Assassin’s Creed Odyssey jest lepsze od ubiegłorocznego Origins. Bardziej dopracowane i dopieszczone. I jeśli zdecydujecie się na zakup tej produkcji, nie pożałujecie. Nie znaczy to jednak, że każdy będzie zachwycony - czego jestem doskonałym przykładem.
Marzyliście kiedyś o tym by odwiedzić antyczną Grecję?
To świetnie się składa, bo Ubisoft ma dla Was bilet kosztujący tylko kilka stówek. Czy warto wybrać się w tę podróż? Zdecydowanie tak - bo choć do mnie akurat odświeżona formuła serii nie trafia, to obiektywnie patrząc, wyszło naprawdę dobrze.
Kilka dni temu wziąłem więc ten bilet i przeniosłem się do wirtualnego świata wykreowanego przez Assassin's Creed Odyssey. Nie mam jednak na liczniku kilkudziesięciu godzin, a patrząc na rozmiar gry tyle potrzeba na jej zaliczenie. Tym razem nie będzie więc klasycznej recenzji, a pierwsze wrażenia - czy raczej tekst o tym co podoba mi się w nowej odsłonie serii o skrytobójcach, a co mi w niej nie pasuje.
Macie czasem tak, że siedząc w pracy myślicie o grze, którą właśnie zaczęliście? Odliczacie w myślach godziny do chwili aż siądziecie przy komputerze lub konsoli i ponownie zanurzycie się we wciągający wirtualny świat? Ja tak w przypadku Assassin's Creed Odyssey niestety nie mam, choć to bardzo dobra produkcja.
Ogromny, piękny świat
Nie tak dawno Ubisoft twierdził, że seria Assassin's Creed potrzebuje dłuższych przerw między kolejnymi odsłonami. Owocem porzucenia polityki wydawania gier co rok było naprawdę udane Origins. Osobiście uważam, że roczny cykl wydawniczy ma sens jedynie w grach sportowych, gdzie zmieniają się składy, statystyki poszczególnych graczy. Wszystkie inne produkcje, w tym właśnie Assassyny czy Call of Duty uważam za odcinanie kuponów, próbę jak najszybszego zarobienia na marce, która za jakiś czas może się znudzić. Odyssey nie jest więc przełomem, choć doceniam dopracowanie nowego kierunku obranego przy okazji poprzedniej odsłony.
W Odyssey największe wrażenie robi otwarty świat, który bardziej przypomina mi pierwszą część Assassin's Creed niż kolejne odsłony serii. Wiecie co nie podobało mi się w przygodach Altaira? Ich sanboksowy charakter i seria rozkochała mnie w sobie dopiero gdy zdecydowano się prowadzić spójną włoską opowieść oddzielając ją wyraźnie od nieobligatoryjnych misji pobocznych. Otwarty świat starożytnej Grecji będziecie więc traktować jako plus - i się temu kompletnie nie dziwię, piękne widoki, ogromny teren do eksploracji. Mi jednak brakuje tu spójności - główny wątek fabularny wydaje się zepchnięty na bok, właśnie przez frywolny charakter gry. Ciągle rozprasza mnie jakaś misja poboczna - mam niestety wrażenie biegania bez większego celu.
Rozmach nowego AC robi wrażenie, żyjący świat już niestety nie. Biegnę przy skupisku ludzi - nie czuję ich obecności i nie widzę różnicy względem biegania po bezdrożach czy pływania łódką. Najwyraźniej minie jeszcze sporo czasu aż Ubisoft nauczy się tworzyć wirtualne światy, które naprawdę żyją. Do Wiedźmina 3 czy GTA V jest więc wciąż daleko.
Przypadł mi jednak do gustu tak zwany setting. V wiek p.n.e., wojna peloponeska podczas której Sparta walczyła z Atenami o wpływy w Grecji. Podoba mi się też Kasandra, Spartanka w która wcieliłem się bez chwili zastanowienia - musicie bowiem wiedzieć, że jest jeszcze Alexios. Chociaż w sumie nie musicie, bo i tak pewnie wybierzecie uroczą wojowniczkę. No właśnie - to specyficzne połączenie piękna i waleczności, delikatności z szorstkością, którą charakteryzowali się najemnicy. Kasandra jest najemniczką, która dotarła na Kefalonię jako dziecko i będziecie musieli pomóc jej dowiedzieć się kim tak naprawdę jest.
Podczas tej przygody spotkacie historyczne postacie - takie jak Hipokrates czy Sokrates i muszę przyznać, że ich wplecenie w opowieść udało się Ubisoftowi wręcz wyśmienicie. Istotnym elementem nowego Assassyna jest możliwość dokonywania wyborów, to od Was zależeć więc po części będzie prawdziwy charakter bohatera - szkoda tylko, że tego samego zabiegu nie czuję przy wykonywaniu misji pobocznych. A tych jest dużo, dla mnie zdecydowanie za dużo.
Mam mieszane uczucia jeśli chodzi o Ikarosa, czyli ptaka który zastąpił Senu z poprzedniej części. To taki "dron", który pomaga zbadać okolicę. Wszystko fajnie, ale czy naprawdę po kilkuset metrach lotu trzeba oglądać czarny ekran czekając aż ptaszysko wróci do właściciela? Generalnie ekrany ładowania to mała zmora Odyssey, która potrafi wybić z rytmu gry.
Podobają mi się dwa style prowadzenia rozgrywki - jeden z nich polega na docieraniu do zaznaczonych na mapie punktów, drugi na szukaniu miejscówek na bazie wskazówek. To świetny mechanizm, który wydłuża zabawę i sprawia, że gracz jeszcze bardziej wnika w wielki, piękny świat gry.
Podoba mi się system dodatkowych umiejętności, nieocenionych w walce. To takie bonusowe ataki, jak na przykład mocne kopnięcie czy podpalanie broni - szkoda natomiast, że same starcia nie sprawiają mi frajdy. Może za długo grałem w nowego Spider-Mana czy leciwego już Batmana, ale system parowania wydaje się kulawy. A może to ja zapominam, że lepiej atakować z ukrycia i zwyczajnie źle podchodzę do zabawy?
Nie jestem fanem pływania na statkach, doceniam jednak ten aspekt gry. Nie jest to może AC4: Black Flag, które niejako bazowało na morskich potyczkach, ale stanowi świetne urozmaicenie, które idealnie wręcz wpisuje się w wyspiarski charakter kraju. Mam jednak wrażenie, że częściej uciekałem niż walczyłem, ale z drugiej strony samo pływanie to masa zabawy.
Nie podoba mi się natomiast walka o wpływy w regionie, za bardzo przypomina nużący mechanizm z serii Far Cry. Podobnie jak walka z najemnikami, którzy poszukują naszego bohatera. Część z Was na pewno doceni ten aspekt zabawy, mi tylko w niej przeszkadzał i wybijał z rytmu normalnych aktywności. Jedynym plusem takich walk była dla mnie możliwość zdobycia lepszego ekwipunku.
Technicznie jest lepiej niż kiedyś
Techniczne dopieszczenie gry nigdy nie było domeną ani serii Assassin’s Creed, ani Ubisoftu. Mamy tu ogromny otwarty świat, z którym Ubisoft jeszcze nie do końca potrafi dać sobie radę i choć czuć, że wzoruje się na Wiedźminie czy serii Grand Theft Auto, to jednak poziomem dopracowania jest wciąż daleko w tyle. Przykłady? Proszę bardzo - przeciwnicy, którzy potrafią paść na ziemię wygięci w chińskie S. Dziwne zachowanie konia podczas zbiegania ze wzniesień? Jest. Nie zawsze dokładna kolizja obiektów? To też tu zobaczycie. Co ciekawe, najwięcej problemów widziałem na początku, jakby gra w którymś momencie stwierdziła - ok, masz dość, zabieramy glitche. Dziwne. Na szczęście grając na PlayStation 4 nie dokuczały mi spadki animacji, co zdarzało się nagminnie w poprzednich odsłonach. Owszem, raz na jakiś czas je spotkałem - ale na pewno nowy Asssassin’s Creed nie zapisze się na kartach historii jako gra z technicznymi problemami. Reasumując - mogło być trochę lepiej, ale udało się osiągnąć poziom, który gwarantuje przyjemną rozgrywkę. A jak wygląda nowy Assassin’s Creed? Momentami wręcz bajecznie i za to duże brawa.
Przy wszystkich tych pozytywnych aspektach nowego Assassin’s Creed mam z tą grą duży problem i mówiąc szczerze, sam jestem tym zaskoczony. Nie poczułem greckiego klimatu - czyżby dlatego, że co roku jestem tam na wakacjach? Nie poczułem też klimatu Assassin’s Creed i choć dla wielu osób będzie to największą zaletą nowej odsłony, dla mnie jest po części wadą. Może zbyt wiele razy porównywałem grę do Wiedźmina 3, może zbyt mocno czekam na Red Dead Redemption 2. Widzę i doceniam rozwój serii, jestem ciekawy co przyniesie przyszłość, ale Assassin’s Creed Odyssey nie jest moim Assassynem, jakkolwiek to odbierzecie. Do gry siadałem więc niejako z obowiązku, a tego podczas zabawy zwyczajnie nienawidzę.
Musicie jednak wiedzieć, że to solidna - nie, to bardzo dobra gra na dziesiątki godzin. Ciekawy otwarty świat, momentami śliczna grafika i tak naprawdę w dużej mierze cRPG, które praktycznie całkowicie zrywa z wałkowanymi przez lata podstawowymi założeniami serii. Czy tego właśnie oczekujecie po AC? Jeśli tak, będziecie zachwyceni.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu