Felietony

Kultura której u nas nie było, nie ma i pewnie nigdy nie będzie

Kamil Świtalski
Kultura której u nas nie było, nie ma i pewnie nigdy nie będzie
Reklama

Salony gier w Polsce nie kojarzą się z tym, za co kochają je w Stanach Zjednoczonych czy Japonii. U nas zamiast szalonych bijatyk, wyścigów i rozmaitych zręcznościówek mamy jednorękiego bandytę. Szkoda.

Jeżeli jako gracz miałbym wskazać jedną rzecz, której brakuje w Polsce to byłaby to niewątpliwie kultura grania na automatach. Ja wiem, że w latach 90. automaty u nas mieliśmy — bywały w wozach drzymały, bywały na dworcach, a były nad morzem. Rzadko kiedy mogliśmy liczyć na nowości, ale klasykę w postaci starych odsłon Mortal Kombat, Metal Sluga, King of Fighters dopełniane Punisherem, Cadillacs and Dinosaurs i okazjonalnym fliperem znali wszyscy miłośnicy gier wideo. 50 groszy, żeton, złotówka - zależy od miejsca i daty, ale to były najbardziej pożądane przez graczy waluty. Jeszcze tylko jeden kredyt, jeszcze tylko jedna szansa. Szczęsliwy kto z niej skorzystał przed laty, bo obecnie w Polsce salonów gier szukać na próżno. Nad Wisłą mamy jedynie gęsto rozsiane takie z jednorękimi bandytami i spółką, ale one niewiele mają wspólnego z kulturą arcade.

Reklama

Kultura której u nas zabrakło. Dlaczego?

To nie jest tak, że wraz z końcem lat 90. bezpowrotnie zniknęły w Polsce automaty do gier. Jeszcze w latach dwutysięcznych w Łodzi gdzie mieszkałem można było spotkać kilka nowszych automatów, ale jako że komputery i konsole były już wtedy w naszych domach normą, to miejsca stawiały na nowe doświadczenia. Dlatego żeby nie było złudzeń — to nie były żadne tam DoDonPachi Resurrection, Guilty Gear Isuka, Arcana Heart czy Chase H.Q. 2. Dostawaliśmy (przestarzałe o co najmniej kilka lat) odsłony Dance Dance Revolution, Pump it Up i Beatmani. Rytmiczne szaleństwo, którego w domowym zaciszu bez specjalnych, dodatkowych, kontrolerów powtórzyć się nie dało. A przynajmniej tak długo, jak nie miało się dostępu do specjalnych kontrolerów, o których większość graczy mogła wówczas pomarzyć. Dystrybucji żaden z nich (?) w Polsce nie miał, zaś ich sprowadzenie było poza zasięgiem większości zainteresowanych. Dlaczego? Bo było drogo — a i sam rynek zakupów online nie był wtedy tak rozwinięty jak teraz. PayPal był i działał, ale to byłoby na tyle. Mimo że obracałem się w środowisku graczy, to nie znałem nikogo kto wówczas mógłby sobie pozwolić na Arcade Stick, że o bardziej szalonych kontrolerach nie wspomnę.

Zazdroszczę nie tylko Japończykom, ale także Amerykanom

O tym że Japonia ma (miała?) bardzo rozwiniętą kulturę arcade - nikogo kto był w Kraju Kwitnącej Wiśni przekonywać specjalnie nie trzeba. To kraj w którym królowały one przez wiele lat, bywalcy mieli nawet swoje własne karty pamięci z zapisem ustawień i profilami użytkowników, dzięki którym w mig mogli powrócić do zabawy kiedy tylko zjawili się przy maszynie. Podczas regularnych podróży tam z każdym rokiem obserwowałem zmiany na tym rynku — i choć salony gier nie zniknęły zupełnie, to nawet jako turysta dostrzegam że z każdym rokiem jest ich coraz mniej. Ze względu na brak możliwości wjazdu do kraju, nie było mnie tam od ponad dwóch lat — i wiem że teraz jest ich jeszcze mniej. Zniknął nawet ten bardzo charakterystyczny, ogromny, salon gier Segi w Akihabarze (tak tak, wiem że otworzył się kolejny na przeciwko — ale nie mam złudzeń że więcej się zamyka, niż otwiera). Fani w USA na potęgę importują automaty, a przybytki takie jak sieć pubów Barcade pęka w szwach niezależnie od dnia tygodnia i godziny. A przynajmniej ilekroć do nich nie wstąpiłem (w Nowym Jorku, Newark, Pennsylwanii) — zawsze byli ludzie, a do co fajniejszych automatów zawsze ustawiała się kolejka. Fascynowało mnie to, że ta sieć uświadomiła mi po raz kolejny, że gry wideo łączą pokolenia — i przy starusieńkich maszynach bawili się i młodzi i starzy. Bo każdy lubi sobie czasem odpalić PacMana na partyjkę czy pięć. Po latach udało mi się też spełnić marzenie o tym, by zagrać w mordoklepkę X-Menów na tym ogromnym automacie na który składają się dwa ekrany CRT i stanowiska dla sześciu (!) graczy. Poza tym pierwszy raz miałem okazję właśnie tam zagrać na oryginalnym automacie w Teenage Mutant Ninja Turtles (1989), pojeździć w Crazy Taxi na automatach... no i nigdy nie potrafię przejść obojętnie obok Mortal Kombat II. Wiadomo.

Mamy w Polsce bardzo fajne inicjatywy związane ze starymi sprzętami. Muzea starych komputerów, muzea starych konsol, a nawet fantastyczny projekt interaktywnego muzeum fliperów Pinball Station. Ten ostatni oferuje przede wszystkim flipery, ale jest tam też kilka automatów. Fantastyczne miejsce z niepowtarzalnym klimatem, w którym po uiszczeniu opłaty za wstęp (45 złotych) możemy się bawić ile wlezie, aż do zamknięcia! Fajna sprawa, ale głównym elementem który ma przyciągać tam gości są pinballe. A te... lubię (nie zlicze ile godzin w życiu przepuściłem w Pinball Fantasies i Slam Tilt na Amidze), ale zdecydowanie przegyrwają w moim rankingu z automatami oferującymi gry wideo. Tym bardziej, że nowoczesne technologie otwierają przed nimi zupełnie nowe możliwości. A nawet jesli automaty nie są zbudowane w specjalny sposób, to miejsca takie jak tokijskie Sega Joypolis udowadniają, że nawet ze "zwykłych" automatów można zrobić prawdziwe doświadczenie.

W tym niezwykłym salonie gier czekają na nas takie cuda, jak zmodyfikowany "automat" do wyścigów Initial D. Zamiast stać przed automatem, czy zasiadać w fotelu (czyli tak, jak wyglada to w "podstawowej" wersji gry, która też jest ciekawym podejściem z głośną muzyką eurobeat płynącą z zagłówka fotela, wprost do mózgu ;) — wsiadamy do specjalnie przygotowanej konstrukcji z samochodem, która cała pozostaje w ruchu:

Futurystyczne wyścigi Storm G to też niesamowita frajda, kiedy podczas gry obracamy się zestanowiskiem o 360 stopni:

Wisienką na torcie dla wielu pozostaje jednak zmodyfikowane stanowisko "celowniczka" House of the Dead. Doskonale znana seria tam dostaje znacznie więcej blasku, dzięki specjalnym stanowiskom które się obracająm ruszają, trzęsą... a do tego nie brakuje też efektownego sztucznego dymu i podmuchów powietrza, które zwiększają immersję i poczucie grozy. Sama gra zaś pozostaje dokładnie taką, jaką można znaleźć w innych salonach gier. To modyfikacja stanowiska jest tym, co pozwala jej się wyróżnić.

Żałuję, ale rozumiem. Biznes musi się opłacać

Dla mnie brak łatwego dostępu do automatów z grami jest nieodżałowaną stratą. To zupełnie inny vibe niż granie w te same produkcje w domowym zaciszu. Nie ma klimatu, nie ma ludzi, a często też... nie ma takich stanowisk i specjalnych kontrolerów. Sam uwielbiam takie podejście i kiedy tylko mam szansę - korzystam z niego. W domu tego nie mam, no i mieć za bardzo nie mogę. Doskonale jednak rozumiem dlaczego nie mam. Biznes, jak to biznes, musi się opłacać.

Reklama

W Polsce zamiast drogich i awaryjnych automatów, mamy miejsca dla graczy co najwyżej ze starymi konsolami i komputerami. Dużo tańszymi i mniej awaryjnymi. Jeżeli zaś chodzi o nowoczesne automaty, to prawdopodobnie w polskich realiach ich zakup nigdy by się nie zwrócił. Kiedy Amerykanie i Japończycy rozkochiwali się w tego typu zabawach, w Polsce mogliśmy o nich co najwyżej pomarzyć. A później oszczędności i dostępność gier w domu sprawiły, że nikogo one nie interesowały. Nie było nostalgii i nawyków, nie ma więc automatów. Żałuję.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama