Felietony

Kupiłem dwa ultraflagowce i czuję się oszukany. Apple ma nas i będzie mieć gdzieś

Jakub Szczęsny
Kupiłem dwa ultraflagowce i czuję się oszukany. Apple ma nas i będzie mieć gdzieś
Reklama

Jestem jednym z tych wiernych fanów technologii, którzy z zapartym tchem śledzą każdą premierę. Gdy telefony: mój i mojej partnerki przestały już nam wystarczać, postanowiłem zainwestować w dwa iPhone’y 15 Pro Max. Tak, dobrze przeczytaliście – dwa. Jeden dla mnie, drugi dla lepszej połówki. Wydałem na nie małą fortunę, mając nadzieję, że będą warte każdej wydanej złotówki. I co? Znowu czuję się jak frajer, który dał się nabrać na kolejną marketingową pułapkę.

Podczas ostatniej — z początku tragicznej — konferencji WWDC, Apple dumnie zaprezentowało swoje najnowsze dzieło — Apple Intelligence. Narzędzie oparte na technologii OpenAI, miało zrewolucjonizować moje życie. Problem w tym, że ta rewolucja najpewniej ominie Polskę szerokim łukiem. Apple ogłosiło, że początkowo narzędzie będzie od premiery dostępne tylko w USA, a kolejne kraje będą dodawane dopiero w 2025 roku. I wiecie co? Mam poważne wątpliwości, czy Polska kiedykolwiek znajdzie się na tej liście.

Reklama

Nie jest to pierwszy raz, kiedy Apple pokazuje nam środkowy palec. Pamiętacie jeszcze Siri? Zaprezentowano ją światu w 2011 roku. Minęło 13 lat, a Siri nadal nie mówi po polsku. Apple traktuje nas jak kraj trzeciego świata — mamy płacić za ich produkty jak za zboże, ale w zamian dostajemy wybrakowane urządzenia. Bo jak inaczej nazwać iPhone'a, który w Polsce nie działa w ramach pełni swoich możliwości?

Jasne, mogę korzystać z Siri po angielsku. Ale to nie jest to samo. Moja mama, która angielskiego nie zna, z Siri nie skorzysta. Twój dziadek? Nie twierdzę, że dziadków znających angielski nie ma, ale wielu z nich nie miało szansy się go nauczyć. Apple w Polsce sprzedaje swoje urządzenia w pełnych cenach, nie zważając na to, że brakuje im kluczowych funkcji dostępnych w innych krajach. Ktoś z Was uważa to za fair? Wiem, życie nie jest fair. Ale, na Steve'a Jobsa, są jakieś granice.

Płacimy za obietnice, które się nie spełniają. Apple w swoich materiałach marketingowych obiecuje cuda na kiju, a my, jak te owce, podążamy za nimi, wierząc, że tym razem będzie inaczej. Że może teraz nas zauważą, że może w końcu dostaniemy to, za co płacimy. A potem przychodzi zimny prysznic. Kolejne ograniczenia regionalne, kolejne "innowacje", z których nie możemy korzystać. Kolejne kopniaki w sam koniec ludzkiego układu pokarmowego.

Apple wie, że ma nas w garści. Wie, że wierni klienci także z Polski i tak kupią ich produkty, nawet jeśli są one okrojone z najnowszych funkcji. Bo przecież to Apple. Marka, prestiż, jakość, emejzing. A my? Sięgamy po portfele. Co nam innego pozostaje? Android? Ten Samsungowy zaczyna kusić coraz mocniej. Samsung DeX, Galaxy AI i wiele innych — a to, że będzie płatne, to już pal licho. Wolałbym zapłacić i mieć, niż nie mieć w ogóle.

Mam dość bycia traktowanym jak obywatel drugiej kategorii. Mam dość płacenia fortuny za urządzenia, które są jedynie cieniem tego, co oferuje Apple w USA. Może czas przestać wierzyć w bajki o "lepszym od wszystkiego" Apple? Może czas zrozumieć, że dla korporacji liczą się tylko rynki, na których mogą zarobić najwięcej, a Apple jest w deprecjonowaniu "mniej rentowych" regionów mistrzem nad mistrzami? Bo przecież reszta świata może sobie poczekać. Może — choćby i wiecznie.

Teraz, za każdym razem, gdy wezmę do ręki mojego "ultraflagowca", będę pamiętał, że dla Apple jestem tylko kolejnym numerem w statystykach sprzedaży. Że wspieram korporację, która tak naprawdę ma mnie gdzieś. A są na rynku tacy, którzy przynajmniej próbują oddać nam pełną funkcjonalność swoich produktów. Ja na razie czuję się oszukany i mam poważne wątpliwości co do tego, czy kiedykolwiek Apple zmieni swoje podejście do polskiego rynku. 20. gospodarka świata nie zasługuje na to, by znaleźć się w choćby peryferiach centrum uwagi Apple'a.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama