Apple od dawna kojarzony jest nie tylko z iPhone'ami, iPadami, iOS, OS X, czy MacBookami, ale i z wojenkami patentowymi - niektórymi całkiem absurdalnymi. Karma jednak nie pomija nawet tych najmożniejszych firm na świecie, gigant będzie musiał sięgnąć odrobinę głębiej do portfela - wszystko przez VirnetX. Nie, nie zbiednieje za bardzo.
Huk otwieranych szampanów rozbrzmiał w budynkach VirnetX, które w 2010 roku postanowiło pozwać Apple za "rzekome" naruszenie rozwiązań chronionych patentami. Oskarżenia dotyczyły FaceTime, a chodziło dokładniej o kwestie związane z zabezpieczeniami i połączeniami VPN. W 2012 roku uznano, że Apple musi zapłacić VirnetX 368 milionów dolarów - gigant począł ponownie się bronić przyjmując skądinąd rozsądną linię obrony. To, czego dotyczy pozew stanowi tylko bardzo niewielką część technologii, która znajduje się w FaceTime. Z drugiej strony... co z tego? Patent naruszono? Naruszono. Apple takiej sprawy nie puściłoby płazem. Dlaczego VirnetX miałby się ugiąć? Dlaczego sąd miałby rozstrzygnąć sprawę na korzyść Cupertino?
"Odrobinę" kontrowersyjna jest jednak historia VirnetX. Okazuje się bowiem, że ta firma bardzo lubi bić się o patenty (ktoś zaraz powie, że trafił swój na swego). Nie jest to pierwszy przypadek, gdy VirnetX wygrywa z gwiazdą rynku technologicznego. W 2010 roku... Microsoft musiał zapłacić tej samej firmie 200 milionów dolarów w podobnej sprawie, tyle, że poszło o technologie wykorzystane w Skype. Ciekawa jest również postawa sądu federalnego, który zarządził wyższą kwotę zadośćuczynienia VirnetX (625 mln), niż wnioskowała firma. Właściciele naruszonego patentu żądali 532 milionów, zatem przebitka jest całkiem spora.
VirnetX korzysta z źle skonstruowanego prawa. Podobnie jak kiedyś Apple
Bardzo "liberalne" podejście do patentów w USA powoduje, że firmy bardzo chętnie biją się o patenty - Apple w tej kwestii nie było lepsze. Dobrze pamiętamy potyczki m. in. z Samsungiem i już wtedy wskazywano na to, że na tym polu odbywa się typowa "wolna amerykanka" (ależ to brzmi!). Wojny patentowe są wielkim wrogiem innowacyjności - opatentować można nawet największą durnotę - tylko po to, by móc rozpocząć kolejną sądową bitwę, gdy okaże się, że ktokolwiek stworzy cokolwiek podobnego do tego, co widnieje w rzeczonym patencie. Warto byłoby uściślić, co tak naprawdę można opatentować i dobrze by było, gdyby istniał wymóg "użyteczności". Co cóż z tego, że firma opatentuje sobie pewne rozwiązanie, jednak okazuje się, że jest ono absolutnie nieprzydatne i istnieje tylko po to, aby "istnieć" i w razie czego skorzystać z niego w kolejnej wojnie?
Tym samym innowacyjność zabija się w imię "bezpieczeństwa" wielkich biznesów. Technologie tworzy się cały czas w taki sposób, byleby nie naruszyć jakiegoś - choćby najbardziej durnego właśnie patentu. Rozwiązanie prawne, które ma za zadanie chronić własność intelektualną firm stało się narzędziem biznesowego terroru. To, co widzieliśmy w wykonaniu Apple, to jeden z dowodów na tę tezę. Ale kto mieczem wojuje...
Grafika: 1, 2
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu