Apple

Premiera Apple to szczyt żenady, ale wstaję i biję im brawo

Maciej Sikorski
Premiera Apple to szczyt żenady, ale wstaję i biję im brawo
158

Wypada zacząć od tego, co pisałem wczoraj rano: podziwiam Apple i jednocześnie drwię z niego. Bo nie mogę się nadziwić, ile żenady w ciągu dwóch godzin jest nam w stanie zapewnić grupa dorosłych ludzi zajmujących kluczowe stanowiska w wielkiej firmie. Jednocześnie zaskakuje mnie ich zdolność do odnajdywania się na rynku. Czy korporacja z Cupertino zmieniła wieczorem branżę? I tak, i nie. Nie, ponieważ nie pokazali zbyt wiele nowinek. Tak, bo znowu zebrali do kupy pomysły konkurencji, opakowali je w piękne słowa i sprzedadzą za miliardy dolarów. Śmiejcie się z Tima Cooka, ale pod niektórymi względami on przebija swojego poprzednika...

Gdy Matka Natura pozbawia ludzi genu zażenowania

Czasem mam wrażenie, że otaczająca nas rzeczywistość to musi być sen wariata. Bo jak inaczej wytłumaczyć sytuację, gdy podczas prezentacji produktów najdroższej firmy świata, potentata dysponującego miliardami dolarów, przez kilkanaście-kilkadziesiąt minut obserwujemy i słuchamy, jak ludzie grają na komórce? Scena, w której jeden Japończyk mówi o graniu na telefonie podczas jedzenia hamburgera, jego rodak zdobywa złote monety, a gościom sprawę objaśnia tłumacz, to rzecz, której nie powstydziliby się bracia Wachowscy. Gdy jeszcze byli braćmi.

Ktoś oczywiście powie: halo, facet, co ty gadasz? Przecież to Nintendo i legendarna postać z branży gier! Zgoda, nie zaprzeczam - współpraca ciekawa i z pewnością może się okazać opłacalna dla obu stron. Ale nie zmienia to faktu, że całość wygląda komicznie. To samo dotyczy zresztą sceny, w której Apple Watch okazuje się idealnym narzędziem do łapania Pokemonów. Powstają fenomenalne (w ich opinii) urządzenia, które świetnie sprawdzą się w... zbieraniu nieistniejących stworków. Czy to zarzut wobec Apple? Nie do końca - skoro tłum na sali się cieszy, a ludzie będą kupować inteligentny zegarek, by łatwiej okiełznać Pokemony...

Nadal dziwi mnie także to, że pracownicy lub ludzie zaproszeni przez Apple, są w stanie zachwalać funkcje i rozwiązania, które właśnie wprowadziła firma, a które już znamy. Czasem od lat. Zmiany w iWork, iP67 w smartfonie, nowości w module foto - przecież już to widzieliśmy. Tymczasem ktoś staje na scenie i bez mrugnięcia okiem obwieszcza światu, że Apple zmienia świat. Nadal są pod tym względem mistrzami (kiedyś kolega opowiadał o filmie z Korei Północnej - obywatele są uczeni, że rodzina panująca wymyśliła wszystko od podstaw: od koła, przez żarówkę, po komputer. Tak tylko wspominam). Ale nie tylko tu dostrzegam ciekawe rzeczy: pan Ive wciąż wyczynia cuda opowiadając o nowych produktach:

Obudowa nowego iPhone'a pełna jest symboliki z legend zaratustriańskich, wzbogaciliśmy to elementami malarstwa majańskiego i motywami przewodnimi myśli Tomasza z Akwinu. Na podstawie danych przesłanych z odległej galaktyki stworzyliśmy nową technologię i wiemy już, że obudowę należy trzy razy obtoczyć w mące pochodzącej ze starożytnego Egiptu, pokropić potem ryby z jeziora Świteź, a następnie wypalić w ogniu, który rozpalił Abraham Lincoln. Gdy dotkniesz nowego iPhone'a, będziesz czuł moc, jaką zaklął w nim Odyn trzymany za rękę przez Alladyna siedzącego na Pegazie.

No tak mniej więcej brzmią opisy serwowane przez firmę ustami Sir Ive'a. Niestety, nie mogę oddać brytyjskiego akcentu.

Cholera, nikt tak nie czaruje

Patrzyłem, jak facet mówi o hamburgerze i zbieraniu monet, jak ktoś plecie o naklejkach z Mario, jak menedżer łączy konfetti i tekst o najlepszym OS świata, jak firma przekonuje o swojej odwadze, która zmienia świat i prezentuje nowe paski do zegarka, jak korporacyjny bonzo mówi o ultimate device oraz o powerful device i łapałem się za głowę jednocześnie kręcąc nią z niedowierzaniem. A mimo to widziałem drugą stronę medalu: obraz firmy, która nadal ma przewagę nad konkurencją. Piszę to całkiem serio.

Pojawią się pewnie głosy, że większość rzeczy, nowinek wprowadzonych do iPhone'a 7 oraz modelu Plus, to odgrzewane kotlety. Bo pokazywały to już firmy Samsung, Sony, Huawei czy LG. To prawda. Ale to Apple zebrał wszystko do kupy, prawdopodobnie dopracował i przedstawił ludziom jako produkt z kosmosu. Wszystko znamy, model przypomina poprzednika, a sprzęt jednak robi wrażenie. Czy jakaś inna firma potrafi to zrobić? Co więcej, oni pokazują, że uczynili zegarek wodoszczelnym - chwalą się rzeczą, która od dekad nie robi wrażenia na użytkownikach zwykłych czasomierzy i tworzą z tego show. Ktoś może pomyśleć, że Apple wymyśliło nie tylko wodoszczelność w smartwatchach, ale w ogóle w zegarkach. Wszak wcześniej na obrazku mieliśmy wymienionych znanych producentów tych urządzeń i Apple w ich gronie.

Robią nadal świetnie to, co robił Jobs: obserwują, wyłapują, poprawiają, zmieniają nazwę, dodają opakowanie, łączą tak, by było miło i łatwo, a następnie ogłaszają światu przełom. Przełom, który ludzie kupują i nadal będą kupować, a mnie to wcale nie dziwi.

Niedawno psiałem, że Tim Cook od pięciu lat zasiada w fotelu CEO Apple. Dobry z niego szef? Powtarzam, że dobry i teraz też to napiszę. Politykę i "filozofię" firmy opracowaną przez Jobsa ogarnia w drobnych szczegółach. Zamienił Apple w maszynę do robienia pieniędzy i jestem przekonany, że nadal będzie kosił miliardy dolarów. Na udoskonalanych urządzaniach, w tym na sztandarowym iPhone i na Watchu, który zaczyna być atrakcyjny (co nie jest jednoznaczne z "to atrakcyjna propozycja" - stwierdzam raczej, że da się z niego korzystać. Krótko, ale jednak...), na dodatkach, które wbrew pozorom przynoszą dużą kasę, a które sprawiają wrażenie innowacyjnych - przykładem AirPods, a także na współpracy i usługach.

Apple znowu pokazało, że jest w stanie przyciągnąć tych największych, widzieliśmy Nintendo, Facebooka (Instagram) czy Nike i zrobić z nimi biznes, który może przynieść kolejne worki złota. Trudno sobie dzisiaj wyobrazić, która firma oparłaby się współpracy, gdyby Apple naprawdę zależało. A niewiele jest takich, które na dzień dobry powiedziałyby "nie, z wami nie współpracujemy". Apple pojawia się na przeróżnych polach i zdobywa wsparcie, które dobrze wróży na przyszłość.

Jest też element, o którym pisałem niejednokrotnie: sprzedaż urządzeń staje się nie tyle celem nadrzędnym, co sposobem na dotarcie do ludzi, którzy na stałe oddadzą swoje portfele Apple. Dostarczyli już na rynek miliard telefonów, a te pozwoliły im zbudować nie tylko grono odbiorców usług muzycznych, ale też np. olbrzymią rzeszę klientów kupujących aplikacje. Ten wątek uznaję za naprawdę ważny - to ciekawsze i bardziej istotne niż nowy Watch. Tim Cook doskonale zdaje sobie sprawę z tego, o co toczy się gra i co jest do zdobycia. Bez względu na to, czy w najbliższych latach pokażą samochód, gogle VR czy magiczną różdżkę, utrzymają się na szczycie.

To jest fenomen: miks żenady, podpatrywania innych, spokoju i zadufania, który daje miliardy dolarów zysku w każdym kwartale. I będzie dawał nadal.

PS Patrzę na ceny nowych smartfonów i unoszę brwi tak wysoko, że zamiatam nimi sufit. Oj zarobią tej jesieni...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu