Felietony

Pogubiłem się. Nie wiem, czy to jeszcze ładowarka to telefonu, czy już zasilacz stacjonarnego komputera

Krzysztof Rojek
Pogubiłem się. Nie wiem, czy to jeszcze ładowarka to telefonu, czy już zasilacz stacjonarnego komputera
7

Ile mocy potrzebujecie w ładowarce do swojego telefonu? Gwarantuje wam, że dużo mniej, niż dziś oferują producenci.

Smartfony z roku na rok stają się coraz lepsze. Mamy coraz bardziej zaawansowane aparaty, coraz lepsze wyświetlacze i coraz mocniejsze procesory. Jednocześnie, za każdym razem powtarza się w tej kwestii bardzo podobny scenariusz.

Otóż na samym początku producenci zaczynają zwracać na coś uwagę (np. na to, że zdjęcia są niskiej rozdzielczości) i zaczynają pracować nad poprawą sytuacji. Tak z 2 Mpix robi się 3, następnie 5 i 12 Mpix. Za każdym razem zmiana ma realny wpływ na jakość robionych fotek. Zmianę z 12 na np. 48 Mpix widać już jednak znacznie mniej.  Zmiana z 48 na 64 jest praktycznie niezauważalna, a z 64 na 200 - niedostrzegalna gołym okiem, chociaż w tym wypadku mówimy o ogromnym przeskoku.

Podobnie jest z każdą inną dziedziną, jak ekrany czy procesory. Jednak obecnie najlepiej jest to widać na przykładzie ładowanie.

300 W ładowania? A po co się szczypać, dajmy od razu 500

W ile można dziś naładować smartfon? Odpowiedź brzmi - to zależy, jaką mamy ładowarkę, ale ogólnie zajmuje to chwilę. Dzięki szybkiemu ładowaniu od zera do około 30 proc. możemy naładować smartfon w kilka minut, a do pełna - w mniej niż godzinę. Oczywiście tutaj też mieliśmy ten sam schemat, gdzie najpierw moc ładowania wynosiła około 5 W, potem 18 czy 25 W. Wtedy postęp był bardzo zauważalny i pozwalał skrócić czas ładowania o połowę.

Jednak im większa moc, tym więcej przeszkód się pojawiało. Zaczęto dzielić ogniwa, by móc je dłużej ładować z większą prędkością, a i tak nominalną wartość ładowania można było osiągać tylko na początku. Dlatego zmiana z 60 na 120 W ładowania nie przyspieszała procesu tak bardzo. 240 W też nie wniosło aż tak dużo, ponieważ na tym etapie zysk czasowy ze zwdojenia mocy ładowania liczony był już w minutach albo częściach minut, a do głosu zaczęły dochodzić inne zmienne.

Tutaj mowa przede wszystkim o problemach z nagrzewaniem się i tym, jak ładowanie z taką mocą wpływa na żywotność baterii. Jednak w tym wypadku niektórzy producenci prą dalej, badając, gdzie leżą granica, za którymi konsumenci powiedzą dosyć. Jak wynika z ostatnich przecieków, trzy marki - realme, Xiaomi i Redmi - mają już opracowaną technologię ładowania z mocą aż 300 W.

Niestety, w tym przypadku wiadomo, że olbrzymią rolę gra też marketing. Konsumenci nie będą mieli pojęcia, co oznaczają cyferki przy procesorze (i czy Snapdragon 8 gen 2 jest lepszy od Mediateka 92000) oraz co znaczy skrót OLED, ale będą wiedzieli, że 24 GB RAM jest lepsze niż 20, a 300 W ładowanie jest lepsze od 240 W.

W obu tych wypadkach wpływ tak wykręconych wartości na realne doświadczenia z urządzeniem jest pomijalny, albo wręcz zerowy, bo algorytm czyszczenia RAMu zadziała na długo, zanim zbliżymy się do jego wypełnienia, a wspomniane 300 W przyczyni się do tego, że naładujemy telefon o 20 sekund szybciej niż z 240 W.

Dlatego w najbliższym czasie z pewnością zobaczymy jeszcze niejedno takie przesuwanie granicy, a ładowarki do telefonów za chwilę będą miały wystarczającą moc, by zasilić współczesnego peceta (już teraz przecież można zobaczyć 300 W zasilacze). Szkoda, tylko, że w tym wszystkim gdzieś gubi się to, czego użytkownicy naprawdę potrzebują.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu