Recenzje gier

Bunt maszyn w radzieckim wydaniu – recenzja Atomic Heart

Patryk Koncewicz
Bunt maszyn w radzieckim wydaniu – recenzja Atomic Heart
44

Było głośno, ostro i krytycznie, jednak czy Atomic Heart zasłynie z czegoś więcej niż tylko z medialnych kontrowersji? Sprawdźmy.

Zanim przejdę do opisywania wrażeń z gry, chciałbym zaznaczyć, że zdaję sobie sprawę z kontrowersji wokół Atomic Heart. Odpowiedzialne za tytuł studio Mundfish zdecydowało się na wydanie gry w Rosji, starając się zachować neutralne stanowisko wobec wojny, czym naraziło się na niepochlebne komentarze ze strony graczy. Pojawiły się także podejrzenia o możliwość finansowania rosyjskiej kampanii, ale z informacji przekazanych nam przez PLAION Polska – dystrybutora gry – wnika, że firma Focus Entertainment, pełniąca rolę globalnego wydawcy, dokonała dogłębnej analizy projektu, na podstawie której stwierdzono brak przesłanek o finansowaniu putinowskiej machiny wojennej. Mimo wszystko jednak do tematu podchodzę z rezerwą i transparentnością, oceniając jedynie samą grę bez powiązań ideologicznych. Przedstawię Wam mocne i słabe strony Atomic Heart bez rekomendacji, żeby każdy mógł samodzielnie podjąć decyzję o zmierzeniu się z tytułem.

Skoro kwestie formalne mamy już za sobą, to przenieśmy się do alternatywnej rzeczywistości, w której ZSSR stało się technologicznym gigantem.

Radziecki bunt maszyn

Wyobraźcie sobie dziecko zrodzone ze związku Bioshock Infinite i Dishonored, doprawione nutą komunizmu. Tak można w dużym skrócie opisać skojarzenia, nasuwające się od pierwszych minut spędzonych w Atomic Heart. Gra rzuca nas w wir politycznej intrygi, prowadzącej do zdestabilizowania sytuacji w futurystycznej krainie, zbudowanej ręką radzieckich naukowców.

Wizja komunistycznego społeczeństwa miesza się tu z nowoczesną technologią, sztuczną inteligencją i przede wszystkim robotami, choć akcja rozgrywa się w 1955 roku. Wszystko to za sprawą genialnego naukowca, Dmitrija Seczenowa, który w ramach projektu Facility 3826 skonstruował maszyny, połączone siecią neuronową. Te zastąpiły ludzkość w wielu zawodach, tworząc z kompleksu słownikową definicję utopii. Jednak z powodów, których nie mogę – i nie chcę – Wam zdradzać, doszło do niespodziewanego buntu maszyn, a w konsekwencji do prawdziwej masakry skupionych wokół projektu naukowców. I tu wkracza Major P-3 – główny protagonista, o języku i charakterze równie mocnym, co siła ciosu.

Strzelbą, ogniem i toporem

Atomic Heart to FPS nastawiony na odpowiednie zarządzenie zasobami i wykorzystywanie specjalnych umiejętności bohatera. Nie jest to typowy shooter, gdzie przeciwników zasypać możemy nieograniczonym gradem pocisków – amunicji jest bowiem niewiele (zwłaszcza w początkowych etapach gry), dlatego w walce należy posiłkować się bronią białą i eksperymentalną rękawicą.

Wspomniany element ubioru nie służy jedynie do ofensywny i defensywny – pełni także rolę narratora, który objaśnia wątki fabularne i naprowadza na rozwiązanie zagadek. Rękawica daje bohaterowi dostęp do wachlarza specjalnych zdolności, takich jak zamrażanie wrogów czy telekineza. Umiejętności zdobywamy i rozwijamy dzięki neuropolimerowym komponentom, podnoszonym z martwych wrogów oraz skrzyń porozrzucanych po świecie gry.

Nie ma tego zbyt wiele – zaledwie kilka skilli ofensywnych i defensywnych – jednak dobrze dopełniają one arsenał broni palnej. Zatrzymajmy się przy nich na chwilę. W Atomic Heart skorzystamy z prowizorycznie wyglądających strzelb, pistoletów i karabinów, stanowiących najskuteczniejszą formę walki z przeciwnikami. Każdą pukawkę możemy ulepszać i modyfikować w specjalnych punktach, stanowiących też bezpieczną bazę do zapisania gry.

Przeszukując skrzynie, szafki i ciała wrogów natrafiamy na schematy, które odblokowują kolejne ulepszenia do broni, takie jak większy magazynek czy udoskonalone przyrządy celownicze. Jeśli jednak wolicie wymachiwać toporem, to nic nie stoi na drodze, choć ostrzegam, że walka bronią białą jest już nieco trudniejsza i wymaga wprawy. Humanoidalne roboty, z którymi przyjdzie nam się mierzyć, są bowiem dość ruchliwe, a śmierć od ciosów może nastąpić szybciej, niż się wydaje. Gracz ma do wyboru maczety, toporki czy siekiery, a każdym orężem można wykonywać specjalne kombinacje ataków.

Dobrym pomysłem jest więc trzymać wrogów na dystans, co z początku wydaje się trudne, jednak wraz z postępem gry i zdobywanym wyposażeniem staje się to… zbyt proste. I niestety im dalej w las, tym bardziej czuć nierówność w rozgrywce. Na średniozaawansowanym poziomie trudności wystarczy jedynie strzelba i wybijająca wrogów w powietrze telekineza, by bez problemu radzić sobie z każdym rodzajem przeciwników.

Ci zaś dzielą się na kilka klas, ale AI nie jest w tym przypadku szczególnie zaawansowane. Mamy więc latających strażników przypominających przerośnięte słoiki, humanoidalne droidy rodem z crash testów, zabójcze sadzonki, a nawet mutanty, które wyglądają jak żywcem wyjęte ze Stranger Things.

Ich ataki opierają się jednak głównie na bezmyślnym szarżowaniu w stronę bohatera, przez co walka może i jest satysfakcjonująca, ale szybko staje się powtarzalna.

Nie zawsze musimy uciekać się do otwartego konfliktu. Niektórych przeciwników ominąć można przez wykorzystanie elementów parkouru, lub zakraść się po cichu i wyeliminować z zaskoczenia, ale nie ma to większego wpływu na przebieg rozgrywki. Fajnie więc, że twórcy zostawiają graczom wybór, ale trzeba zaznaczyć wprost, że jest on nieco iluzoryczny.

Nużąca powtarzalność

W Atomic Heart szybko zaczyna doskwierać schematyczność. Poziomy opierają się na prostym założeniu – nowa lokacja, pokonanie fali przeciwników, rozwiązanie zagadki logicznej. Ten ostatni element zazwyczaj przybiera formę aktywowania mechanizmów w określonym czasie, skierowania wiązek lasera w odpowiednią kombinację czy prostych sekwencji z ustawianiem kolorowych światełek w pożądaną konfigurację. I znów początkowo wydaje się to ciekawe urozmaicenie, które z czasem staje się powtarzalne.

Pod względem dopracowania mechaniki też nie jest idealnie. Pominę fakt bugów czy błędów z teksturami, wynikających być może z ogrywania wersji przedpremierowej – nie mogę jednak nie doczepić się do archaicznego sposobu poruszania się postaci przeciwników, których można co prawda efektownie i brutalnie rozczłonkować, ale ich fizyka przywodzi na myśl gry sprzed dobrych kilku lat. Szkoda też, że nie czuć siły używanej broni palnej – zwłaszcza w przypadku pistoletów nie sposób nie odnieść wrażenia, że ma się styczność bardziej z zabawką, niż z potężnym orężem, wspomaganym futurystycznymi dodatkami.

Doznania wizualne na miarę ZSRR

Na koniec zostawiłem kwestie wizualne i graficzne, bo z nimi także mam problem. Z jednej strony Atomic Heart potrafi cieszyć oko i niektóre koncepty wyszły naprawdę dobrze – na przykład szczegółowe modele robotów wykonanych z surowej stali, o prostocie charakterystycznej dla radzieckiej myśli technicznej. Z drugiej jednak część lokacji jest po prostu brzydka i nijaka, a obiekty renderowane na dalszych odległościach są nierzadko rozmazane.

Zbyt podobne, by spać spokojnie...

Widać też, że twórcy poszli na łatwiznę w kwestii modeli szeregowych wrogów i zwłok załogi obiektów naukowych, zmasakrowanych przez bunt maszyn. To po prostu kopiuj/wklej tych samych modeli postaci, które pozostawiają wiele do życzenia. Nie ma jednak wątpliwości, że Atomic Heart potrafi być mroczne i brutalne, a liczne elementy gore na pewno przypadną do gustu fanom bardziej dojrzałej rozgrywki.

Podsumowanie

Nie ukrywam, że grając w Atomic Heart miałem mieszane uczucia i to nie tylko w kwestii etycznej, ale i stricte recenzenckiej. Produkcja studia Mundfish jest bowiem grą nierówną niemalże na wszystkich frontach. Zamysł fabularny jest ciekawy, ale cierpi przez brak wyrazistych postaci i fakt, że questy główne i poboczne są tylko pretekstem do siekania kolejnych zastępów wrogów. Ci zaś mogliby być bardziej zróżnicowani i wykazywać się większą inteligencją, bo po zdobyciu kilku ulepszeń nie stanowią żadnego zagrożenia.

Czy więc warto? Na to pytanie nie odpowiem – Atomic Heart od jutra dostępne będzie w Xbox Game Pass, dlatego każdy zainteresowany będzie mógł w oparciu o własne przekonania moralne zadecydować, czy chce zrobić porządek z buntem maszyn na ulicach futurystycznego kompleksu spod znaku czerwonej gwiazdy. I nie zrozumcie mnie źle – Atomic Heart to gra poprawna, ale tylko poprawna, z gatunku tych, które przechodzisz raz i więcej nie masz ochoty wracać.

Atomic Heart – 6.5/10
plusy
  • Przyjemny system walki
  • Wstawki z zagadkami logicznymi
  • Rękawica ułatwiająca eksplorację
  • Nietypowy koncept futurystycznego ZSRR
minusy
  • Niedociągnięcia graficzne
  • Powtarzalność misji
  • AI przeciwników
  • Modele postaci
  • Brak ciekawych bohaterów

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu