumaczeniu konwersacji na żywo, np. w sklepie czy na lotnisku, ale również w trakcie transmisji z dużych wydarzeń, strumieniowanych w internecie. Zasadnicza różnica polega na tym, że na profesjonalnego tłumacza mało kto może sobie pozwolić i z pewnością ciężko wynająć go na minuty, za to Babelverse na to pozwala oferując tłumaczenia od darmowych po profesjonalną, odpłatną usługę.
Zasadniczo pomysł opiera się na crowdsourcingu tłumaczy z całego świata. Istnieją trzy poziomy zaawansowania. Entuzjaści którzy nie mają żadnych profesjonalnych kwalifikacji do bycia tłumaczem, ale znają dobrze dwa lub więcej języków. Oni tłumaczą za darmo, ale użytkownik może przekazać im dobrowolny napiwek, jeżeli jest zadowolony z tłumaczenia jakie otrzymał. Następny poziom to entuzjaści, którzy sprawdzili się w praktyce. Wiele osób korzystało z ich usług i byli zadowoleni, otrzymali wiele napiwków lub zostali odpowiednio sprawdzeni przez profesjonalnych tłumaczy. Skorzystanie z usług tych osób kosztuje i jest naliczane od każdej minuty. Wreszcie jest trzeci poziom - tłumaczy profesjonalnych, którzy ukończyli odpowiednie szkolenia, mają doświadczenie zawodowe i mogą to udokumentować. Ich stawka jest mniej więcej dwa razy wyższa niż sprawdzonych amatorów.
Osoba życząca sobie tłumaczenia, może wybrać z jakiego poziomu chce skorzystać. Jeżeli robi zakupy w sklepie za granicą albo chce zamówić coś w restauracji, prawdopodobnie może bez ryzyka skorzystać z darmowego tłumaczenia. Szansa, że okaże się niepoprawne jest nieduża, a poniesione ryzyko niewielkie. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, żeby w dowolnej chwili skorzystać z usługi sprawdzonej osoby lub profesjonalisty. Obecnie tłumaczenia można zamawiać przez stronę WWW, ale docelowo ma służyć temu specjalna mobilna aplikacja, która obecnie znajduje się w fazie beta.
Aplikacja opiera się o otwartą technologię WebRTC i rezerwowo o technologię Flash, dla tych, których przeglądarka czy sprzęt jeszcze WebRTC nie obsługuje. Wewnątrz jest trochę więcej zaawansowanej technologii niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Oczywiście użytkownik może określić tłumacza z której kategorii sobie życzy, może również określić znajomość specjalistycznej terminologii np. w zakresie medycyny, inżynierii czy jeszcze innej specjalizacji. Wewnątrz Babelverse znajduje się algorytm który stara się dopasować najlepszego tłumacza, co obejmuje nie tylko znajomość dwóch określonych języków, ale również najbliższych zamawiającego tłumaczenie dialektów. I tak góral zamawiający tłumaczenie z francuskiego powinien otrzymać jako tłumacza albo również górala, który zna francuski, albo francuza, który mieszkał w polskich górach przez jakiś czas. Oczywiście pod warunkiem, że taki tłumacz jest zarejestrowany w Babelverse. Według Josefa w tej chwili z ich startupem współpracuje około 80 tłumaczy z Polski.
Czemu warto zostać tłumaczem w Babelverse? Przede wszystkim dlatego, że jest to praca, która można wykonywać z domu czy w zasadzie z każdego miejsca na świecie, zakładając, że mamy dostęp do internetu, chociaż z mojej rozmowy wynikło, że tłumaczenie przez standardową linię telefoniczną również jest możliwe. Osoba pragnąca tłumaczyć sama określa godziny oraz dni tygodnia, w których jest dostępna, więc może w pełni zarządzać swoim czasem. Może dorabiać sobie w ten sposób przed albo po swojej głównej pracy, albo zostać tłumaczem na pełen etat.
Co do stawek za tłumaczenie, to są one różne dla każdej pary języków. Co ciekawe, stawki są wyliczane przez Babelverse bazując nie na rzadkości ich występowania - Josef zakłada, że znajdą odpowiednią ilość tłumaczy nawet najbardziej rzadkich języków, lecz w oparciu o kilka parametrów, w tym koszty życia w danym kraju tak, żeby za przychód z tłumaczenia można było kupić mniej więcej to samo w różnych krajach. Dlatego tłumaczenie z języka niemieckiego na francuski, albo z angielskiego na niemiecki będzie kosztowało więcej niż tłumaczenie z Konkani na Owimbundu mimo, że są to języki stosunkowo rzadko występujące. Tym sposobem usługa tłumaczenia ma być zawsze konkurencyjna. Za każdym razem gdy na koncie tłumacza uzbiera się kwota 10$ lub jej ekwiwalent w lokalnej walucie tłumacz może odebrać ją za pomocą Paypal.
Z tego co się orientuję, tłumacz otrzymuje 70% z opłaty za tłumaczenie, a ta w przypadku tłumaczenia z angielskiego na polski wynosi około 30 - 45 eurocentów za minutę, gdy mówimy o środkowym poziomie, czyli o doświadczonych tłumaczach bez specjalistycznego szkolenia. Warto zauważyć, że w minutę można powiedzieć znacznie więcej, niż znaleźć w słowniku czy przedyktować do Google Translate. Dodatkowo tłumaczenie przez żywą osobę jest wciąż daleko bardziej trafne, niż przez automat, który zwykle po pełnia mnóstwo błędów.
Pomysł Babelverse podoba mi się, bo skierowany jest do szerokiego grona odbiorców i potencjalnie każdy z nas mógłby chcieć z niego kiedyś skorzystać na wakacjach czy na wyjeździe służbowym. Josef opowiedział mi, że pomysł zrodził się z realnej potrzeby, gdy przyjechał do Grecji i chciał coś kupić w sklepie dzwonił do swoich znajomych, mówił im co chce powiedzieć, następnie przełączał się na tryb głośnomówiący i znajomy w jego imieniu tłumaczył o co chodzi, a następnie tłumaczył Josefowi co sprzedawca odpowiedział. Babelverse działa na niemal identycznej zasadzie, tylko na globalną skalę. A wyzwanie jest nie byle jakie, na świecie istnieje ponad 6 tysięcy języków, z czego o ile dobrze zrozumiałem z rozmowy, gdy ograniczyć języki do tych, którymi posługuje się przynajmniej milion osób, to zostanie ich około 1500.
Ciężko mi na sucho ocenić czy stawki są atrakcyjne dla tłumaczy. Musiałbym jako tłumacz popracować i sprawdzić ile mógłbym w praktyce zarobić. Wiem jednak, że mając do dyspozycji zarówno darmowych tłumaczy jak i tłumaczy liczących sobie parędziesiąt eurocentów za minutę rozmowy, nie wahałbym się skorzystać z usług Babelverse, gdybym miał taką potrzebę.
O tym, ze pomysł na biznes jest dobry mogą świadczyć liczne nagrody jakie otrzymał Babelverse oraz fakt, że Google zainteresował się tym startupem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu