Filmy

Zupełnie inny i przez to chyba lepszy. Armia złodziei Netflliksa - recenzja

Konrad Kozłowski
Zupełnie inny i przez to chyba lepszy. Armia złodziei Netflliksa - recenzja
2

Jeśli tytuł "Armia złodziei" przywodzi Wam na myśl niedawno debiutujący na Netfliksie film to jest to właściwe skojarzenie. Oto prequel "Armii umarłych" z Ludwigem Dieterem w centrum wydarzeń.

Netflix postanowił uczynić z produkcji Zacka Snydera prawdziwą franczyzę. Już bez ogródek mówi się o uniwersum "Armii umarłych", bo film spowodował powstanie prequela w Europie, a w planach jest już kontynuacja, animacja i serial. Zanim powstaną, na Netfliksie będziecie mogli zobaczyć "Armię złodziei", która skupia się na Ludwigu Dieterze - jednym z uczestników pamiętnej wyprawy do Las Vegas. To spec od sejfów, którego dotychczasowe przygody wspominane były tylko w dialogach.

"Armia złodziei" to dzieło grającego w nim reżysera

Zack Snyder dość szybko jednak wpadł na pomysł filmu, który je opowie, a całość oddał w ręce Matthiasa Schweighöfera - odtwórcy roli Ludwiga. To on wyreżyserował "Armię złodziei", a za swoimi plecami miał jako producentów Zacka i Debbie Snyderów oraz Wesa Collera - trójkę, która współpracowała przy filmach Warner Bros. w uniwersum DC - oraz Netfliksa, który nie oszczędził na budżecie.

Akcja filmu rozgrywa się w Europie, co jest chyba najbardziej oczywistą cechą "Armii złodziei", bo gdy spróbujemy przypisać mu konkretny gatunek, to sytuacja staje się trochę skomplikowana. To po części heist movie, czyli akcyjniak o napadach, trochę film romantyczny oraz świadoma siebie komedia. Schweighöfer ma doświadczenie w kręceniu i graniu w tych dwóch ostatnich i muszę przyznać, że w "Armii złodziei" sprawdza się doskonale, bo ewidentnie widać, że czuje się jak ryba w wodzie.

W dynamicznych sekwencjach nie wypada gorzej, ale tu przewodzą pozostali członkowie obsady: Nathalie Emmanuel, Ruby O. Fee, Stuart Martin i Guz Khan. Pierwszą z nich możecie kojarzyć z Szybkich i wściekłych, zaś pozostałe twarze będą raczej powiewem świeżości dla większości widzów. Najważniejsza jest jednak chemia pomiędzy aktorami, ponieważ wpływa to na to, jak świetnie wypadają w grupie na ekranie. Można im czasem współczuć, później kibicować i trzymać za nich kciuki, a w międzyczasie pośmiać się z sytuacji w jakie wpadają.

Mieszanka akcyjniaka, komedii i filmu romantycznego - oto "Armia złodziei"

Największe wrażenie zrobiła jednak na mnie oprawa wizualna "Armii złodziei", bo na ekranie oglądamy przepiękne widoczki (czasem wygenerowane komputerowo, ale aż tak to nie razi w oczy) oraz znakomicie zaprezentowane mechanizmy sejfów, do których muszą się dostać. Całość nakręcono z pomysłem i dobrym okiem, a gra kolorów w niektórych ujęciach sprawia, że zawieszamy na nich dłużej oko. Fabuła filmu nie jest wymagająca - to lekka, przyjemna opowieść z mocnym wątkiem romantycznym, a jednocześnie bardzo fajne wprowadzenie do "Armii umarłych". Początek filmu zupełnie tego nie zwiastuje, więc na plus można też zaliczyć elementy zaskoczenia.

Bawi i daje sporo frajdy, po prostu

Z jednej strony "Armia złodziei" to film, jakich nie brakuje na Netfliksie, bo nie jest to produkcja, o której nie zdołacie zapomnieć przez tydzień czy dwa i miejscami to dość naiwna opowiastka wykorzystująca mity i legendy. Jest w tym pewien urok, więc jeśli nie przeszkadza Wam niższy stopień powagi (lub jej brak), to "Armię złodziei" będziecie wspominać naprawdę miło. W porównaniu do "Armii umarłych" ubyło patosu i sztucznego napompowania historii ciężkimi emocjami, co miało sprawić, że potraktujemy film bardziej serio. W tym przypadku powędrowano w innym kierunku i cieszę się, że to zrobiono, bo dzięki temu "Armia złodziei" jest przyjemniejsza w odbiorze i daje pewną satysfakcję z seansu.

"Armia złodziei" trafi na Netfliksa 29 października.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu