Motoryzacja

Po wypadkach z autopilotem, władze postanowiły mu się bliżej przyjrzeć - nie tylko w Tesli

Kamil Świtalski
Po wypadkach z autopilotem, władze postanowiły mu się bliżej przyjrzeć - nie tylko w Tesli
1

Serie stłuczek i wypadków z udziałem systemów wspomagania jazdy na tyle się nasiliły, że National Highway Traffic Safety Administration postanowiła przyjrzeć się im bliżej.

O autopilocie w Tesli pisze się regularnie od lat. Najpierw w kontekście rewolucji, teraz częściej o wszelkich nieporozumieniach z nim związanych. Regularnie ludzie przeceniają jego możliwości i traktują jako stuprocentowo autonomiczne rozwiązanie, któremu mogą ufać i drzemać na tylnym siedzeniu. Jak wiadomo - tak nie jest, ale Elon Musk dość nieprecyzyjnie wyrażał się o tej funkcji samochodów. Efekty potrafią być opłakane w skutkach: stłuczki na parkingach, wypadki na drogach — czasem na tyle poważne, że giną w nich ludzie. Dlatego chyba nikogo specjalnie nie dziwi to, że władze w końcu zdecydowały się przyjrzeć tematowi autopilota bliżej.

National Highway Traffic Safety Administration (NHTSA) to agencja federalna będąca częścią departamentu transportu. Jak sama nazwa wskazuje, zajmuje się autostradami i postanowiła przyjrzeć się tematowi po wypadkach z pojazdami ratunkowymi z udziałem Tesli. NHTSA na tym jednak nie kończy - i do tematu podchodzi dużo poważniej. Pracownicy agencji poprosili 12 producentów samochodów o szczegółowe dane związane z asystentami wspomagającymi jazdę. Wśród nich m.in. ford, General Motors, Toyota czy Volkswagen. National Highway Traffic Safety Administration chce przyjrzeć się szczegółowym zapiskom dotyczącym drugiego poziomu autonomiczności pojazdów — tego pozwalającego na sterowanie, hamowanie i przyspieszanie w określonych warunkach, mające wspomagać siedzących za kierownicą użytkowników. Poza danymi o samochodach i ich możliwościach, chcą także pełny zestaw informacji które napłynęły od użytkowników: skarg, zażaleń, informacji o stłuczkach i wypadkach, a także pozwów związanych z drugim poziomem autonomiczności.

Śledztwo nabiera tempa - bo chociaż rozpoczęło się po kolejnej stłuczce kilka tygodni temu, teraz National Highway Traffic Safety Administration idzie o krok dalej i postanawia przyjrzeć się całości. No cóż, nie da się ukryć, że to Tesla podeszła do tematu najmniej odpowiedzialnie ze wszystkich producentów niejako sugerując, że użytkownicy mogą się rozsiąść wygodnie i jechać - co oczywiście nie było prawdą. Byli też pierwszymi, którzy udostępnili - co by nie mówić - oprogramowanie które wciąż nie było jeszcze dopracowane. Oddali je w ręce  klientów, z których część błędnie rozumiała jak to działa i na co można sobie z nim pozwolić. Oczywiście można tutaj ciągle odbijać piłeczkę i spierać się po której stronie leży wina, ale jednak komunikaty nie były tak klarowne, jak wielu może tego oczekiwać.

Dane o które poprosiło NHTSA mają trafić do nich jeszcze tej jesieni. Do 22 października czas na ich oddanie ma Tesla — kilka tygodni dłużej mają amerykańscy producenci (3.11), a cała reszta ma czas do 17.11 by je zebrać i przedstawić władzom. Jeżeli tego nie zrobią, mogą ich czekać kary finansowe sięgające nawet 115 milionów dolarów.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu