VOD

Awatar: Ostatni władca wiatru – recenzja. Tak powinno się robić aktorskie adaptacje animacji

Patryk Koncewicz
Awatar: Ostatni władca wiatru – recenzja. Tak powinno się robić aktorskie adaptacje animacji
1

Awatar: Ostatni władca wiatru już dziś debiutuje na Netflix. Sprawdziliśmy, czy warto obejrzeć aktorską adaptację kultowego serialu animowanego.

Netflix od niedawna zaczął czerpać garściami z kultowych animacji, tworząc z nich adaptacje live-action z całkiem niezłym skutkiem. Po takich hitach jak Death Note, One Pice czy Cowboy Bebop przyszła pora na aktorską wersję jednej z najpopularniejszych produkcji Nickelodeon.

Nastolatek kontra żywioły

W świecie, pogrążonym w wewnętrznych konfliktach, którym rządzą magiczne siły czterech żywiołów: ognia, wody, powierza i ziemi, jedna nacja postanawia siłą zaprowadzić pokój na własnych zasadach. Potężni i bezlitośni magowie Narodu Ognia pod przywództwem króla Ozai doprowadzają do wojny, druzgocącej krainę przez kolejne dekady. To właśnie w przededniu wybuchu tego wieloletniego konfliktu poznajemy Aanga – rezolutnego dwunastolatka z nacji Nomadów Powietrza, któremu przeznaczone jest zostać tytułowym Awatarem.

No właśnie, Awatarem, czyli kim? Według dawnych podań Awatarami zostawali szczęśliwi wybrańcy, będący swego rodzaju reinkarnacją wielkich mistrzów żywiołów, potrafiący biegle władać ogniem, wodą, powietrzem i magią ziemi – to ich rolą jest utrzymywać pokój i dostąpić niemalże boskiego statusu. Problem w tym, że Aangowi nieszczególnie spieszy się do zostania bohaterem. Jak każdy 12-latek ma swoje zabawy, przyjaciół i beztroskę, której nie chce tracić. Życie jednak brutalnie weryfikuje jego plany i nie pozostawia mu wyboru.

Skąd pewność, że to właśnie Aang zostanie kolejny wybawcą świata? Cóż, o Awatarach musicie wiedzieć to, że każdy kolejny mistrz żywiołów pojawia się po śmierci swojego poprzednika w cyklu odhaczającym po kolei wszystkie nacje. Tym razem kolej wypada na Nomadów Powietrza, a to właśnie Aang – mimo młodego wieku – jawi się jako najbardziej utalentowany mag.

Nie wiedzą o tym jednak członkowie królewskiej rodziny Narodu Ognia, którzy wychodzą z prostego założenia. Skoro nie mamy pewności, kto zostanie kolejnym Awatarem, to dla pewności poślemy do grobu wszystkich przedstawicieli nacji żywiołów. Dla Aanga szczęściem w nieszczęściu był wypadek na morzu i wiążąca się z nim nieobecności podczas obchodów święta ważnego dla Nomadów Powietrza. Wtedy też bowiem żołnierze Narodu Ognia zaatakowali siedzibę klanu, nie oszczędzając kobiet i dzieci. Młody Awatar cudem uniknął śmierci i przez 100 lat był uwieziony w bryle lodu, a świat, który zastał po powrocie, był już zupełnie innym miejscem.

Dbałość o szczegóły i smaczki – Netflix odwalił kawał dobrej roboty

Tym nieco przydługim wstępem chciałbym zaprosić Was do intensywnej przygody z żywiołami w roli głównej, czyli aktorskiej adaptacji popularnego serialu animowanego, który – mimo początkowych obaw – okazał się udanym widowiskiem. Awatar: Ostatni władca wiatru to produkcja Netfliksa od twórców oryginalnego Awatara, emitowanego przed laty na Nickelodeon. To, co od razu rzuca się w oczy, to bardzo dobre odwzorowanie atmosfery pierwowzoru. Klimat magicznej krainy jest tutaj mocno odczuwalny na każdym kroku – w przypadku dbałości o szczegóły i smaczki Netflix odwalił kawał dobrej roboty.

Awatar od Nickelodeon to pokaźna liczba wyrazistych postaci i te także z sukcesem udało się przełożyć na aktorską wersję. Na szczególne wyróżnienie zasługuje odtwórca głównej roli, czyli Gordon Cormier. Młody aktor świetnie wszedł w buty rezolutnego i pełen zapału do życia Aanga, choć sam jest niewiele starszy niż jego serialowy bohater. Fantastyczną pracę wykonał także Utkarsh Ambudkar, wcielający się w szalonego króla Omashu – to jedna z najlepiej odegranych postaci w serialu.

Piękne kadry i jeszcze lepsze efekty specjalne

Miałem pewne wątpliwości, czy twórcom uda się przełożyć – bądź co bądź widowiskowe i dynamiczne – scen walk na aktorską produkcję, ale absolutnie się nie zawiodłem. Netfliksowy Awatar pod względem efektów specjalnych stoi na wysokim poziomie, a fragmenty batalistyczne z elementami wykorzystania mocy żywiołów po prostu robią wrażenie i ogląda się je z przyjemnością. Fakt, CGI potworów i licznych kreatur, błąkających się po świecie Awatara, nie zawsze jest idealne i w rzadkich przypadkach nieco kłuje w oczy, ale nie jest to mankament na tyle częsty, by popychał do przesadnej krytyki.

Świetne są za to stroje i scenografia, a niektórych scen – kręconych głównie na terenie Kolumbii Brytyjskiej – nie powstydziłby się hollywoodzkie blockbustery. Piękno natury udało się połączyć z komputerowymi efektami między innymi dzięki wykorzystaniu sceny zbudowanej specjalnie tę okazję, wyposażonej w 3000 paneli LED.

Trochę przegadany, ale warty obejrzenia

Awatar: Ostatni władca wiatru to w pewnym sensie serial drogi – w dosłownym i metaforycznym znaczeniu. Aang w towarzystwie powiększającej się z odcinka na odcinek drużyny podróżuje bowiem od krainy do krainy, poszukując sojuszników w walce z Narodem Ognia. Jest to też jego indywidualna podróż, a jej celem jest zrozumienie misji i ciążącej na jego barkach odpowiedzialności. Z tego powodu produkcja Netfliksa jest momentami nieco przegadana.

Dużo tam dywagowania o roli bohatera, moralnych rozterkach, rodzinie i poświęceniu, przez co momentami serial nieco się dłuży w przeciągniętych scenach dialogowych. Na szczęście widowiskowe sceny akcji równoważą tempo i wynagradzają cierpliwość widza, przez co w ostatecznym rozrachunku aktorską adaptację ogląda się naprawdę przyzwoicie. To produkcja skierowana głównie to młodszych odbiorców, ale ci, którzy potrafią odnaleźć w sobie cząstkę dziecka, będą bawić się przy niej równie dobrze.

Źródło obrazka wyróżniającego: Netflix 

W świecie pełnym serialowych hitów i filmowych arcydzieł, znaczenie ma nie tylko to, co widzimy, ale i to, co słyszymy. Dlatego właśnie, jako wymagający miłośnik doskonałej jakości dźwięku, warto zainwestować w sprzęt audio, który odda każdy niuans ścieżki dźwiękowej, potęgując wrażenia z oglądania. Na tophifi.pl znajdziesz szeroką gamę urządzeń audio, które spełnią oczekiwania nawet najbardziej wymagających odbiorców. Zaproś niepowtarzalną głębię i czystość dźwięku do swojego domowego kina. Przekonaj się, jak wielką różnicę może wprowadzić w Twoje filmowe doświadczenia wysokiej klasy sprzęt audio, który pozwoli Ci usłyszeć każdy szczegół i poczuć pełnię emocji płynących z ekranu.

Artykuł zawiera linki do partnerów.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu