Ile mocy potrzebujecie w ładowarce do swojego telefonu? Gwarantuje wam, że dużo mniej, niż dziś oferują producenci.
Pogubiłem się. Nie wiem, czy to jeszcze ładowarka to telefonu, czy już zasilacz stacjonarnego komputera
Smartfony z roku na rok stają się coraz lepsze. Mamy coraz bardziej zaawansowane aparaty, coraz lepsze wyświetlacze i coraz mocniejsze procesory. Jednocześnie, za każdym razem powtarza się w tej kwestii bardzo podobny scenariusz.
Otóż na samym początku producenci zaczynają zwracać na coś uwagę (np. na to, że zdjęcia są niskiej rozdzielczości) i zaczynają pracować nad poprawą sytuacji. Tak z 2 Mpix robi się 3, następnie 5 i 12 Mpix. Za każdym razem zmiana ma realny wpływ na jakość robionych fotek. Zmianę z 12 na np. 48 Mpix widać już jednak znacznie mniej. Zmiana z 48 na 64 jest praktycznie niezauważalna, a z 64 na 200 - niedostrzegalna gołym okiem, chociaż w tym wypadku mówimy o ogromnym przeskoku.
Podobnie jest z każdą inną dziedziną, jak ekrany czy procesory. Jednak obecnie najlepiej jest to widać na przykładzie ładowanie.
300 W ładowania? A po co się szczypać, dajmy od razu 500
W ile można dziś naładować smartfon? Odpowiedź brzmi - to zależy, jaką mamy ładowarkę, ale ogólnie zajmuje to chwilę. Dzięki szybkiemu ładowaniu od zera do około 30 proc. możemy naładować smartfon w kilka minut, a do pełna - w mniej niż godzinę. Oczywiście tutaj też mieliśmy ten sam schemat, gdzie najpierw moc ładowania wynosiła około 5 W, potem 18 czy 25 W. Wtedy postęp był bardzo zauważalny i pozwalał skrócić czas ładowania o połowę.
Jednak im większa moc, tym więcej przeszkód się pojawiało. Zaczęto dzielić ogniwa, by móc je dłużej ładować z większą prędkością, a i tak nominalną wartość ładowania można było osiągać tylko na początku. Dlatego zmiana z 60 na 120 W ładowania nie przyspieszała procesu tak bardzo. 240 W też nie wniosło aż tak dużo, ponieważ na tym etapie zysk czasowy ze zwdojenia mocy ładowania liczony był już w minutach albo częściach minut, a do głosu zaczęły dochodzić inne zmienne.
Tutaj mowa przede wszystkim o problemach z nagrzewaniem się i tym, jak ładowanie z taką mocą wpływa na żywotność baterii. Jednak w tym wypadku niektórzy producenci prą dalej, badając, gdzie leżą granica, za którymi konsumenci powiedzą dosyć. Jak wynika z ostatnich przecieków, trzy marki - realme, Xiaomi i Redmi - mają już opracowaną technologię ładowania z mocą aż 300 W.
Niestety, w tym przypadku wiadomo, że olbrzymią rolę gra też marketing. Konsumenci nie będą mieli pojęcia, co oznaczają cyferki przy procesorze (i czy Snapdragon 8 gen 2 jest lepszy od Mediateka 92000) oraz co znaczy skrót OLED, ale będą wiedzieli, że 24 GB RAM jest lepsze niż 20, a 300 W ładowanie jest lepsze od 240 W.
W obu tych wypadkach wpływ tak wykręconych wartości na realne doświadczenia z urządzeniem jest pomijalny, albo wręcz zerowy, bo algorytm czyszczenia RAMu zadziała na długo, zanim zbliżymy się do jego wypełnienia, a wspomniane 300 W przyczyni się do tego, że naładujemy telefon o 20 sekund szybciej niż z 240 W.
Dlatego w najbliższym czasie z pewnością zobaczymy jeszcze niejedno takie przesuwanie granicy, a ładowarki do telefonów za chwilę będą miały wystarczającą moc, by zasilić współczesnego peceta (już teraz przecież można zobaczyć 300 W zasilacze). Szkoda, tylko, że w tym wszystkim gdzieś gubi się to, czego użytkownicy naprawdę potrzebują.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu