Mam w domu osiem kabli Lightning. Takie z drugą stroną zakończoną USB-A i USB-C. Trochę takich, trochę takich. Ile tych kabli działa? Żaden. Ze dwa, jak ładnie je pogłaszczesz i zmówisz "Zdrowyś Timie". A wiecie, jak bardzo są stare? Nie mają więcej jak rok. Ostatni żył nieco ponad miesiąc. Przecież ja tych kabli nie zżeram, nie wydalam i nie próbuję ich używać dalej...
No, ale przyznam się Wam do czegoś. Jeżeli używam konkretnego akcesorium, urządzenia - to robię to intensywnie. Kiedy pakuję się do pracy, nie zwijam każdego kabelka grzecznie tak, aby się on czasami nie zaplątał. Bałaganię. I to grubo. Nie zdziwię się, jeżeli w okolicach mojego biurka znajdziesz europaletę oraz wał korbowy od silnika z Volvo. Wyobraźcie sobie zatem, co ja robię z tymi kablami. Rzucam nimi, śpię z nimi - nie dlatego, że lubię się nimi wiązać: tylko dlatego, że lubi je mój telefon. Telefon więc leży na kabelku obok mnie, albo na stoliku. Zależy jak zasnę. Czasami nie wiem nawet kiedy to następuje.
2 kable mają problem z tym, że "zeszła z nich guma". No, okej. Były katowane, mają więcej niż rok. Niech będzie. Jednak sześć pozostałych nie zdradza oznak uszkodzenia. Ale wpinasz je i do ładowarek (różnych, które NA PEWNO działają) i do telefonów, a telefon nie zgłasza ładowania. Wiecie, w sytuacji kryzysowej (gdy nie macie zapasu), to jest problem. Mnie uratowała stacja benzynowa, którą mam dosłownie pod nosem. Za kabel zapłaciłem... a dajcie spokój. Wziąłem jeszcze do tego zmrożoną colę i życzyłem dobrej nocy zmęczonej obsłudze stacji.
Źle używasz kabli
Taaaak? Powiadasz, że źle? Jakim cudem więc tona kabli USB-A <-> USB-C / USB-C - USB-C różnych producentów po prostu... działa? I to są głównie te "stockowe" kabelki dodawane do tego, co znajduje się w pudełku. Choćbym próbował używać ich jak lasso, to by żyły nawet i po roku. Tak, jak pisałem wyżej - mógłbym pewnie je nawet zjeść i wydalić, dalej ładowałyby telefony. Chociaż oczywiście nikomu nie polecam tego robić, bo skończy się na STO PROCENT szpitalnym oddziałem ratunkowym, zabiegiem i leciutką traumą.
Poddałem temat dyskusji na Twitterze. Ludzie, którzy mnie obserwują mają mnóstwo ciekawych przemyśleń: udałem się więc do publiki z lekko prowokacyjnym sznytem, stwierdzając przy okazji - z czego wykonane są apple'owskie kable. Jednym działają długo, innym nie bardzo. Pewnie wynika to ze specyfiki używania konkretnych kabelków. Ponadto, użytkownicy stwierdzają że coś się z kablami stało i... często okazują się bardziej zawodne niż wcześniej. Przecież lata temu miałem 6S-a, kabel działał tam dwa lata (choć wyglądał tragicznie: zlazła z niego guma i wystawały druciki z oplotu). Wstyd było się pokazać z tym kablem gdziekolwiek, ALE DZIAŁAŁ. To jest różnica.
A teraz od ludzi dostaję DM-y, że mają to samo. Kable oryginalne, apple'owskie. Po miesiącu, pół roku - nawet się brudnoszarawe nie zrobią, ale już nie działają. Wychodzi na to, że najwięcej rzeczy psuje się (a jakże) na ich końcówkach, gdzie podczepione są do złączy. Konrad Kozłowski mówi, że użytkownicy USB-C mają łatwiej, bo akurat ten standard w ogóle jest bardziej "odporny" niż Lightning, którego - mam nadzieję - czasy kończą się nie tylko za sprawą Unii Europejskiej.
Do dyskusji dołączył Mateusz Budzeń z Tabletowo i on uznał, że żaden kabel Apple mu się jeszcze nie uszkodził. Za chwilę podbił do niego nasz redakcyjny kolega - Konrad Kozłowski i wskazał na IKEA, gdzie są niedrogie i całkiem odporne na trudy życia kabelki, które mają certyfikat i nie są zrobione... no, sami z wiecie czego. Mam jedynie punkt odbioru IKEA w pobliżu, więc to jakaś opcja.
Do rozmowy włączył się człowiek, którego na Twitterze mega szanuję. I polecił mi kable, który powinny wytrzymać. Ja nie trzymam ładowarki wpiętej w gniazdko w jednym miejscu, jestem ultramobilny i oczekuję od swoich urządzeń tego, że będą za mną nadążać. Okej, dzięki Wojtku!
Kiedyś rzeczy były robione lepiej. Działały dłużej, bardziej niezawodnie
Bo i pyły prostsze, wiem. Tyle, że co jest skomplikowanego w durnym kabelku Lightning, który dodatkowo kosztuje sporo pieniędzy? Nie wiem. Apple tym aspektem poczęło mnie oczywiście leciutko irytować. Wiem, to gorzkie żale - Tobie działa, bo tym nie rzucasz, nie szarpiesz, chuchasz i dmuchasz. Mam porównanie z ładowarkami do starszych telefonów i niektóre kable były tak pancerne, że mógłbym z nimi iść nawet na jakiś survival i użyć do czegoś... w sumie nie wiem do czego. Do czegoś "ciężkiego", a "po robocie" to by po prostu działało.
Samochody, które dalej się trzymają (choć nie są tak bezpieczne, jak te obecne). Młynki do kawy, które dalej mielą - choć mają kilka dyszek na karku. Stare telefony, które jeszcze nawet się uruchomią i potrafią zadziałać. Magia. Mam wrażenie, że tkwimy w kołowrotku: kup, zepsuj szybko, kup nowe. I tak w kółko. Od Apple oczekuje się więcej, bo samo sobie stawia poprzeczkę wysoko. A może to ja wymagam za dużo?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu